Pilsko.
maj 4, 2018 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Od dziś kojarzyć mi się będzie z DZIEŃDOBEREK Jasia. Popełniłem błąd witając się z pierwszą osobą na szlaku w ten sposób…i tak było już cały dzień: DZIEŃDOBEREK. Ludzie odpowiadali i to ochoczo, i się mocno śmiali, a rówieśnicy nawet 5tkę przybijali.
Dlaczego Pilsko z Beskidu Żywieckiego? …bo u nas brakuje już dużych gór, na których jeszcze nie byliśmy. Z drugiej strony jest w DIADEMIE GÓR POLSKICH.
http://www.ktg.wroclaw.pl/diadem.php
Wstaliśmy o 4.20 byliśmy pod górą o 9.00 i poszliśmy. Wysokość Pilska dla nas właściwa bo 1 557 m npm i mówimy o tej części, która jest po słowackiej stronie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pilsko
Wystartowaliśmy z parkingu na przełęczy Glinna na wysokości 804 m npm i to był w ciągu całego, długiego i trudnego podejścia jeden z dwóch momentów, gdzie Jasiek prowadził ekipę. Pilsko było męczące także ze względu na temperaturę ponad 25C dla niego, więc Kamil ze swoją wytrzymałością cały czas niemalże był pierwszy. Tempo jakie narzucił skutkowało tym, że 6 osób które wyszło przed nami zostało “prześcignięte”, a grupa młodzieżowa, która miała nas dogonić weszła na Pilsko, gdy my schodziliśmy po wizycie już na słowackiej stronie. To należy zrozumieć, jak dużą wytrzymałością wykazuje się Jasiek i dodatkowo z jego ulubionym plecakiem już teraz
Kamil oddalał się od nas w subtelny sposób. Niby był z nami, ale go nie było. W pewnych momentach nie było go, a w pewnych nie było ani Asi, ani jego. My próbowaliśmy dotrzymać tempa…nie udało się tak do końca.
Jasiek odnalazł się dopiero po godzinie podchodzenia pod górę, gdy pojawiły się ostre podejścia po kamieniach, strumykach i pniach…nie wspominając o śniegu.
Nie było to łatwe dla niego, był bardzo skupiony na swoim wysiłku. Zazwyczaj duże góry go zajmowały, przy tym podejściu widoczna z daleka Babia Góra nie była tematem.
O tej części wyprawy rozmawialiśmy długo. Może zdjęcia tego nie oddają w pełni ale wyobraźcie sobie strumyk płynący szlakiem, bez szansy na jego ominięcie. Każdy zły krok to “wywrotka” w błoto…i Jasiek, który zasuwał z taką frajdą i precyzją, że było to ponad naszymi wyobrażeniami, że jest to w stanie sam przejść.
Nie było to nisko, ani blisko. Weszliśmy na górę wyraźnie zasapani i to była kolejna nowa rzecz u Jaśka. On nigdy tak głęboko nie oddychał i nie regulował swojego dotlenienia. Chcieliśmy to nawet nagrać , ale się nie udało.
Po chwili wytchnienia zdjęcie na Pilsku polskim i przejście na słowacki.
Powrót pokazał modyfikację w zachowaniu Jaśka:”Tato a gdzie skrót?” Wcześniej nie słyszeliśmy takich pojęć od niego, tak dobrze usadowionych w realiach.
…gdyż pojawiło się zejście na Halę Miziową, a nie jest to łatwa część ani do zejścia, ani wspinaczki.
No właśnie postanowiliśmy sobie urozmaicić zejście i wróciliśmy szlakiem przez Polanę Miziową a następnie czerwonym szlakiem do parkingu. Tam spotkaliśmy mnóstwo ludzi, bardzo fajnie odbierających Jaska z jego powitaniem, tudzież zaczepkami. Janek jednak słabł a Kamil przyspieszał! Oddał swój plecak Asi, zaczął śpiewać po angielsku, też zwracając na siebie uwagę…ale człapał. Była to na pewno męcząca dla niego trasa, choć bardzo krótka jak na nasze standardy
Nagrodą za ten wysiłek miał być wjazd kolejką gondolową na Szyndzielnie. I tutaj pewna Pani z BB, 3 razy ostrzegała mnie przed burzą w górach …i jak tylko wjechaliśmy, i podeszliśmy do schroniska przyszła burza z gradem. Donosimy, że szybko zabraliśmy się do kolejki i jakoś zjechaliśmy w dół, ale burza nas przegoniła.
Oczywiście nie odpuszczamy i wrócimy bez burz…a Kamil nam mówił, że boli go głowa i to tak z zaskoczenia. Czasami warto słuchać co mówią dzieci.
Pilsko jednak będę pamiętał, jako jedną z fajniejszych naszych wypraw.