Wielka Racza.
sierpień 28, 2018 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
We Wrocławiu 33C, zatem szukaliśmy miejsca, by dojechać i wejść na tyle wysoko, by się ochłodzić…nie mogły być to Sudety. Naszym celem została Wielka Racza o wysokości 1 236 m npm i wejściu ponad 600 m, bogatej historii.
W tym miejscu byliśmy pierwszy raz i od razu były mieszane uczucia. Widok pięknych grzebieni Małej Fatry bezcenny, a z drugiej strony prawie bezleśny kompleks Wielkiej Raczy…słabo to wyglądało dla nas…musiał być to jakiś kataklizm, bo jeżeli człowiek to zrobił sam z siebie…
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Wielka_Racza
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Ma%C5%82a_Fatra
Janek jak zwykle miał w nosie nasze krzyki by poczekał. On jak idzie to idzie i nie ma dyskusji…a Kamil za nim, choć Kamila udało się “zahamować” na chwilę….to Janek szedł do góry jak przecinak.
W końcu ustaliła się pewna hierarchia: Janek szedł, Kamil nie miał prawa go wyprzedzić, bo…ale w ten sposób go kontrolował.
Podejście żółtym szlakiem na Rajcze jest stałym podejściem pod górkę duktem leśnym. Przy panującej pogodzie, mało kto był gotowy na szybkie podejście, choć chętnych było wielu. Kamil był tym wyjątkiem, który w sposób stały, równym tempem był wstanie iść, aż zwrócił uwagę tym faktem kilku osób i pojawiły się pytania…ale to było możliwe dopiero wtedy, gdy pod górkę osłabł Janek. Wystarczyła chwila i odległość między nami a Kamilem wynosiła 200 kroków (zmierzone )
Jednak na niego zawsze można liczyć. Gdy jako pierwszy doszedł do linii lasu, odpoczął poczekał i potem razem wchodziliśmy mozolnie dalej. Szlak był no właśnie mozolny,… ale było sporo ludzi, z którymi Jasiek chętnie podgadywał, rywalizował, stąd podejście do Schroniska zrobiliśmy w 1:30 h.
Każdy, kto lubi popatrzeć na widoki gór, na spokój i na Małą Fatrę musi tam trafić. Mi się bardzo spodobało to miejsce i klimatyczne schronisko.
Jasiek sprawdził razem z Asią wieżę, tak szybko że nie byłem w stanie tego udokumentować…ale podchwyciłem, jak solidarnie z Kamilem już próbowali naruszyć swoje racje…bo stawało się bardzo ciepło.
Odpoczynek był konieczny i polecam go przy schronisku, w szczególności w takim upale jak mieliśmy my…a potem…no właśnie, nie każdy lubi takie góry. Dla jednych monotonne, dla innych bez cech charakterystycznych, tylko się idzie. Dla mnie akurat były rewelacyjne z innego powodu: od tego momentu praktycznie przez kolejne kilometry aż do końca schodziliśmy w dół.
“Zbieg” zaczął Janek w sposób charakterystyczny dla niego…czyli szukaj go, a może znajdziesz.
W końcu okazało się, że przyklei się do dwóch grup turystów i całkiem dobrze z nimi sobie radził, idąc w dobrym tempie i gadając…o czym to nawet nie próbuję zgadywać.
…a gdy go znów złapaliśmy, to znów uciekał.
I tak było aż pod górę Bugaj, gdzie chcąc nie chcąc musieliśmy go złapać, bo mieliśmy “robić” skrót na rezerwat…a ten się rozpędzał z nowo spotkaną parą młodych turystów.
Po 8 km trasy nagle widzi się Wielką Raczę z innej strony. Patrząc na nią od Bugaja, widzi się wysoką górę…ale taka na początku nie była! Nasz skrót, poniżej góry Bugaj, wprowadził nas w inny świat: las i to wilgotny. Od razu było lepiej.
I tutaj Jasiek zadbał o rozrywkę. Najpierw próbował, jednak wrzucić Kamila do kałuży…nie udało się. Nagle wymyślił fajną zabawę. Odchodził od nas, a potem wracał, wymagając “piątki” od każdego.
Potem czytał, liczył huby na drzewie, zbiegał, chodził po pniach, rzucał kamieniami do strumyka…nie można było go dogonić, a i pomysłów miał bez liku.
Uciekliśmy od upału, to prawda, choć było gorąco i tak. Szukaliśmy czegoś innego, czego na Samej Raczy nie znaleźliśmy, choć mi się podobała, ale dzięki niej przypomnieliśmy sobie o Fatrze i tam na pewno dotrzemy. Zatem wycieczka była udana i na pewno w tą część Beskidów jeszcze dotrzemy.