Na Łapszankę przez Magurę Spiską
listopad 11, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Jeżeli przyjeżdżamy jesienią w Tatry i jest tylko mróz, to może warto trafić na “bezludny”, najpiękniejszy widokowo szlak/ścieżkę w Magurę Spiską? Jak pada słowo Łapszanka, to miłośnicy widoków Tatr wiedzą, że to najpiękniejsze miejsce do robienia zdjęć tych gór i to tych najwyższych. Łapszanka właśnie jest w Magurze Spiskiej. My postanowiliśmy w słoneczny weekend nie iść w Tatry, a pooglądać je, mając je na wyciągnięcie ręki. Celem była zatem ta Łapszanka, długa wieś w Magurze i jej początek o nazwie Sołtysi. Tak nam wychodziło, że będzie to dobry początek i koniec wyprawy…bez szlaków. Tak chcieliśmy wykorzystać wszystkie te ścieżki, które mogłyby być świetnymi szlakami, a były jedynie ścieżkami.
Przygotowani do wędrówki wyruszyliśmy i od razu mocno do góry. Kamil jak zwykle, chwilkę był z nami, a potem zniknął.
Janek po dwóch tygodniach choroby nie miał sił by biec za bratem, więc podchodziliśmy powolnym tempem i co ważne, ocienioną, zmarzniętą ścieżką do góry. Nie chcę myśleć, co by było przy innej pogodzie. Błotko po kolana to na pewno. Ale udało się i to najważniejsze.
Na pierwszej polance była nagroda. Piękne widoki na Pieniny i Gorce tonące we mgle. Było wow!…nie trwało ono długo. Podchodziliśmy do Pawlików.
Jednak to nie ten przysiółek Rzepiska był naszym celem, a szczyt, jaki dominuje w tej części grani Magury Spiskiej, Pawlików Wierch, nasz 862 szczyt na liście. Wchodząc na niego dopiero krzyknęliśmy z wrażenia wow! Tatry, Magura, całe Podhale jak na dłoni. To było to miejsce na ładowanie baterii z dala od wszystkiego.
Nie można było wykorzystać tego miejsca inaczej. Zrobiliśmy zdjęcie na najwyższym punkcie … z widokiem na Tatry oczywiście. Potem było śniadanko z wpatrzonymi oczami na Jarząbczy, Kołowy…bo Asia tych szczytów właśnie szukała.
Czy szliście kiedyś szlakiem mając Tatry przed nosem :). W Tatrach to niemożliwe, a tutaj jednak tak. Przypomniało mi się nasze przejście przez Góry Kaczawskie i tak samo wlepiony nasz wzrok w Karkonosze. Baterie w ten sposób ładują się najszybciej. Janek z wigorem, Kamil ze śmiechem szli przez łąki do niebieskiego szlaku, jaki mieliśmy spotkać we wsi.
Tam szybka “s-ka” i znów wyszliśmy na ścieżkę, gdzie słońce i Tatry były przed naszym nosem. To było szaleństwo :)
Nasz kolejny szczyt, 863 to Piłatówka. Nie zapowiadał się jakoś specjalnie, dopóki nie wyszliśmy z lasu. Tam było kolejne wow! tego dnia. Chłopcy uśmiechnięci, co oznaczało że to działa…a stąd Tatry można było oglądać na każdy z możliwych sposobów….to było to miejsce.
W końcu doszliśmy do kapliczki w Łapszance, na jej drugim końcu nazywanym Wyżni Koniec. Tutaj samochodowi turyści zatrzymywali się by zrobić zdjęcie. My za to podziwialiśmy te krowy ze znaku, w rzeczywistości na łące i nawet podobne były, jak to stwierdził Janek.
Nasz Pawlików Wierch był daleko za nami, wyróżniał się wśród łąk. Chcieliśmy znów pooglądać, choć tym razem do “tyłu”, na to co przeszliśmy. Teraz czekała na nas druga grań, wyższa i bardziej “dzika” Magury. Wchodząc szlakiem żółtym od Łapszanki dotarliśmy pod Holowiec. Czekała nas znów uczta pełna widoków i radości.
Na początku była droga, potem już ścieżka, a na koniec znów błoto. Żegnaliśmy już Tatry, a witaliśmy się z Pieninami. Wciąż szliśmy halami, na których pasały się jeszcze krowy, ale robiło się jednak inaczej. Janek próbował opanować nazwy szczytów do zdobycia, ale to nie było takie proste. Dudasowki Wierch, albo Kuraszowski Wierch, najwyższe szczyty polskiej Magury, nie były łatwe do zapamiętania. Powtarzanie nic nie dawało, tym razem góry oparły się pamięci syna.
Jedno to zapamiętać, drugie to je odnaleźć. Dudasowski Wierch, 864 w naszej kolekcji, okazał się być rozległą polaną bez oznak, że jesteśmy na szczycie. Tak wygląda najwyższy polski szczyt zakwalifikowany do Nowej Korony Gór Polski! Owszem, w kierunku wsi był on wybitny, w druga stronę był wciąż wielką łąką. Janka zdziwienie było ogromne. Kamil zaliczył i chciał iść dalej. Jak tutaj iść dalej, gdy znów Pieniny się pokazały i było wspaniale je oglądać.
Nie dało się, trzeba było iść. Słońce zachodziło i “słońce zgasło” Janka przypominało o tym. Dobrze, że Kuraszowski Wierch, 865 szczyt do kolekcji, był na ścieżce jaką szliśmy… i tak sobie pomyślałem, że gdyby był to szlak w Sudetach, tej jakości, to byśmy mieli setki okazji by mieć pieczątki, by wiedzieć, że tutaj jest szczyt, bo jest piękna tabliczka oznaczająca go…a tak trochę dziko, trochę inaczej, może też fajnie.
Przemyślenia szybko trzeba było odstawić. Zejście ze szczytu było kłopotliwe, mocno w dół, po bardzo śliskich skałkach. Jankowi to nie przeszkadzało, Kamilowi już tak. Janek nagle zaczął się bawić w trapera i szukać skrótów. Kamil czekał na instrukcje, bo nie czuł się pewnie. Skończyło się jak zawsze. Janek poszedł za daleko, my za nim i trzeba było wracać, choć jak prawdziwi zdobywcy, gdyż przez łąki i na skróty znów.
Nie było to problemem, bo znów Tatry na pożegnanie pojawiły się nam, a z drugiej strony kolory jesieni były wszędzie. Powtórzę się: tak ładuje się baterie! Po chłopakach było widać, że są naładowani :)
Szlak/ścieżka najlepsza na odpoczynek. Najpiękniejsze widoki, bez zmęczenia. Czy trzeba coś więcej? Nie da się tego inaczej podsumować, jak to co najpiękniejsze jest niepoznane, a warto. Polecam dla nas wszystkich Magurę Spiską bez chwili wahania.