Remanent po wakacjach…czyli z czego śmiałem się ostatnio najbardziej
Pojechałem z rodziną na wakacje! Rodzina była szczęśliwa, ja także! Trafiliśmy do miejsca, gdzie więcej było niemieckojęzycznych obcokrajowców niż naszych i musieliśmy się z tym zmierzyć…także Jaś.
Moja mała Gwiazda błysnęła już na samym początku przyswajając sobie już w pierwszy dzień familijne hiszpańskie “ketal” (tak się przynajmniej wymawia), które otwierało mu życzliwość wszystkich i to z takim uśmiechem, że ho,ho!
Ale pewnego razu postanowiliśmy się pobawić na tej huśtawce.
Gdy Jaś był po jednej stronie, ja po drugiej równoważyłem jego bujanie w rytm liczenia….jednakże po niemiecku. Jaś próbował coś powtarzać, więc słychać było jakieś dźwięki. Podbiegła wtedy dziewczynka i pięknym niemieckim coś powiedziała, ja oczywiście odpowiedziałem “JA!” co oznacza “tak” nie wiedząc o co dokładnie chodzi i zaczęła się huśtać z Jasiem. Za nią podbiegł jej Tata.
Międzyczasie skończyłem wyliczankę po niemiecku i zaczęliśmy liczyć po angielsku, co Jasiowi całkiem nieźle idzie. Po “three” co oznacza 3, tato dziewczynki powiedział do niej, aby też powtarzała, bo przecież ma angielski w szkole. Dziewczynka próbowała. Gdy skończyliśmy po angielsku jechaliśmy z koksem po hiszpańsku :) Mina ojca była lekko stremowana, bo po uno, dos, tres Jaś sam świetnie sobie radził bez jakichkolwiek dodatkowych zachęt.
Dziewczynka z miną na twarzy powiedziała wtedy do taty: “Ale ja nie znam hiszpańskiego?!” Tato wyraźnie wstrząśnięty nie wiedział jak zareagować. Padł, gdy Jaś przeskoczył na polski i liczył:”jeden, dwa,trzy, cztery….”
Był tak zaskoczony sytuacją, że z przerażeniem “usunął” dziewczynkę z huśtawki. Cóż pomyślałem DOWN, który mówi a do tego liczy i to w kilku językach to za dużo dla normalnego człowieka i zacząłem się śmiać.
Ale to nie koniec tej historii. Na następny dzień przybiegła dziewczynka z pytaniem wyrażonym po niemiecku: “Czy to Ty liczysz po hiszpańsku?” i wybuchnąłem śmiechem.