Kłodzka Góra 2.
styczeń 29, 2019 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Gdy fen wieje to na Górach Bardzkich się zatrzymuje i wtedy na “małych górach” trudno zrobić krok. Ja lubię Góry Bardzkie. W lecie są fajnym miejscem dla wszystkich, także tych początkujących. W zimie…cóż tak jak na Ślęży, niby łatwo, niby nisko, a są to góry z olbrzymią ilością śniegu, wiatrów po prostu.
Zanim wyjechaliśmy popatrzyłem na te nasze “letnie” wpisy.
http://www.zespoldowna.info/gory-bardzkie-dla-kazdego.html
http://www.zespoldowna.info/klodzka-gora.html
Wybraliśmy tą pierwszą trasę z Przełęczy Łaszczowej, czyli 7,8 km do pokonania i w lecie zajęło nam to 2:29 h. Dlaczego o tym piszę…bo warto cenić zimę i zawsze mieć w głowie jak wszystko to się zmienia, dzięki niej.
Temperatura –2C, wieje ciepły fen, ale na przełęczy nawet 10 cm śniegu, mokrego.
Tutaj jeszcze razem, ale nie trwało to długo. Krótki podbieg i Kamil nas odstawia…dobrze, że od początku pilnował się i czekał.
Pierwsze podejście jest zawsze najtrudniejsze…i daje popalić choć w śniegu, i te podmuchy wiatru potrafią pod górkę zatrzymać.
Między przełęczą, a Kłodzką Górą można spotkać na szlaku niezwykłe kamienie graniczne z datą 1746 i była to dla nas niespodzianka, bo nie pamiętaliśmy by kiedykolwiek takie widzieliśmy wcześniej.
https://polska-org.pl/7228304,Kamien_graniczny.html
Dla nas był to też w pewnym stopniu kamień graniczny, łatwej przeprawy…zaczęło się!
Wiatr zrzucający śnieg z drzew to pestka wobec zasp. Kamil jak zwykle po prostu sobie szedł, ale Jasiek nie dawał rady iść nawet po jego śladach. Musieliśmy zejść ze szlaku tak aby omijać “jęzory” zasp.
Kamil pierwszy doszedł do podejścia pod Ostrą Górę 751 m…i jak zawsze to powtarzam, że jeżeli coś ma w swojej nazwie Ostra, to zawsze coś w tym jest, nie warto lekceważyć
Kamil pierwszy, Janek drugi, my za nimi. Janek postanowił jednak przegrupować grupę i iść ze mną…i stało się. Wiatr powiał i śnieg spadł…tak nas przywitała Ostra. Ja straciłem oddech, Kamil miał już dość, a Jasiek nagle zaczął czytać co jest napisane Asi i zapomniał, że trzeba było trochę się zmęczyć by wejść.
…a najgorsze było przed nami. Najtrudniejsze miejsca do przejścia w takich górach to przełęcze. Wiatr przepycha przez nie wszystko…i metry śniegu są na szlaku, często nie do przejścia. Między Ostrą Górą a Gajnikiem 747 m jest siodło i dało nam w kość.
Zero jakiegokolwiek śladu, że ktoś tędy szedł przed nami…musieliśmy się przegrupować, ja pierwszy, za mną Kamil by torować drogę a potem Janek i Asia.
Dopóki były młodniki buczyny jakoś się szło, a potem ponad metr śniegu, a zaspa jak lodowiec na szlaku…więc boczkiem, boczkiem i udało się.
…i udało się dotrzeć do Gajnika. To co jest fajne w Górach Bardzkich, to że nawet najmniejszy szczyt jest precyzyjnie oznaczony i dla turysty są to świetne punkty rozpoznawcze.
Z Gajnika, Janek który szedł za nami, postanowił iść pierwszy…niedługo, ale szedł.
Zaskoczył mnie tym, że kojarzył Góry Złote i Borówkową z jej wieżą dominującą na horyzoncie.
Między Gajnikiem a Szeroką Górą 766 m (najwyższy szczyt Gór Bardzkich, a nie Kłodzka Góra) znów było siodło, pełne śniegu.
I znów boczkiem, boczkiem i udało się przejść.
Gdy wydawało się, że już najgorsze za nami, pod samą Szeroką była katastrofa…czyli dlaczego nie wolno lekceważyć zimy w górach.
Najpierw były zaspy po kolana moje, które dzięki mojemu trałowaniu były po kolana Jasiowi…ale potem były takie co były mi po pas i nie dało się ich ominąć!!!
Schodząc z trasy trafialiśmy na jeszcze większe, które choć nie robiły wrażenia, bo ich w istocie nie było widać, zmuszały nas do atakowania tych nawiewów bezpośrednio…a gdy już je mijaliśmy to jazda do przodu była bez trzymanki, Kamil gnał po prostu.
…aż do podejścia pod Kłodzką i rozejścia na Szeroką.
Kamil świetnie nas poprowadził na szczyt Kłodzkiej Góry o wysokości 757 m, on musiał go pamiętać, bo jest schowany w krzakach i to trzeba wiedzieć, po prostu!
Kłodzka zdobyta, a Jasiek przypomniał sobie o naszej małej tradycji: rodzinnym selfie, więc oto my w całości bez Iwa.
Dlaczego góry zimą są trudne? Warto porównać czas przejścia w lecie i zimie tą samą trasą.
Na szczycie czekała nas jeszcze jedna atrakcja oczywiście. Podbijanie książeczek, frajda na całego!
Po wypiciu herbaty białej oczywiście i po drugim śniadaniu przyszedł czas na podejście na Szeroką. Zejście jak to u nas bywa było zbiegające, a potem zgodnie ze wskazaniem tablic poszliśmy na niedocenianą Szeroką
Zdobyliśmy w zimie zatem najwyższy szczyt Gór Bardzkich, stąd obowiązkowe selfie, przypilnowane przez Janka.
Powrót z Szerokiej szlakiem nie wchodził w rachubę. Znając skróty postanowiliśmy zejść z niej trawersem i dojść do drogi dla rowerów, bo tam na pewno nie było zasp, a wiatr z pewnością przerzucał śnieg górą…tak dobrze myśleliśmy. Tylko był jeden problem: trzeba było zrobić ten trawers. I znów ja pierwszy, Kamil drugi, Janek i Asia za nami.
O ile wcześniejsze zaspy powodowały strach u Jaśka, to tutaj już się śmiał, jak wpadłem po pas do dziury i nie mogłem wyjść, albo jak sam się wywrócił, bo nie był w stanie “sięgnąć” po ślady kroku Kamila.
…ale zeszliśmy i wtedy nagle nasz najmłodszy dostał skrzydeł, bo wiatru nie było!
Ostatnie 3 km “rowerówką” to było pasmo żartów, dokuczania Kamilowi i na koniec mi się dostało.
Kamil przezornie przyspieszył, ale mi się obrywało, bo przecież śnieg jest lepki i mokry, kulki same się robiły, a rzucanie we mnie to łatwizna na to wygląda.
Janek z tymi kulkami gonił mnie aż do parkingu a tam niespodzianka, kilka samochodów, brak wiatru i mało śniegu…było już 3C.
Niby tylko prawie 8 km, ale zajęło nam to ponad 3h. Ja byłem zmęczony, po rodzinie jakoś nie było to widać, ale na to wygląda że tak musi być. Góry bardzkie znów dały nam radości i przygód. Ja polecam, bo warto tam być.