Babia Góra 2
styczeń 2, 2019 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Niemożliwe, nierozsądne jest siedzenie na tapczanie w domu, tak myślę. Każda wyprawa należycie przygotowana jest wyzwaniem, trudnym, ale możliwym, gdy jesteśmy PRZYGOTOWANI…i mamy odrobinę szczęścia. Zastanawiałem się kiedy opisać nasze szczęście z 19 grudnia 2018 roku. Jeszcze w 2018, czy już w 2019? Wybrałem tę drugą datę, by dać Wam spojrzenie nowe, na rzeczy niemożliwe, “nierozsądne” w inny sposób w Nowym Roku, być może lepszym dla nas Wszystkich.
Babia Góra jest jedną z najtrudniejszych gór w Polsce ze względu na wiatr, który zdecydowanie modyfikuje warunki wspinaczkowe na tę górę. Śnieżka ma najsurowsze warunki pogodowe w zimie, trudniejsze od tych jakie są w Tatrach. Babia Góra ma jednak wiatr, który powoduje, że zima w Tatrach jest bardziej łaskawa niż na tej górze, choć jest niższa, bo tylko 1 725 m npm.
http://www.zespoldowna.info/babia-gora.html
http://www.zespoldowna.info/jak-jasiek-daje-sobie-rade-w-gorach.html
Babia Góra była naszym realnym celem, gdy je stawialiśmy sobie na nasze górskie wędrówki w 2018 roku. Nie myśleliśmy o Tatrach, bo ja byłem “ograniczony” myśleniem, że to jest dla nas za trudne. O Babiej z szacunkiem, jednak myślałem, że jest w naszym zasięgu. Gdy w maju po Pilsku, chłopcy weszli sobie ot tak na nią, to zmieniło naszą, moją percepcję, co do celów, ich możliwości, rozsądku i realności. Świat zaczął wariować dla nas a my razem z nim .
18 grudzień 2018
Na prognozach pogody mamy potwierdzenie: BĘDZIE POGODA NA BABIEJ, JUTRO!
19 grudzień 2018
Godzina 10.00 jesteśmy pod szczytem na przełęczy Krowiarki. Temperatura –6C, bezwietrznie. Przebieramy się i idziemy w górę, spotkać to, co jest nierozsądne, nielogiczne, niemożliwe…tak się wydawało jeszcze niedawno, bo Jasiek …. My jednak chcemy zdobyć kolejną górę w zimie. Mamy zdobyty w zimie Śnieżnik, Śnieżkę…teraz Babia Góra. Niemożliwe?
http://www.zespoldowna.info/po-prostu-sniezka.html
http://www.zespoldowna.info/snieznikkolejny-raz.html
Janek tym razem ubrany został w raki na końcu, co zagwarantowało wspólny start, ale ku zaskoczeniu mojemu, zabrał się za moje kijki, co go opóźniło w stosunku do Kamila…nie podobało mu się to.
Porzucił je, Kamila wkręcił, że go wołam i był już pierwszy. Bez raków ta część podejścia już byłaby dramatem. Śnieg zlodowaciały, śliski, powodował, że musieliśmy włożyć dużo wysiłku w pokonanie tego nachylenia…a schodki, które w lecie jakoś pomagają, tym razem były tylko przeszkodą…no i chłopcy nas odstawili.
Zatrzymaliśmy ich na kolejnej przerwie technicznej. Często pytacie się mnie o katar chłopców i czy się przeziębiają. Mogę tylko tak powiedzieć: po pierwszych 5 minutach podejścia, zostawili tyle kataru na drodze, kurtkach i chusteczkach, że można by obdzielić nim kilka osób na kilka dni .
W przerwie zostali, także doposażeni w okulary wysokogórskie, by słońce ich po prostu nie poraziło. Myślałem, że będą z tym kłopoty, bo ciśnie, bo …, ale po dopasowaniu okazało się, że nie ma z tym problemów…i chłopcy znów uciekli nam, a Janek pilnował Kamila by ten go nie wyprzedził.
Janek na Sokolicy o wysokości 1 367 m był oczywiście pierwszy. Najtrudniejsza część podejścia była za nami.
Chłopcy w pełnym wyposażeniu wyglądali jak zawodowcy! Okulary dodały im profesjonalizmu godnego alpinistom, a świetny sprzęt Salomona lekkości …i ciepła. Kamil i Jasiek wciąż się rozpinali, bo im gorąco, a było zimniej i zimniej, choć słońce świeciło rewelacyjnie.
Sokolica jest najlepszym miejscem do oglądania całego masywu z dołu. Widać go jak na dłoni i dominuje, robi wrażenie. Chcieliśmy by od tego miejsca chłopcy szli z nami…ale to były tylko marzenia. Po kilku wspólnych krokach, znów oni z przodu a my z tyłu.
Czasami tylko na tle śnieżnego krajobrazu pojawiały się kolorowe kropki, czyli kaptury chłopaków…i tak było do Kępy na wysokości 1 521 m npm. Tam też napotkaliśmy pierwszych turystów schodzących już z góry. Więc nie byliśmy sami z takim pomysłem…trochę ulżyło
Zaczynało wiać. Postanowiliśmy, że Asia będzie szła pierwsza, chłopcy w środku, ja na końcu. Inaczej byśmy ich nie zatrzymali, po prostu. Ich chęć parcia do przodu jest czasami niezwykła i zbyt silna dla nas rodziców.
To była słaba decyzja dla mnie. Oni przyspieszyli, ja nie…gdyż pojawiły się Tatry, Gówniak, robiło to na mnie wrażenie, a w ogóle to pogoda znów pisała swój scenariusz, swoje piękno.
Zima daje inne barwy, inne doznania w górach. Piękno jest inne, tak samo jak sama temperatura. Po wyjściu z kosodrzewiny, zaczęło wiać bardzo. Temperatura zdecydowanie spadła, ale sprzęt Salomona nie dość, że lekki to trzymał ciepło Jaśka i chronił przed wiatrem niesamowicie. Piszę o tym nie bez kozery. Po Orlicy pytaliście się, czy Jasiek nie zamarzł? Podkreślam zatem jeszcze raz, gdyby nie fachowa pomoc Pana Roberta i Przemka z wrocławskiego Salomona, nie chodzilibyśmy w takim komforcie, za co dziękuję…a Wam dziękuję i nie martwcie się o nas, nie marzniemy
Rozpoczęliśmy podejście pod Gówniak 1 617 m npm , czyli jak nasza Śnieżka.
Asia z Kamilem zaczęli nam uciekać. Wiatr robił swoje. Niby Janek się go nie bał, ale…Tato chodź ze mną, Tato mam katar…tylko po to byśmy byli blisko siebie. Spowalniało nas to.
…a Tatry w tych kolorach były magiczne, ja się nie mogłem napatrzeć, co też spowalniało nas jeszcze bardziej.
Pierwsza część podejścia i pokaz sił Jaśka, w walce z wiatrem, który im byliśmy wyżej, im bardziej na otwartym terenie, tym wiał silniej.
Zbliżaliśmy się do samego wierzchołka. Mój podziw dla syna rósł. Dla Asi i Kamila był na maksa, bo nie mogliśmy ich dojść.
Wiatr zwiewał luźny śnieg, przez co szliśmy momentami po mieszance lodu i kamieni. Po raz pierwszy uświadomiłem sobie, jak mogą się czuć ludzie zdobywający zimą szczyty w Alpach, czy Himalajach. To co my zdobywaliśmy było “naszymi” Himalajami i Nanga Parbat. Pustynia zimna, śmigana wiatrem…piękna.
Gówniak minęliśmy i dotarliśmy do siodła pod Babią. Wiatr zasypywał szlak, a same podejście zaczynało być trudne, ze względu na fakt, że luźny, nawiany śnieg, nie dawał należytej bazy do postawienia, stabilnego nogi.
No i znów podejście. Z daleka wygląda na łatwe. Z bliska już nie. To tutaj mieliśmy największe problemy. Wiatr zawiewał podejście znajdujące się po lewej stronie. Kamil, który pierwszy przeszedł, już nie “zostawił” swojego śladu bo wiatr nanosił śnieg…ale daliśmy radę!
W końcu już pod samym szczytem doszliśmy do Asi i Kamila. Janek przejął prowadzenie.
Po przejściu siodeł, gdzie ekstremalnie wiało, Janek poprowadził nas na szczyt i tak się rozpędził, że szedł dalej….dużo dalej niż powinien
…a na górze piękne widoki na Tatry i jeszcze piękniejsze na Fatrę!
Nigdy się nie spodziewałem, że Babia będzie mogła być tą górą, którą lubię, na której odpoczywam. Miałem ją na swojej liście faworytów, ale dopiero teraz przekonałem się, że ma to wszystko co nam jest potrzebne: piękno, wyzwanie, trudność, radość ze zdobycia. Tu Kamil na tle Tatr…jak białe morze.
Wiatr się wzmagał. Pogoda się zmieniała. Musieliśmy uciekać w dół, co dla Jaśka i Kamila jest niczym innym tylko sygnałem, że można “grzać” do przodu…i tak było!
Schodząc, dopiero się doświadcza tego, co to znaczy wysokość…znów wiatr…znów przestrzeń…znów morze bieli i błękitu po kres.
Pogoda się mocno psuła, ale to wpłynęło tylko na nasze doznania estetyczne, uchwycone na zdjęciu poniżej.
Kamil wykorzystał sytuację i po prostu znów się oddalił i niby był w zasięgu, ale był daleko, za daleko…a ja jakoś wciąż myślałem, czy to normalne by tak sobie moje dzieci mogły zbiegać w dół? Czy to normalne by autysta umiał być tak zmotywowany i pełen radości, by jeszcze sobie podskakiwać na szczycie w zimie, pod niebem… no i moja wspaniała żona z uśmiechem…nie zmarznięta!
W końcu zaspy go zatrzymały i po chwili straty czasu na podyskutowanie ze mną, sytuacja się odwróciła: Jasiek z Asią poszli do przodu a my musieliśmy ich gonić…a potem ja musiałem ich gonić …a widać było tylko kolorowe kapturki na białym tle … znów.
Przed chwilą byliśmy na górze. Gdy odwróciliśmy się do tyłu, chmury już zmieniły wszystko, a wiatr zaczął kręcić śniegiem, tworząc z nich “słupy”, niczym trąby powietrzne. Mieliśmy dużo szczęścia, a spotkany na podejściu Pan Wiesiek niestety nie…ale mówił, że taką pogodę lubi…patrzył na Jaśka w taki sposób, jakby jego twarz mówiła skoro oni weszli to ja nie?
Wejście w jarzębiny i kosodrzewiny uratowało nas, od razu stało się cicho i ciepło. Z Sokolicy mogliśmy tylko patrzeć jakimi szczęściarzami jesteśmy i jak nieprzyjazną górą może być Babia.
Po krótkim odpoczynku rozpoczęliśmy wbrew pozorom najcięższy fragment zejścia. “Schody” w dół, pod dużym nachyleniem, nie były łatwe, stąd chłopcy po prostu zbiegali znów i znów. O ile Kamila straciliśmy kompletnie z widoku, to Jasiek pilnował się nas.
Babia Góra okazała się wyzwaniem, trudnym ale możliwym przy dobrze przygotowanym sprzęcie i nastroju jaki nam dopisywał. Dla mnie to wejście będzie długo w głowie jako to NAJ… z każdej strony NAJ…ale najlepsze było jeszcze przed nami.
Weszliśmy na Górę. Teraz powinniśmy przybić pieczątki. W zimie biura Parku są nieczynne przy szlakach, więc nie ma tam pieczątek. Przy pobliskim stoku wszystko było zamknięte, dopiero przygotowywano się do sezonu. Podjechaliśmy pod punkt Informacji Turystycznej ale on był tylko do 14. Podjechaliśmy do sklepu i tam Panie zasugerowały siedzibę Urzędu Gminy…choć ten może być czynny też tylko do 15.00. Dojechaliśmy. Jasiek wziął książeczki i poszliśmy. Na wejściu głośne DZIEŃ DOBRY i od razu był w centrum uwagi.
“Poproszę pieczątkę do mojej książeczki. Byłem na Babiej Górze.” – spokojnie zakomunikował do Pani przy okienku Obsługa Klienta. Pani popatrzyła na mnie i na Jaśka:
”Masz zdjęcie?” –zapytała z niedowierzaniem.
Pokazałem ja…i zaczęło się: ”Ja mieszkam tutaj 35 lat i nawet w lecie nie byłam. Ostatnio zwiało kogoś z góry, a Ty dałeś radę!? Poczekaj już załatwiamy wszystko… w pokoju 26 ?”
Radość i empatia od Pani biła niesamowita. Weszliśmy na piętro, a tam nas przyjaźnie przyjęto…stale powtarzając:
“Ty byłeś dziś na Babiej Górze?”
Janek z dumą potwierdzał. Pani podała mu “najważniejszą pieczątkę” w gminie, a on bił ją dla nas wszystkich. Na pamiątkę dostał mały prezent od gminy Zawoja…a ja wciąż widziałem, jak z podziwem Ci ludzie patrzyli na naszego Jaśka, bo wszedł na Babią Górę i to w zimie…a miało to być jeszcze na początku roku nierozsądne, niemożliwe…ufff, cóż mogę powiedzieć na swój temat? Jestem tylko rodzicem, jak Wy…niedoskonałym.
Jestem pod ogromnym wrażeniem Waszego wejścia. Widoki ze zdjęć zapierają dech…przecudne…:)