Lackowa 2.
marzec 11, 2019 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Dla większości ludzi lubiących góry w Polsce, Tatry są wszystkim i jedynym. Ci “mniej rygorystyczni” wskazują, że przecież można chodzić po Sudetach, Beskidach, Bieszczadach i trwa dyskusja, co jest fajniejsze. My też bierzemy udział w tej dyskusji wskazując na jedno: Ci którzy chcą niech chodzą po Tatrach bo są wyjątkowe, ale niech spróbują też innych gór, bo tam można się zmęczyć jeżeli, ktoś chce i napatrzeć się, jeżeli ktoś chce. Moim faworytem w tym zestawie jest Lackowa w Beskidzie Niskim i to dodatkowo z sentymentem.
Lackową z Domu na Łąkach w Izbach zdobywaliśmy kilka razy. Omijaliśmy podejście zachodnie uważane za najtrudniejsze “nie-wspinaczkowe” w Polsce. Ja dodałbym obok Stożka Wielkiego w Górach Suchych z Unisławia. Jednak nasza zimowa wyprawa na tą górę zasadniczo uważała, że jesteśmy gotowi na to wyzwanie. Nie tylko tytułem przygotowania kondycyjnego, ale i technicznego. Po Lubomirze, zatem przyszedł czas na Lackową, pod którą zjawiliśmy się ok. 14.00 by z zachodnim słońcem wejść zachodnim grzbietem na szczyt o wysokości 997 m npm.
http://www.zespoldowna.info/lackowa.html
Przed nami najtrudniejsze wyzwanie: ““Lackowa to 260 metrów drogi, podczas której pokonujesz 240 metrów do góry”. Na zdjęciu poniżej to wejście od prawej strony z którym trzeba się zmierzyć: siodło!
Dla nas Lackowa ma też pewne sentymentalne znaczenie. Przyjeżdżaliśmy do Izb wielokrotnie do Domu na Łąkach, do wspaniałych i ciepłych ludzi. Tam odpoczywaliśmy z naszym młodym autystą, który był skrajnie trudny. Sentymenty zatem wracają, a my postanowiliśmy zmierzyć się z nimi…i wyglądaliśmy Lackowej od początku naszej drogi przy stadninie koni.
Jest! I tutaj wygląda bardzo przyjaźnie. pogoda była przy tym rewelacyjna, około 4C, słonecznie, na drodze lód po którym w rakach świetnie się szło. W lesie śnieg zmrożony, nieklejący się.
Pierwsza część trasy to spacer do granicy słowacko-polskiej. Dawno, dawno temu tędy biegł szlak zielony, polski. Dziś trzeba dojść do granicy, by wejść na szlak czerwony słowacki. Kamil znów, w jakiś tylko jemu znany sposób, pamiętał że to tam trzeba iść.
Gdy dochodzi się do granicy skręcamy ostro w lewo, przechodzimy ok. 200 m i poszukujemy słupków granicznych. Tak, one w tej wyprawie odgrywają istotne znaczenie. Od tego momentu zaczyna się podejście do góry, typowe dla każdej z gór, aż do słupka 294/10. Jak dojdziecie tam, to znaczy że już stoicie przed nią
Pierwsza zmyłka. Na zdjęciach powyżej my jesteśmy wyżej, a dzieci już w siodle. Gdy człowiek myśli, że najgorsze ma za sobą bo wszedł na pierwszą część podejścia, widzi te siodło…które ukrywa prawdę.
Wchodzimy na górę pierwszego siodła, a tam kolejne i niby nie jest trudne, niby nie jest skomplikowane…
…w szczególności, gdy stoi się na jego początku. Gdy jednak schodzi się na dół, nagle to wszystko staje się wyższe, bardziej strome, co pokazują zdjęcia poniżej.
Jak uświadomiłem to sobie, a chłopcy byli w połowie i super, że mieli raki, to próbowałem przyspieszyć…ale góra była silniejsza ode mnie.
Kolejna zmyłka. Gdy weszło się na niemalże pionową ściankę o wysokości 40 metrów i człowiek myślał, że to już po wszystkim, kolejne podejście, na szczęście nie tak w pionie….tak nam się wydawało.
Dopiero, gdy doszliśmy do Kamila i Janka, popatrzyliśmy w dół zrobiło to na mnie wrażenie, a słupek 294/4 zawsze będzie mi się kojarzył z połową podejścia na Lackową.
Kolejna zmyłka…to Janek. O ile zawsze uważałem, że Kamil jest w stanie fizycznie, nawet technicznie dać radę takim wyzwaniom, to Janek znów nas zaskoczył. Potwierdziła się zasada: musi być trudno, problematycznie, z wyzwaniem by musiał potraktować górę z należytym szacunkiem Jeżeli jest za łatwa to mu się po prostu nie chce iść i szuka sposobu, by wydatkować jak najmniej sił, a tutaj….szacun i jeszcze raz szacun.
Po wejściu na przewyższenie trzeba pokonać jeszcze ok. 200 metrów by dojść do szczytu. Jest to miły fragment przejścia, gdzie człowiek reguluje oddech i odpoczywa…a potem szczyt i najlepsza pieczątka na świecie.
Zejście zapowiadało nam się fantastycznie z zachodnim słońcem.
Schodząc już pilnowaliśmy słupków granicznych, czekając kiedy ta ściana się pojawi.
Z góry oczywiście wszystko wygląda inaczej. Tutaj pierwsza część zejścia/ostatnia podejścia. Niby nie jest trudna, ale dla tych którzy podchodzą, jest do “zgubienia “ płuc, jeżeli nie ma się kondycji.
No właśnie i gdy przyszedł słupek 294/4 popatrzyliśmy w dół. Widzicie te dwie figurki na zdjęciu po lewej stronie, poniżej? Zastanawiali się czy wejść i gdy nas zobaczyli….postanowili podejść, bo skoro Janek mógł, to dlaczego nie oni…nie mieli jednak raków.
Gdy zeszliśmy na dół, postanowiliśmy zrobić skrót przez las. W lecie jest to optymalna droga, gdyż tędy wywożone jest drewno z polskiej części góry. W zimie, było pełne śniegu oczywiście.
Zejście na drogę powodowało krajobrazowe wow. Beskid Niski w tym miejscu jest malowniczy, a jak jest jeszcze oświetlony słońcem jak nam się to trafiło…
Pożegnaliśmy Lackową rodzinnym selfi.
Jak trudne jest podejście na Lackową widać na wykresie poniżej. Jestem dumny z nas, że udało nam się ją zdobyć z tej najtrudniejszej strony i to w zimie. Sentymenty nasze zostały “uspokojone” chociaż na chwilę i szkoda, że było już tak późno. Nie odwiedziliśmy Domu na Łąkach, ale na pewno jeszcze tam dojedziemy do Agnieszki i Andrzeja.
Wyjeżdżając patrzyliśmy do tyłu. Lackowa jak zwykle dominująca i wyzywająca. Ja polecam.