Trzy szczyty do Korony Sudetów 2: Lázek, Jeřáb, Velká Deštná.
czerwiec 4, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Pogoda bardzo zmienna, czyli deszcz, bez deszczu i deszcz a od czasu do czasu słońce. Na taką pogodę tylko Korona Sudetów. Trzy szczyty czekały na taką okazję: Lázek, Jeřáb, Velká Deštná. Wszystkie wokół Gór Orlickich, jak nie na ich początku z którejś strony, to najwyższy ich szczyt. Jednak wszędzie blisko i w miarę szybko można wejść. Najdalej był Lazek, ale miał mieć najszybciej czas bez deszczu. Stamtąd zaczęliśmy zatem nasze zdobywanie.
Najpierw był parkowy spacerek między pięknymi górskimi łąkami, tak dla rozgrzewki. Wszystko pozamykane i jakoś niezmienione od naszego pierwszego razu na tej górze. Szybkie zdjęcie i w dół do auta na kolejny szczyt Jerab. Tym razem miało być już po rozgrzewce, w górę i trudniej.
Miejscowość Horni Orlice. Piękny kawałek lasu i pusto. Nikogo tutaj nie widać, chyba że z wyjątkiem deszczyku. Nie bylibyśmy nami, gdybyśmy nie zapodali sobie skróciku. Była okazja do tego i aż się prosiła.
Podejście na szczyt to prawie cały czas prosto, bez dwóch skrętów. Kamil nie patyczkował się, tylko jak to on pobiegł do góry, a my dzielnie za nim człapaliśmy, by nie zginął nam z pola widzenia.
Na szczęście nasz skrót wymagał jego głębszej atencji i czekał na nas, by potem znów pod górkę niczym skocznia, odjechać nam jakby schodził a nie wchodził. Pojawił się deszczyk, ale to nie zahamowało Kamila, nas tak.
Szczyt czekał na nas i wyraźnie byliśmy pierwsi tego dnia. Mogliśmy odpocząć i zjeść nasze śniadanie. Po rodzinie nie widać było zmęczenia, bo takie fajne parkowe górki, choć Jerab to 1 003 m npm.
Jankowi świetnie się zbiegało i nawet nie zauważyliśmy, że zrobiliśmy to tak szybko. Przyszedł czas na kolejny szczyt, tym razem największy i najwyższy w Górach Orlickich: Velka Destna. Najpierw trzeba było tam dojechać.
Na obu szczytach nie było pieczątek, więc leżący centralnie Kraliky z jego muzeum, pomógł nam w ich zdobyciu :). I dobrze, że pomiędzy szczytami trzeba było trochę jechać. Dojechaliśmy do Luisino udoli w momencie, gdy czarna, ciężka chmura przetoczyła się dalej. Wszędzie było mokro. My za to zaparkowaliśmy w bardzo urokliwym, dziko wyglądającym miejscu, gdzie do tej pory jeszcze nie byliśmy, a skąd miał się zacząć zielony szlak na Velka Destna. Nim jeszcze na nią nie wchodziliśmy.
Ulewa musiała być sroga. Strumyki pełne wody i w kolorze, jaki jest tylko tutaj. My przygotowani na wszystko wystartowaliśmy na kolejną prawie skocznię. Teraz tak mogę nazwać zielony szlak, prosty, bez skręcania, ale o profilu skoczni. Kamil na tej prostej zniknął.
Nas szybko podejście “zagotowało”. Po deszczu przyszło ciepełko, sami też się zmęczyliśmy “skocznią”. Szlak momentami przypominał strumyk, ale Jankowi to nie przeszkadzało chlapać na mnie z istotną uwagą:”Tato patrz jak idziesz, będziesz mokry!”.
Jeszcze się nie rozpędziliśmy, a na szczyt weszliśmy. Świetna wieża i…pełno psów. Janek jednak chyba tego nie lubi. Zdjęcie i w bok, bo kiedyś tutaj była przecież pieczątka!!! Udało się ją znaleźć w bufecie pod wieżą…a obok pojawiło się słońce. Szkoda, że na zejściu.
Chłopcy w humorach, bo była herbatka. Żartowali i na szczęście nie było w planach kolejnego szczytu, bo widać że się rozkręcali.
Zejście w strumyku i znów Janka:”Tato nie chlap!” a on mógł oczywiście. Potem on jakby nigdy nic, po prostu pobiegł w dół, bo przecież nie był zmęczony, w tym czarnym od wilgoci i słońca lesie. Widok “bajkowy”.
Trzy szczyty zdobyte w okienkach pogodowych, to był niezły sukces. Rodzina jakoś nie odczuwała zmęczenia, a dzień nam fajnie przeszedł. Nie było marudzenia, narzekania tylko góry. Czego więcej sobie życzyć..
Polecam.