Janek zdobywca Śnieżnika.
sierpień 8, 2016 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Śnieżnik ma pewną magiczną siłę dla mnie. Za każdym razem kiedy na niego wchodzę, to jeżeli uda się wejść, potem życie płynie jakoś lepiej. Z Jankiem wchodziliśmy na Śnieżnik z 5 razy i zawsze coś nam się zdarzało, co powodowało że uciekaliśmy z tej góry w popłochu. Tym razem Janek stanął na szczycie, delektował się nim i widział…kwitnące piękne wrzosy.
Śnieżnik ma 1 426 m n.p.m i należy do korony polskich Sudetów.
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Anie%C5%BCnik_(g%C3%B3ra)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Korona_Sudet%C3%B3w_Polskich
W dniu kiedy postanowiliśmy go zdobyć było fajnie, słonecznie, ale pod górą ani Jasiek, ani Ja nie mieliśmy jakoś sił na jego zdobycie…ale poszliśmy. Wybraliśmy najkrótsze podejście spod Jaskini Niedźwiedziej w Kletnie.
http://jaskinianiedzwiedzia.pl/
https://mapa-turystyczna.pl/route?q=1725n,1713n,1714n,1725n
Wejście miało nam zająć 2:15h i dystans do pokonania był około 4,7 km. Niestety od samego początku “hamulec” włączał się Jaśkowi, mi i żonie, jedynie Kamil i Iwo szli do przodu…i czekali aż doczłapiemy się do nich.
Na starcie niezłym motywatorem dla Jaśka były kijki, których umiejętnie używał.
Potem kłody sosnowe, które są najlepsze do chodzenia….
…a potem fakt zbliżania się do schroniska.
Po odpoczynku pod schroniskiem liczyliśmy na zapał Jaśka do zdobywania góry, ale jak się okazało to nie był nasz dzień. Szliśmy, wspinaliśmy się ale “hamowania” było sporo…ale to ta magia tej góry…i te widoki.
Jak Jasiek zobaczył szczyt, jak udało mu się wyprzedzić Pana Andrzeja…i był znów pierwszy to poszedł jak burza po kamolach zdobywać Śnieżnik.
Zasuwał do momentu, gdy mógł usiąść na ławeczce na najwyższym miejscu góry, po starej wieży.
Na górze miał swoje 3 minuty. Poznał Panią z Czech, która miała świetne psy. Pogłaskaliśmy. Pogadał z kimś, nawet nie wiem kim ten ktoś był. Pokazał na wrzosy i zaczęliśmy schodzić…a raczej “powoli spadać”
Zejście było trudne i trwało 2:10h zamiast 1:10h. Podobnie było z naszym wejściem, które trwało 2:41 h zamiast trochę ponad 2h.
Gdy zeszliśmy, po prostu padliśmy, a Jaśka nagle ocuciło pojawienie się dinozaurów, które wcześniej jakoś nie były dla nas widoczne…ale w samochodzie nagle wszyscy byli skrajnie głodni i skrajnie zmęczeni!
Udało się i się nie poddajemy. Jeżeli pogoda pozwoli to następnym szczytem do pokonania będzie czeski Pradziad, który ma 1 491 m n.p.m