“Czy edukacja dziecka z zespołem Downa ma sens w szkole masowej?”

styczeń 11, 2016 by
Kategoria: Edukacja

Głównym argumentem oczywiście jest ograniczoność zdolności do wykorzystania tej informacji oraz przede wszystkim SPOSOBU jej przekazania. Dla mnie to MIT.

1.Jeżeli nauczyciele są tak dobrzy jak Jasia i przygotowują się do zajęć jak Jasia, to dziecko z ZD zyskuje już dzięki swojej obecności.

2.Cel dziecka w klasie to integracja. Integracja to także komunikacja, wymiana zdań, zachowań. Jeżeli to występuje to już zrealizowaliśmy 100% planu pobytu dziecka z ZD w klasie.

3.Jeżeli szkole i nauczycielowi się chce uczyć dziecko z ZD, a rodzic ma czas i ochotę, to plan numer 2 to edukacja. Składa się ona z tej części wiedzy jaką dziecko może przyswoić i to jest mocno spersonalizowane! Jasiek odziedziczył talent do języków po mamie i się tutaj realizuje. Nie jest źle z matematyką…ale przede wszystkim Jasiek dojrzewa społecznie i emocjonalnie do poziomu dzieci z klasy. Nagle stał się UCZNIEM.

4.Czy edukacja masowa ma sens powyżej 3 klasy? Chyba to jest kluczowe pytanie, gdyż do poziomu 3 klasy ja widzę więcej korzyści niż “strat”. Problem tytułem frustracji może mieć miejsce w klasach powyżej tej 3. Jeżeli dziecko widzi rozbieżność swoich możliwości i porównuje się do rówieśników jest to problem identyfikacji. Często pojawia się wtedy pytanie: KIM JA JESTEM? Jednak doświadczenia holenderskie wskazują, że warto przejść przez ten czas, gdyż prawdziwe przyjaźnie nawiązuje się począwszy od 5 klasy…i ona potrafi wtedy trwać.

Komentarze

Liczba komentarzy: 4 do ““Czy edukacja dziecka z zespołem Downa ma sens w szkole masowej?””
  1. mammamika pisze:

    Jarku, zastanawiam się, ilu przyjaciół z zespołem Downa towarzyszy Ci w piątkowych wypadach do kina? Z iloma zespołowymi kumplami umawiasz się na piwo/ryby/tenisa?
    Nie jesteśmy tacy sami i nigdy nie będziemy. Czy coś przeoczyłam?

  2. Can pisze:

    Nie z wyjątkiem tego, że dopiero od 10 lat (w mojej świadomości) osoby z zespołem Downa “wychodzą” na ulicę. Wśród moich znajomych, takich osób nigdy po prostu nie było. Ale rozumiem kontekst Twoich wątpliwości i skomentuje je tak: w Niemczech spotkałem grupę osób z ZD i grupę osób bez ZD, która szła razem na mecz piłki nożnej. We Włoszech spotkałem grupę dziewczyn z ZD i bez ZD w grupie tanecznej, która razem po występach była na ciastkach. W tych krajach, to co mamy dziś w Polsce pod względem integracji było 10 lat temu i tego typu sytuacje nie musimy dziś rozważać, jako niemożliwe lub przypadkowe…ale jako efekt stałej integracji.

  3. mammamika pisze:

    Moje wątpliwości wynikają z podobnych do Twoich doświadczeń – z jednej strony mama pedagog specjalny i kolonie spędzane z zespołami w różnym wieku, z drugiej – szkockie doświadczenia, gdzie na christmas party pili i bawili się wszyscy (w tym osoba z zD). Mój 10-letni Mikołaj prosi Kajtka, żeby zaprosił swoich zespołowych kolegów (bo ich zwyczajnie lubi) i bawi się z nimi … przez jakieś 15 minut, po czym wraca do swoich spraw. W swojej szkole tłumaczy rówieśnikom, że wyzywanie się od downów może być przykre, gra w boule z zespołowymi dziećmi itd., ale uwierz mi – do przyjaźni jeszcze bardzo daleko :) W tej relacji nie ma partnerstwa, tylko uważność na potrzeby słabszego, wolniejszego, mówiącego mniej wyraźnie. A Kajtkowi należy się przyjaźń oparta na równości, rywalizacji i współpracy z kimś takim, jak on.
    Każdy ma swoją drogę, ale czy bierzesz Jarku odpowiedzialność za słowa “warto przejść przez ten czas, gdyż prawdziwe przyjaźnie nawiązuje się począwszy od 5 klasy…i ona potrafi wtedy trwać”? :)

  4. Can pisze:

    Jestem optymistą, … Ale w tym momencie to Ty masz rację. Dziękuję za mądre słowa.

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...