Metoda Krakowska, czyli fluoksetyna cz.4
Jaś kończy okres wprowadzeniowy leku. Od jutro przechodzimy na pełną dawkę 10 mg. Wczoraj jednak byliśmy na zajęciach z Metody Krakowskiej u naszej Asi.
W związku z faktem, że byłem nieco rozkojarzony wczoraj, Jaś musiał kierować mnie do miejsca, gdzie Asia prowadzi terapię. Oczywiście bez żadnych problemów dotarliśmy tam gdzie należało, łącznie z windą. Podczas zajęć Jaś był lekko rozkojarzony jak jego ojciec i Asia wskazała na słabą 4 jeżeli chodzi o jego skoncentrowanie, ale myślę, że gdyby wiedziała jak Jaś się popisywał potem to dałaby mu 5! Dziękuję Asiu :)
Ale po kolei. Wsiedliśmy do auta po zajęciach i jedziemy do przedszkola. Na światłach stanęliśmy w ciągu aut. Nagle Jaś krzyczy KUBA!!! Rozglądam się nic nie widzę, a w szczególności Kuby, jego kumpla z przedszkola. Ale Jaś dalej KUBA!!! Tato KUBA jedzie!!!
Przecieram oczy nic nie widzę. Ok stwierdziłem ojciec ma omamy i koniec, nie należy sprzeczać się z synem!!! Jaś jednak uparty woła: TATA KUBA JEDZIE i pokazuje na auto przed nami! Patrzę no mercedes, przecież…ale na rejestracji napis “DO KUBA”. Padłem. Zawiozłem Jasia ze wstydem, bo Jasiek chyba mnie rugał za brak uwagi…ale ten poranek był koszmarny.
Odebrałem Jasia o 15.30 z przedszkola. Pytam się Kasi jak tam Jasiek, a ona no fajnie normalny, fajnie jadł, fajnie czytał…i tutaj mnie trafiło, od razu stałem się czujny. Niestety musieliśmy pojechać do sklepu ogrodniczego kupić preparaty różne do ogródka!
Wytrąciło mnie to z koncentracji no i znów mi się oberwało. Gdy z Kamilem kupowaliśmy środki i nawozy do ogródka, Jasiek podbiegł i powiedział: “Tato chodź tu kup mrówki”. Szok o co chodzi. Zlekceważyłem dziecko. No i dostało mi się zjebkę: “Masz kupić mrówki!” Palec wyciągnięty do przodu pokazany na opakowanie czegoś czerwonego. Na nim napis: Środek na mrówki.
Nie skomentowałem, tylko przypomniałem sobie że żona kazała mi kupić coś na wszędobylskie mrówki. Jak ten Jasiek to skojarzył? jak ten Jasiek to przeczytał?!!!
Cóż miałem słaby dzień do końca. Gdy już przyjechaliśmy do domu, Jaś “targnął” się na jakąś książkę, a ja zrobiłem kolację. Po kolacji Jasiek przybiega i prosi poczytaj mi tato. Miałem już czytania dość, literki pływały w oczach, więc postanowiłem skrócić czytanie…poprzez opowiadanie.
Książka pt.:OWIECZKA LENA LECI NA KSIĘŻYC, STRONA 5, prezentuje owieczkę patrzącą na uśmiechnięty Księżyc. Moja interpretacja: Owieczka była zmęczona, było ciemno, więc poszła spać.
Jasiek popatrzył na mnie i powiedział: NIE! Cóż należy dziecko zdecydowanie przekonać, że nie ma racji pomyślałem. A tu zdecydowane: NIE! Tato, tutaj OWIECZKA LEŻY NA TRAWIE I …KSIĘŻYC. Padłem, gdy sprawdziłem, że Jaś to przeczytał.
To był ciężki dzień.