W poszukiwaniu spokoju: Kamil z Szerpami Nadziei, a my w Górach Opawskich
marzec 18, 2024 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Kamil z Turystycznym Bonitum pojechał do Szerpów Nadziei w Tatry. My w Góry Opawskie. Była szansa, że przejście jakie sobie wybierzemy, po prostu nie przebiegniemy za Kamilem :).Jesteśmy za wolni już dla niego w tych spacerowych górach.
Kamil był już w Brzezinach z ekipą, gdy my dopiero wstawaliśmy. Kamil był w Murowańcu, gdy my wsiadaliśmy do auta. Kamil był w drodze na Kasprowy, gdy my jechaliśmy do naszych gór. Różnica prędkości była zauważalna, ale to tym razem nie przeszkadzało nam.
Jesteśmy wdzięczni Bonitum i Szerpom, że dali znów szansę na samodzielne wędrowanie, bez rodziców, naszemu synowi. Dali także nam szansę, by poszukać spokoju w górach, w których nie spotyka się turystów na szlaku przez cały dzień, a są inne niż wszystkie, które znamy.
Będąc ostatnim razem w tym miejscu, w czeskich Spalene, skręciliśmy po prostu w lewo na drodze i poszliśmy. Tym razem było w prawo…i poszliśmy przed siebie. Nie mogliśmy się napatrzeć na naszego Janka. Kupione dzień wcześniej okulary, nagle stały się niezdejmowalne. Lepiej widział, czuł się z nimi lepiej to na pewno, ale przez ostatnie lata życia Janka nie spotkaliśmy się z taką sytuacją, wiec to było też niezwykłe!
Naszym celem było wejście na wieżę, gdzie być może Olek jeszcze nie był, na Moravskym kopcu. To co Góry Opawskie dają, to setki kilometrów ścieżek, po tym jak zwożono drewno z gór. Skorzystaliśmy z tego i jak zwykle skrótami poszliśmy przed siebie.
Ścieżka zapachniała wiosną. Kolejne zaskoczenie. Piękne kwiaty na drodze zrobiły nasze wchodzenie lżejszym. Ścieżka była ledwo widoczna w wodzie, jaka spływała z gór. Wciąż leżało dużo suchych drzew, które trzeba było forsować i to się podobało co niektórym, choć mieli włączony moduł marudzenia.
Gdy wczołgaliśmy się na zbocze, widok zapierał dech. Typowe kolory Gór Opawskich były przed nami. Poniżej Spalene, miejscowość skąd wyszliśmy i Sokoli dul. Nad nami zaskakujące miejsce. W pierwszym momencie pomyśleliśmy, że to leśny ogród ze ścieżkami i labiryntami zrobionymi nasadzeniami drzew.
Nagle wyłoniła się wieża. Wydawała się być całkiem banalna. Potem zyskiwała z każdą chwilą jak na nią patrzyliśmy. Janek korzystał ze swoich okularów. Zdziwił się tablicą informacyjną o zwierzętach. Koniecznie chciał znaleźć wydrę, ale nie udało się.
Z góry wieży, a potem z “centralnej” tablicy okazało się, że na szczycie wokół niej jest ścieżka edukacyjna z różnymi zwierzętami. Świetny pomysł!
W ten sposób Janek się zregenerował, wykorzystał swoje okulary i w końcu miał ochotę być pierwszym. O to właśnie chodziło!..a było pięknie, pusto i cicho. Pogoda była dla nas jak zaczarowana. Gdy miało wiać i być pochmurnie, to odpoczywaliśmy pod wieżą. Jak ruszyliśmy w głąb Gór Opawskich, słońce świeciło i było wspaniale ciepło, z widokami jakich nigdzie nie ma, po prostu…a wieża z daleka nas obserwowała jak idziemy niebieskim szlakiem, do którego w końcu doszliśmy.
Naszym celem było wzniesienie Ostry i dalej Sokoli skaly. W tych trawach i pozostałościach lasów, wszystko wydawało się tymi punktami, ale mapa mówiła idziecie dalej. Janek co chwilę sprawdzał ostrość widzenia w nowych okularach, więc mapa była w użyciu co 5 minut. Nie mogliśmy się zgubić.
Doszliśmy do tego “Ostry’ego” i nie był on ani ostry, ani trudny. Wzięliśmy za to skrót od niego na szczyt, który ewidentnie dominował nad okolicą, ale nie miał nazwy. I tu kryła się kolejna niespodzianka. Janek wie, co to bunkry i co to Ropiki. Jak zobaczył nie jeden, ale trzy, nie mógł tematu odpuścić. Pogonił w trawy, bo on wchodzi i będzie oglądał.
Z ostatniego jednak coś szybko wyskoczył, “bo szczur”, tak powiedział i szybko zapomniał o Ropikach. Cóż, poszliśmy na kolejną niespodziankę. To wzniesienie na mapach o wysokości 855 m npm powinno mieć nazwę Ostry. Fajnie się wchodziło.
To było miejsce na odpoczynek. Pooglądaliśmy okolice i trzeba było iść dalej na Sokoli skaly. Znów ścieżką zrobioną przy wycince drzew. Janek koniecznie chciał dojść do żółtego szlaku. Tylko jak go znaleźć. Nie było to łatwe, w tym miejscu ludzie z pewnością nie chodzą, zresztą przez cały dzień nie spotkaliśmy żadnej osoby, więc jak szlaki mają być czytelne. Bez GPSa nie trafilibyśmy na szlak, który prowadził przez świetne skały jak na Větrná, czyli Wietrznej.
Jednak nie do końca wszystko grało. W pewnym momencie Asia stwierdziła, że trzeba schodzić. Mieliśmy jeszcze przejść tym szlakiem do Jedlova, najwyższego wzniesienia na szlaku. Pogoda do tej pory grała z nami, tym razem czarne chmury szły przeciwko nam. Asia miała rację i zaczęliśmy “spadać” w dół do Sokoli dul. Czy zdążymy, czy też nie?
Jeszcze Janek zdążył się pobawić w brodzenie po strumykach. Doszliśmy nawet do asfaltówki. Deszcz nas jednak złapał i nowa górska kurtka od Salomona, dobrana przez Pana Przemka za co dziękujemy, przeszła swój chrzest bojowy z powodzeniem.
Musieliśmy przyspieszyć, gdyż z jednej strony przepiękna tęcza, a z drugiej koszmarna, czarna, deszczowa chmura goniła nas. Nam się udało. Zdążyliśmy lekko zmoczeni.
Zrobiliśmy wspaniały, wolny przede wszystkim, spacer po miejscach, jakich nawet w dzikich Bieszczadach nie ma. Nie spotkaliśmy żadnego turysty i wszystko było dla nas, w tym opustoszałym miejscu. Na koniec była jeszcze perełka w postaci domów, bardzo starych, pięknie odnowionych we wsi. Wszystko było najlepsze po prostu w tym dniu dla nas.
Co można powiedzieć na koniec? Góry Opawskie są dla każdego i każdy znajdzie tutaj to co chciałby znaleźć. Warto tam się wybrać. Polecam.