Rohackie Stawy, taka wyprawa na odpoczynek.
sierpień 16, 2024 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Po wspaniałej, ale wymagającej trasie przez Tatry, szukaliśmy szlaku, wciąż dla nas nieznanego, ale już dużo łatwiejszego. Padło na szlak edukacyjny o nazwie Rohackie Stawy. Zawsze był celem, zawsze jednak jakoś go mijaliśmy…nie wiedzieliśmy co tracimy :)
https://www.zespoldowna.info/przez-tatry-i-polski-grzebien.html
Wystartowaliśmy z parkingu pod Spaloną do Adamculi. Tam zaczyna się, a raczej nawet kończy ten szlak. My postanowiliśmy bowiem odwrócić kolejność przejścia. Woleliśmy najpierw wchodzić intensywnie do góry, by potem schodzić powoli w dół. Jak się okazało, to był zdecydowanie lepszy wariant z każdej perspektywy!
Najbardziej nas intrygowało jednak, ile tych stawów jest. Mieliśmy się o tym przekonać. Wydawało nam się, że trzy bo tak było w opisach. Potem chyba jednak okazało się, że jest ich więcej, każdy inny, każdy piękniejszy, z każdego można by zrobić lepszą pocztówkę.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Rohackie_Stawy
Do Adamculi, jak zwykle, nikt nawet przez chwilę nie próbował gonić Kamila.Wiedzieliśmy, że poczeka na nas…a gonił jak to Kamil. Zejście w prawo na pierwszy punkt naszej wyprawy, było dla niego zaskoczeniem. My chcieliśmy najpierw zobaczyć Rohackie Wodospady.
Tu Kamil już tak nie gonił, było mocno do góry, więc miał prawo się zmęczyć. Janek za to swoim tempem, niewzruszonym niczym, człapał, człapał…i było wow. Wodospad się spodobał!
Powrót na szlak niebieski i dalej do góry. Było gdzie się drapać. W końcu jednak przyszedł moment na drugie wow w tym dniu!
Doszliśmy do momentu, gdy popatrzyliśmy na górę i zobaczyliśmy to, co niedawno zdobywaliśmy tam wysoko. Zatrzymaliśmy się i podziwialiśmy, wspominając jak szliśmy przez Trzy Kopy, Hrubą Kopę. Z dołu zupełnie inaczej wyglądające…też mocarnie jak wtedy, gdy szliśmy przez nie. Z tej perspektywy docenia się to gdzie byliśmy, bardzo.
Po zachwytach trzeba było iść dalej. “Tato, gdzie te stawy?”…
https://www.zespoldowna.info/trzy-kopy-hruba-kopa.html
Janek zrobił dwadzieścia kroków i pojawił się pierwszy, albo ten od końca, ostatni. My do podziwiania, a Kamil oczywiście zniknął. Odnalazł się pod Zielonym Wierchem. Siedział i czekał, no bo co ma robić, jak rodzina tak się wlecze.
Niby łatwy szlak, ale podejście ma w sobie tę moc, z którą tylko Kamil na biegowo sobie radził. Janka zginało w pół, pomimo zygzaków, które mocno wypłaszczały podejście. Raz było w lewo, raz w prawo, potem w lewo i tak stale.
W końcu zobaczyliśmy w pełnej krasie Spaloną i Pachola.
https://www.zespoldowna.info/brestowa-salatyn-spalona-pachola.html
Dzieci do góry, a ja napatrzeć się nie mogłem. Każdy zygzaczek był do podziwiania. Janek mnie jednak przywołał:”Tato gdzie stawy?” Tym razem nie było ani nawet odrobiny wskazówki, gdzie mogą być, a wchodziliśmy już całkiem wysoko.
Na kolejnym skrzyżowaniu szlaków Kamil na nas czekał, jak to on. Janek patrzył na “kolosy” nad nami i pytał się, czy aby na pewno tam idziemy. Na szczęście nie…ale te stawy musiały być naprawdę wysoko. My po tych schodach ledwo ledwo, a Kamil wchodził i czekał, aż my dojdziemy do niego. Oj trochę tego było.
W końcu doszliśmy do drugiego, tego najwyżej położonego powyżej 1 700 m npm. Tutaj można zrobić przepiękną pocztówkę z widokiem na Wołowca. Było wspaniale…do pewnego momentu.
Takie miejsca to my potrzebujemy na śniadanie. Usiedliśmy, odpoczywaliśmy aż ekipa kaczek podeszła do nas. Kamil w panice aż wstał i zaczął machać nogą na kaczki. A sio wychodziło mu świetnie! Janek, nie powiem, że był spokojny. Obserwował i był gotowy do ucieczki w każdym momencie, gdy kaczki podejdą do niego za blisko. Długo taki stan nie mógł trwać. Trzeba było iść do kolejnego stawku.
Krótkie przejście między kosówką i z góry widać było kolejny wspaniale położony staw, tym razem na tle Rakonia. Janek tylko upewnił się, że nie będzie kaczek i pobiegł w dół.
https://www.zespoldowna.info/rakon.html
Tutaj najlepsza pocztówka była z Rohaczami w tle. Janek nawet pięknie je wymienił! W końcu przeszedł i tę grań. Jaki był dumny z tego “byłeś”! Kamil w tym czasie wypatrzył kaczkę, więc dla bezpieczeństwa poszliśmy dalej :)
https://www.zespoldowna.info/rohacze.html
Wspaniały trawers prosto na Zawraty i Rakonia z Wołowcem wywołał kolejne zachwyty. Jednak jak skręciliśmy, to kolejny staw jaki się objawił nam w otoczeniu Rohaczy pobił wszystko. Było wow! i w dół.
Przejście było rewelacyjne, tak samo jak chyba ten największy staw. Tym razem najfajniej wychodził z Rohaczem Płaczliwym w tle. Tam jednak nie posiedzieliśmy długo. Janek kolekcjoner magnesów i kubków gonił, bo przecież w schronisku on to kupi! No to goniliśmy dalej.
Doszliśmy do Smutnej Doliny i tak sobie pomyślałem, że jak ostatnio chciałem zrobić skrót przez te stawy…to byśmy nie dali rady. Jednak wymaga to przejście odrobiny kondycji…a potem można już biec do Tatliakovej Chaty. Potem okazało się, że tam obok schroniska jest jeszcze jeden staw…ale najważniejszy był magnes, skoro nie było kubków. Pieczątka szybko, bo to nie pierwszy raz, ale magnes trzeba było pooglądać dłużej. Kolejny ze schronisk do kolekcji Janka.
Stojąc tak pod nim, popatrzyliśmy do góry. Te stawy całkiem wysoko są, daleko na szczytach. Chłopcy w duużej radości już zgłaszali chęć na obiad, więc zejście nie było problemem. Zrobiliśmy ten asfalcik w bardzo dobrym czasie, tak że nawet ciuchcia, która tam zaczęła kursować, nie musiała nas zabierać z drogi.
Szlak okazał się być rewelacją. Prawie 700 metrów przewyższeń nie było czymś kłopotliwym, a emocje w tak cudownym miejscu były warte tego, by tam pójść. Może warto zdobywać Tatry od tego miejsca…ja dzisiaj do tego jestem przekonany.