Stoh z Małej Fatry
lipiec 16, 2024 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Zauroczyła nas Mała Fatra. Zaczarowała nas wysokość…1 600 m npm, tak jak u naszej Śnieżki. Niby nie jest wysoko, ale jak na kazdej górze o wysokości tych 1 600 m npm, jest coś w nich specjalnego, wybitnego. Tak wciąż myślimy o Śnieżce, Wielkim Choczu, od niedawna o Wielkim Rozsutcu. Teraz przyszedł czas potwierdzić walory Stoha, góry tuż tuż obok tego ostatniego (po prawej stronie na zdjęciu).
https://www.zespoldowna.info/wielki-chocz.html
Podjechaliśmy do przysiółka Biela, do zielonego szlaku. Tam na parkingu niemalże nikogo, a była to sobota, piękny dzień…z wyjątkiem wielkiej chmury nad naszym celem. Janek zaczął odważnie:”Tato gdzie ten Stoh?” a dopiero co wyszliśmy z auta. Mogła go zmylić chmura, która więcej zakrywała, niż pokazywała..ale Kamil jak zwykle narzucił tempo przejścia i nie było o czym gadać.
Na szczęście czekał jak zwykle, bo tym razem nie było chętnych do biegania za nim. Choć droga wydawała się przyjazna do wędrówki, każdy gram wilgoci powodował, że kamienie były niczym lód na lodowisku.
No i dochodziła chmura. Raz nie było Kamila widać, a raz jednak był na horyzoncie. Janek skupił się na “kurkach” i szukał tej najlepszej. Ja za to na kwiatach, które w chmurze wyglądały zaskakująco tajemniczo.
Kamil oczywiście pierwszy przybył na skrzyżowanie szlaków na Miedziholie. Janek szczęśliwy, że widać było Stoha, którego przed chwilką nie było widać, chciał odpoczywać by oglądać…ale chmury zakryły wszystko to, co było widać wcześniej.
Teraz czekał na nas czerwony szlak. Janek który przez chwilę nie odzywał się, włączył się z powrotem: “Gdzie jest Stoh?” i nie szło iść.
Uratował nas dolomit z błotem. Był tak śliski, że był duży problem z wejściem na szlak w lesie. Kamil dużymi krokami przebył przeszkody i mogliśmy podziwiać grę chmur wokół Rozsutca.
Pojawił się Stoh…jak Śnieżka łagodny i zielony. Mimo to Janek: “gdzie jest Stoh?” Ile razy można to powtórzyć? Wystarczająco dużo by nie trafić!…a Stoh był niby blisko i nisko…a Kamil przegonił trzy osoby przed nami. Dla Janka nie było to już tak proste. Szczyt był nasz, prawie nasz bez nikogo obok.
Pierwszy na szczycie miał nagrodę: odpoczynek i zdjęcie pod tabliczką. Ja robiłem zdjęcia paziowi królowej, który był mimo wszystko inny od tego z Mogielicy.
Janek wkroczył w końcu na górę. Magia chmur wokół Wielkiego Rozsutca trwała dalej. Z drugiej strony grań Krywania piękna i zielona, kompletnie inna niż ta nasza kwietniowa. Można było się zagubić w oglądaniu i odpoczywaniu.
Mieliśmy jednak 2 h na zejście przed burzą. Wydawało się, że będzie to proste i szybkie…do czasu dojścia do błotka z dolomitem. Schodziliśmy na przełęcz “wieki”. Było trudno. Potem jednak przez łąki i lasy szło się rewelacyjnie!
Jeszcze w słońcu zeszliśmy na dół. Ta wycieczka miała w sobie wszystko, to co w górach jest najlepszego. My rozbawieni mówiliśmy sobie, że tutaj jeszcze wrócimy…ale burze rządzą, nie nasze chciejstwo. Nie udało się być tutaj w kolejny dzień, ale my wiemy że tutaj wrócimy. Mała Fatra zostanie już z nami na dłużej. Polecam.
Tak zdobyliśmy nasz 844 szczyt razem.