Najtrudniejsze wejście Komarča…i nic tam 15 km, 10 godzin w górach.
listopad 6, 2017 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Czasami trzeba być szalonym. Czasami trzeba wierzyć…i nie muszą to być szczyty do zdobycia. Ściana Komarča jest z nami od początku naszych wyjazdów do Słowenii. Gdy budzimy się, widzimy blisko 800 metrową ścianę. Gdy wychodzimy w góry zawsze ona tam jest. Byliśmy już tam kiedyś, gdy Jaś miał 4 lata mniej, całą ekipą i było to na tyle wyzywające, że czekała na kolejny raz aż do tego roku. To był nasz wyczyn, to było osiągnięcie i dowód, że dziecko z zespołem Downa może, po prostu może!
Czym jest Komarča możecie zobaczyć tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=CYeAvCYGPoI
https://www.youtube.com/watch?v=yl0YvM9Cgp0
Wchodząc na tą “ścianę” na wysokość 1 267 m trudno robić zdjęcia. Weszliśmy na tą ścianę, 737 metrów przewyższenia od parkingu i ten wpis jest o tym, jak i o wspaniałych Triglavskich jeziorach.
http://www.slovenialocations.com/bohinj-crno-jezero.html
Komarča u stóp robi wrażenie. Człowiek się zastanawia jak to możliwe, że inny człowiek już tam kiedyś wszedł. To jest trudny technicznie szlak, który wymaga cierpliwego, dobrego stawiania nóg, nie bania się wysokości, to na pewno i precyzji w ocenie swoich sił…szczególnie na mijankach i na łańcuchach. Dodatkowo trzeba być przygotowanym na różne potrzeby, więc plecaki są ciężkie i mamy dużo w nich rzeczy.
Podejście jest urokliwe, gdyż wchodzi się do pięknego lasu bukowego, z białymi skałami. Jednak ten fragment podejścia trwa dość krótko. Chłopcy tak jak się rozpędzili, tak zahamowali
Wapienne, ostre skały wymagały dużej umiejętności od Jaśka. Nawet dziś wspominałem to, że bez karate i wcześniejszych treningów, Jasiek nie miałby szans na to podejście, a tak….szli do przodu. Nasza wyprawa zaczęła się o 7.40, a wejście rozpoczęliśmy przed 9.00 i na dole było chłodno. Im było wyżej tym było cieplej i wysoko oczywiście. I tak było cały dzień. W jednym miejscu za ciepło, innym za chłodno. Do granicy lasu, dodatkową przeszkodą były powalone drzewa, z których Jasiek zrobił sobie zabawę.
Potem już nie było tak łatwo. Nie można było iść nawet w bliskiej odległości ze względu na obsuwające się kamienie.
Próbowałem asekurować Jaśka, ale nie chciał. Powoli metodycznie stawiał nogi i szedł sam. Gdy mijali nas schodzący w dół Hiszpanie na tej wąskiej drodze, nie mogli uwierzyć, że chłopak z ZD idzie do góry i jeszcze ich wita po angielsku…ba nawet wyrwało mu się “Ketal!” na powitanie po hiszpańsku. Był wtedy “kupiony”. Jeden chłopak pomógł mu podejść pod skałę, to już dziewczyny z góry wręcz wyciągały rękę by się przywitać i mu pomóc.
Nasze podejście okazało się być surową lekcją wytrzymałości, gdyż na przestrzeni 100 m odległości poziomej, weszliśmy na 105 pięter do góry, co dało 2,7 km. Zajęło nam to ponad 2h!!!
Ale warto było. W momencie dotarcia na szczyt pojawił się las niczym z “Piratów z Karaibów” i widok pięknego Czarnego Jeziora, pierwszego, którego w tym dniu mieliśmy zobaczyć.
Po śniadaniu poszliśmy dalej w górę. Byliśmy na poziomie 1 300 metrów a mieliśmy pójść jeszcze wyżej…o jakieś 460 metrów Jak to pięknie jest pisać. Inaczej było w górach. Szliśmy do przodu Janek lider, bo skały, bo drzewa, a nie było widać końca podejścia.
W pewnych momentach znów było na tyle stromo, że każdy szedł sam, często “na głowie” osoby idącej z tyłu.
Jedyną przeszkodą dla Jaśka był wciąż jego bardzo słaby pas biodrowy. Przejście przez kamień, drzewo w pozycji wyprostowanej było dużym wysiłkiem. Wciąż, jak większość dzieci z ZD, pokonywał przeszkody na dwa tempa: najpierw nogi, uklęknięcie i podciągnięcie tułowia, a potem do góry. To co było jego niezwykłą siłą, to sposób stawiania stopy: precyzyjnie, stabilnie w stawie i kolanach, jak nie dziecko z ZD. Jasiek na tych kamieniach się nie ślizgał, a Kamil tak. Jasiek ich się nie bał, a Kamil tak.
Podczas tej wyprawy pozytywnie wyszło jego przygotowanie do picia wody. Tak dzieci nie lubią wody, pijąc same soki z cukrem po prostu się zamulają i nie mają sił…z pragnienia. Jasiek pił “hektolitry” i był w swojej dzielności niezwykły.
Końcówka podejścia na triglawskie jeziora była bardzo trudna i męcząca. Obydwaj zostaliśmy w tyle na podejściu, ale zejście to był bieg w dół…by odpocząć…ale i same góry piękne. Doszliśmy do Podwójnego Jeziora,
https://en.wikipedia.org/wiki/Triglav_Lakes_Valley
Do tego miejsca pokonaliśmy 8 km, podeszliśmy na 169 pięter, czyli 1 200 m do góry i to był nasz rekord podczas tych wakacji.
Po solidnym odpoczynku przyszedł czas na powrót. Nie był on łatwy. Zejście z takich wysokości jest tak samo trudne jak podejście. Do Czarnego jeziora Jasiek prowadził całą wyprawę..ale widać że był już zmęczony.
Tam zatrzymaliśmy się na ostatni odpoczynek przed zejściem w dół. W dół Komarčy schodziliśmy tak samo wolno i uważnie, bo ponad 2 h. Chłopcy o dziwo, do samego parkingu szli bez “hamowania”, natomiast my z tymi plecakami wyraźnie mieliśmy już dość. Było to duże wyzwanie dla nas wszystkich.
Gdy dzisiaj patrzę do tyłu, wiem że bałbym się pójść jeszcze raz na Komarča, gdyż jest to ściana tak wymagająca, że pomimo wielu treningów, wciąż była dla nas trudna. To było to szaleństwo z drugiej strony, które my rodzice dzieci niepełnosprawnych powinniśmy jednak mieć. Ryzyko jest czymś bardzo odpowiedzialnym, ale staje się czymś mniej kalkulowalnym, gdy daje się dziecku szanse i wieży się w niego. My uwierzyliśmy w Jaśka i on dał rady, gorzej że my nie doceniliśmy chyba naszych możliwości
Postanowiliśmy zatem pilnować się bardziej, zabierać “mniejsze” plecaki a dzieciom wierzyć bardziej.