Velká Deštná, Orlica czyli “maraton “ przez Góry Orlickie.
sierpień 1, 2017 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Po sobotnich 6 km wydawało się, że 10 km to będzie max. na co możemy sobie pozwolić. Pogoda była fajna, bardzo ciepło z fajnym wiaterkiem, więc okazało się, że zrobiliśmy ponad 18 km…taki mały “maratonik”.
Naszym celem tym razem była Velká Deštná, czyli najwyższy szczyt Gór Orlickich o wysokości 1 115 m n.p.m. Bardzo trudno dostępna ostatnimi czasy dla nas . Za każdym razem, gdy planowaliśmy ją zdobyć padało i padało. W zimie jest to ewidentna zaleta i każdy zna dlatego Zieleniec na którym leży śnieg bardzo długo i w dużej ilości. W lecie deszcz nie jest tym co pomaga…ale pojechaliśmy i “chwyciliśmy” słońce, co motywowało nas do istotnych wysiłków…o czym dalej.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wielka_Desztna
Zacznę od tego, że najważniejsza jest motywacja. Chłopcy są w stanie dać z siebie wiele pod warunkiem sowitej nagrody. Tym razem była znów kolejka. Po przyjeździe do Zieleńca, gdzie odbywał się jakiś maraton rowerowy, opanowaliśmy szybko podejście do kolejki kanapowo-gondolowej i wjechaliśmy na szczyt. Kamil wtulony i przerażony…ale wyraźnie zadowolony, Jasiek jakby mógł to by przetestował skoki z kolejki…uff.
Taki mieliśmy plan wędrówki:
Plan był na 12 km z podejściem na szczyt czerwonym szlakiem i powrót jak zwykle na skróty. Widok na Masyw Śnieżnika na górze był bardzo fajny, tak samo jak widok pierwszego celu: schroniska Masaryka na zboczu Šerlicha
https://pl.wikipedia.org/wiki/Masarykova_chata
Pierwszy cel został zdobyty bez problemu…jednak liczba ludzi i rowerów i wózków spowodowała, że zapomnieliśmy o zrobieniu pieczątek do książeczek chłopców…ale poszliśmy i od razu postanowiliśmy wykorzystać skrót, z jagodami po obu stronach. Widok Małej Desztny i Wielkiej Desztny zachęcał, więc Jasiek lider “pofrunął” do przodu. I tutaj przypomnę jedną ważną kwestię o której rodzice dzieci z ZD ZAPOMINAJĄ!
Dzieci z ZD chcą być liderami, które prowadzą innych. Dla nich to system motywacji, być pierwszym, być pomocnym, kierować, zarządzać…odpowiedni KIEROWNICY! Dopóki ma to miejsce, dopóty wszystko działa nawet w “locie”.
Podobnie było i tym razem.
Dopóki liderem ucieczki był Jasiek, to wycieczka szła im dobrze i co niektórzy mieli dużo radości z tego powodu i bawili się przednie z tego powodu.
Jednak w pewnym momencie Kamil odskoczył mocno do przodu i u Jaśka bateryjki natychmiast się wyczerpały. Było bardzo trudno zmotywować go do tego by szedł. Fajne było to, że próbował mnie nakarmić jagodami…ale nasi byli mocno z przodu, co nie było pozytywnym elementem tej sytuacji.
W końcu jakoś się udało. Podejście na górę było proste, jak i cały szlak. Nie byliśmy zdziwieni, że Czesi wybrali tą górę na cel ich weekendowych wycieczek z wózkami. W pewnym momencie myśleliśmy o zawodach rowerowych i ja wózkowych…ale skrót odciął nas od tych “zawodów” i dobrze.
Góra zdobyta i to bez jakiegoś zmęczenia. W jedną stronę ok 4 km nie zrobiło na chłopakach wrażenia.
Zejście i powrót był w iście bardzo szybkim tempie. Jasiek odzyskał siły i licząc ze mną do stu łapał motyle. Zanim się dobrze rozpędziliśmy okazało się, że wróciliśmy do schroniska Masaryka i mamy dużo sił.
Po ok. 8 km spaceru okazało się, że jesteśmy zdeterminowani wykorzystać słońce i zaatakujemy Orlicę, szczyt najbardziej zmieniony przez ostatnie wieki, ale wciąż należący do Korony Gór Polskich. Najwięcej informacji o górze uzyskaliśmy będąc na Wielkiej Desztnie, gdzie pokazano zdjęcie nieistniejącej wieży i schroniska…co w zestawieniu z dzisiejszym widokiem robi wrażenie. Orlica jak się okazało jest zarośnięta i nie ma ani jednego śladu, ze było tam tak inaczej.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Orlica_(g%C3%B3ra)
Ta część naszej wędrówki istotnie się różniła. Szlak prowadził przez kilka mniejszych szczytów, chłopcy prawie biegli przez las i nie było tylu turystów co na Desztnie. Żaden nie marudził, Jasiek śpiewał wszystkie piosenki, które zna.
Gdy dotarliśmy do miejsca…zostaliśmy zaskoczeni, że Orlica ma w istocie 2 punkty kluczowe. Pierwsze w postaci punktu kulminacyjnego na szlaku….z małym drogowskazem, że sam szczyt jest w krzakach! Odpoczywając chwilkę spotkaliśmy bardzo sapiących polskich rowerzystów, którzy stwierdzili, że 20 km to dziś za dużo. Jak się dowiedzieli, że my mamy ca. 14 km na nogach i ca. 4 km z powrotem to przestali sapać
Wejście na sam szczyt to kolejna chwilka. Oglądnęliśmy głaz poświęcony cesarzowi, który odwiedził Orlicę i zaczęliśmy wracać. Muszę przyznać, że dawno po górach nie chodziłem z taka prędkością jak to chłopcy narzucili. Nawet nauka przytulania i całowania w policzek, jaką przeprowadził Jasiek po drodze Kamilowi nie zahamowała tempa wędrówki, ani zakaz schodzenia ze szlaku z uwagi na rezerwat przyrody i obecność żmij.
Okazało się, że przez cały dzień zrobiliśmy 18,2 km w ciągu 5:08 h, co jak dla mnie było tempem iście ekspresowym, jednak Góry Orlickie nie są wymagającymi górami, gdy jest się na ich grani. Piękne widoki dla nas, a dla chłopaków zjazd kolejką to była fajna nagroda na koniec tego maratonu przez Góry Orlickie. Ja wszystkim polecam je odwiedzić nawet z wózkami, tak jak to robią Czesi. Warto.