Wysokie Skałki, czyli Wysoka po raz 4 do Korony Gór Polski i po raz 2 do Diademu, czyli dzień trzeci..
kwiecień 30, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Ten dzień miał być łatwiejszy i był. Naszym ulubionym szlakiem poszliśmy na Wysoką, czyli Wysokie Skałki, najwyższy szczyt Pienin. Warto było zobaczyć te pastwiska z owcami i w oddali Tatry, wciąż ze śniegiem na zboczach.
Wystartowaliśmy z Przełęczy Korbalowej zielonym szlakiem. Tuż po nas przyjechała para z Polski i byli jednak szybciej na szlaku. Zdopingowało to naszych i chłopcy postanowili nie odpuścić, tylko z parą turystów dojść na Wysoką. Tylko my nie mieliśmy na to ochoty po wczorajszej Lackowej. Cóż trzeba było gonić.
Dobrze, że Tatry były na wyciągniecie reki, gdyż dzięki temu lepiej się ich ścigało patrząc trochę tu, trochę tam i będąc pewnym, że nie uciekną rodzicom.
Zaskoczył mnie całkowicie Janek. Świetnie pamiętał to przejście i czekał, bo przecież będzie skrót! Przy okazji poczekaliśmy na całą rodzinę i ścieżynką wśród buków doszliśmy na skróty pod samą Wysoką.
Tam Kamil popatrzył i wyraźnie zwątpił widząc podejście. Jakoś nie chciało mu się tam wchodzić, nie czuł się pewnie. Powoli z moimi instrukcjami wspiął się pod punkt widokowy. Patrząc w dół, dopiero było widać jaką fajną “ściankę” sobie zafundowaliśmy. Jednak tędy lepiej się wchodzi zimą w raczkach.
Po szybkim i mimo wszystko łatwiejszym w rzeczywistości przejściu, zdobyliśmy szczyt. Jak wchodziliśmy, nie było tam za dużo osób. Po chwili jednak już był korek do wejścia. Zatem zaplanowana herbatka musiała być gdzie indziej. Powrót nie mógł być ten sam, gdyż jednak Kamil przestraszył się swojego wyczynu i z góry negował chęć powrotu tą samą drogą, zatem w dół polskim szlakiem.
O ile od słowackiej strony praktycznie wchodziliśmy sami, o tyle schodząc po polskiej stronie, szliśmy w korku. Mieliśmy szczęście, że my już w dół. Dopiero na rozejściu szlaków mogliśmy zjeść śniadanie.Tam nas spotkali “nasi turyści”, którzy jednak wybrali szlak łagodniejszy, ale dużo dłuższy.
Zakładając, że Wysoka to taka wyprawa na odpoczynek, my preferowaliśmy znany nam skrót, który był pusty, spokojny i bardzo szybki jak się okazało. Co ważniejsze, Janek mógł sobie śpiewać piosenki patriotyczne, my patrzeć na Tatry, a Kamil walczył z upałem i się zastanawiał, czy to już lato. Facet wpadł we własne sidła, bo lato z 25 C tak to lato, ale w kwietniu? Przecież to wiosna. Trzeba było to ciągle tłumaczyć.
Dobrze, ze wycieczka była tak dynamiczna, gdyż Kamil nam się gubił w kalendarzu okrutnie i zaczynał być problem z powtarzaniem dat, pór roku…i dobrze, że prognoza powiedziała, że będzie deszcz w czwartek, to jemu choć trochę ulżyło.
Zeszliśmy znów z “naszymi turystami”. Było tak pięknie i ciepło, że trzeba było dopić nasze herbaty patrząc na Tatry i Trzy Korony. Już planowaliśmy co dalej?
Dalej będzie dzień czwarty i może uda nam się powędrować po Małej Fatrze. Zobaczymy, tam jeszcze nie byliśmy.