Korona Gór Polski…jak zaczęliśmy.
październik 29, 2018 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Przygotowywaliśmy się do wyjazdu do Toszka na okazję przyznania Korony Gór Polskich. Zaczęliśmy o tym rozmawiać i się zastanawiać, jak zaczynaliśmy, co nas pchnęło do działania. Jak zaczęliśmy wymieniać nasze wspomnienia, to okazało się, że każdy to inaczej pamięta, każdy widzi to inaczej. Asia zwróciła uwagę na wartości społeczne naszego przedsięwzięcia. Ja jak Pan Przewodnik z Karkonoszy przekonał mnie, że warto.W tym tygodniu podzielimy się z Wami naszymi przeżyciami i wspomnieniami ze zdobywania Korony, by Was to pchnęło, przekonało do działania! Ludzie w GÓRY!
Zacznę od czegoś innego jednak w pewnym sensie. Gdy Jasiek miał 2, 3, 4 lata nie myśleliśmy o zdobywaniu gór i to jest fakt. Powiem więcej, trudno było nam zbudować sobie w głowie taki racjonalny projekt, który zachęciłby nas do ich zdobywania. Owszem Kamil lubił wycieczki, Iwo już z nami wtedy nie miał kiedy przebywać, a Jasiek “był górskim balastem” dla mnie, bo musiałem go nosić na plecach…więc nie było to takie łatwe.
I zawsze jest “pierwszy stopień na drabinie”. Gdy na niego wejdziesz to wszystko może wyglądać inaczej
Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo dlaczego zjawiamy się w górach i idziemy. Mi się to kojarzy przede wszystkim z naszą wyprawą na Czarną Górę o wysokości 1 205 m i krótkim ale wymagającym podejściu. Byliśmy już wtedy po wielokrotnych wyprawach na Ślężę i Radunię i po różnego rodzaju lasach, ale to była, w mojej głowie, taka pierwsza wyprawa na górę i to całą rodziną.
http://www.zespoldowna.info/czarna-gora-1-205-m-npm-zdobyta.html
http://www.zespoldowna.info/czarna-gora.html
Z tej wycieczki pamiętam jak Janek za wszelką cenę chciał sam wejść na podejście o przewyższeniu ponad 2 m niemalże w pionie. Było błoto, a on się uparł, że sam i sam wszedł. Potem ten moment, gdy odpoczywaliśmy, bo nie mieliśmy takiej kondycji jak mamy dzisiaj, i nagle Janek zaczął znosić kamienie i budować wieżę.
Dla mnie to był ten moment, gdy uwierzyłem, że możemy pójść w góry…i na Śnieżnik, który był na wyciągnięcie ręki i był widoczny z pod tych Jaśkowych kamieni.
Drugim powodem dla którego zacząłem myśleć o górach dla rodziny, było to że ja w górach zawsze odpoczywałem. Ucieczka od problemów w domu, w pracy goniła mnie w góry, by obejść Śnieżnik dookoła zrobić te 28 km i paść. W okresie największej agresji Kamila, zawsze szukałem w akcie desperacji sposobu by ukarać Kamila, za to że traktuje mnie jak worek treningowy. Byłem pewny, że ja dorosły w górach mogę więcej. Więc zabierałem go w góry na długie wędrówki. Po takiej wycieczce, gdzie zrobiliśmy 33 km w Karkonoszach i ja padłem, a on nie i jeszcze następnego dnia o mógł, a ja nie, przestałem myśleć w ten sposób.
…i nagle się okazało, że Asi chodzenie po górach odpowiada, a Jasiek podrósł, a dla Kamila był to świetny sposób na wyciszenie i motywację.
Pojawiła się wtedy Słowenia i wyjazd z Iwem, co okazało się niezwykłym, zespołowym, rodzinnym wyczynem, tak jak to wejście na Komarča. Wtedy pamiętam patrzyliśmy na Triglav, Rodicę, Vogel po raz pierwszy z zazdrością…inni idą a my nie.
http://www.zespoldowna.info/najtrudniejsze-wejscie-komarcai-nic-tam-15-km-10-godzin-w-gorach.html
http://www.zespoldowna.info/najpiekniejsze-miejsce-poczatku.html
I w Słowenii góry stały się naszą RODZINNĄ pasją, a mieliśmy tam nigdy nie pojechać, tylko przypadek z “Historii Anglii” o tym zadecydował i jeździmy tam stale, by sięgać wyżej i wyżej.
Jak się okazuje, im wyżej wchodziliśmy po drabinie tym pewniejsi byliśmy naszych możliwości i pasji, dzisiaj wiemy, że wchodzimy na inną już drabinę. Polecam Wam wszystkim ruch i góry
Oficjalna relacja z wydarzenia już jest tutaj: