Trzy Korony, Żar.
czerwiec 25, 2019 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Z górami jest tak, że jak gdzieś pójdziesz i pomimo rozgrzewki, ćwiczeń i suplementacji wszystko Ciebie boli po…to musisz to rozchodzić w górach . Po Czerwonych Wierchach mnie i Asię wszystko bolało, chłopcy tego nie komunikowali, więc postanowiliśmy zdobyć do naszej książeczki Diadem Gór Polskich dwie kolejne góry: Trzy Korony w Pieninach i górę Żar w Pieninach Spiskich
https://pl.wikipedia.org/wiki/Trzy_Korony_(szczyt)
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBar_(Pieniny)
Trzy Korony to w istocie “zespół” kilku szczytów, który z niebieskim szlakiem na Sokolicę, uchodził jeszcze niedawno za jeden z trudniejszych do przejścia. W Diademie kluczowym szczytem jest Okrąglica o wysokości 982 m npm i wydawało nam się, że będzie to miły, łagodny spacer po wcześniejszych tatrzańskich przejściach. Zaczęliśmy od Sromowców Niżnych.
Kamilowi chyba jednak już zrobiło się gorąco w górach, gdyż pomimo wiosny zdecydował się na krótkie spodnie i to było wydarzenie. My wybraliśmy szlak żółty, gdyż większość szła zielonym i miało być dzięki temu łatwiej.
Kamo wystartował pierwszy, a Janek jednak powoli z nami.
Nagle Kamil się zatrzymał a Janek wręcz podskoczył z wrażenia…ale niezbyt bliskiego. Pojawiła się koza no i to była już atrakcja.
Jakoś mnie zdziwiły kozy, jednak patrzyłem na coś innego, gdyż tylko się utwierdziłem, że jakbym nie patrzył to Pieniny mają “zakodowane” to piękno krajobrazu z każdej strony, jakby nie patrząc. Powyżej widok na Orlicę, schronisko na wejściu na szlak, które zostawiliśmy za nami…a tymczasem Janek zatrzymał prowadzącego do tej pory Kamila. Tutaj go przytrzymał, to zagadał i wiadomo było po chwili, kto ma prowadzić.
Szlak żółty jaki wybraliśmy prowadzi przez Wąwóz Szopczański na przełęcz Szopkę i jest właśnie tym czymś specjalnym dla Pienin, z jego skałami i przełomami. Janek w wąwozie trochę się zagapił i Kamil uciekł do przodu.
https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C4%85w%C3%B3z_Szopcza%C5%84ski
W tym czasie najważniejszym dla Janka zjawiskiem były owady…gryzą i ślimaki, ściągają się!…by po chwili wyprzedzić sztuczką Kamila i od tej pory po prostu być pierwszym.
Szlak w tym miejscu był zajefajny. Strumyki, schody mostki to co Janki lubią najbardziej i tak się zastanawiałem głośno: czy on był wczoraj z nami na Czerwonych Wierchach, czy byliśmy sami? Po nim nie było tego widać, po nas i naszych stękaniach zdecydowanie tak. Nawet Kamil odpuścił pogoń za Jankiem, który nie dość, że zaczepił i przepytał z imion Dębickie Gepardy, to był już dobre 15 metrów nad nami.
Co więcej jak już dochodziliśmy do niego, to zobaczyliśmy jak rozdzielił niczego nie spodziewającą się parę odpoczywającą na szlaku, głośno mówiąc dzień dobry…a oni w szoku bo jakby “czołg” przejechał. Patrzyli we wszystkie stron bo on sam, a nas nie zauważyli…nie mieli jednak sił by go dogonić! Złapaliśmy go na Szopce, to trochę odpoczęliśmy patrząc na piękne Tatry.
…ale chwilka odpoczynku i wszystko wróciło do normy: on pierwszy, my za nim i nawet Kamil nie próbował się ścigać.
Kto był pierwszy przy kasie na Okrąglicę? Janek po prostu.
Widoki z Okrąglicy warte polecenia i to w każdą stronę!
Odpoczęliśmy i postanowiliśmy wrócić zielonym szlakiem, by było ciekawiej. Dla Janka to był znów najlepszy wariant “schodowy”. Janek zbiegał i zeskakiwał, bo tak było lepiej, gdy ja nogi nie mogłem zestawić, ale tak widocznie musiało być.
Zielony szlak okazał się być kompletnie inny od żółtego. Po pierwsze prowadzi zboczem Trzech Koron…i jest pełno komarów. Po drugie ścieżka jest fajna, wąska, ale mocno w dół. Chłopakom to leżało, bo nawet Kamil w pewnym momencie szedł pierwszy…a Janek koniecznie chciał bawić się w berka i namawiał mnie na to, w każdy możliwy sposób.
Gdy w końcu uwierzył, że ma więcej sil ode mnie, bo ja ich nie mam, to z gracją łani zeskakiwał z każdego napotkanego schodka,a było ich całkiem dużo.
W końcu dał się złapać. Tym razem ja go przekonałem, że selfi to najlepsze co może się nam zdarzyć i udało się, a Asia miała czas by do nas dojść.
Trwało to oczywiście chwilkę i potem wszystko wróciło do normy….komary też.
Spowodowało to tylko jeszcze mocniejsze przyspieszenie i tak na prawdę zatrzymała nas koza…tym razem Janek był bardziej odważny.
Zielony szlak z pewnością byłby bardziej wymagający pod górę, ale w dół był idealny. Zbiegliśmy i okazało się, że mamy jeszcze 3 h przed burzą. Zatem kolejny cel przed nami góra Żar. Podjechaliśmy do nieodległych Łapsz Niżnych skąd na skróty trochę, chcieliśmy wejść na najwyższą górę tej części Pienin. Nad Tatrami już zbierały się chmury i nie było zbyt dużo czasu.
Jankowi nie trzeba było powtarzać i efekt był przewidywalny. Szeroka polna droga, jako skrót, pozwoliła Kamilowi z dużą swobodą na “złapanie” Janka i od tej chwili szli razem.
Góra Żar jest widoczna z daleka i ma bardzo charakterystyczną cechę: na szczycie są jodły, strzeliste, wysokie, które widać z daleka.
Jak tylko wyszliśmy na polanę, to było ją widać od razu, była bardzo charakterystyczna, ta po prawej stronie zdjęcia.
Kolejny raz jednak zostaliśmy zaskoczeni. Zawsze potarzam, że nie można lekceważyć małych gór. Żar w układzie swojej grani jest góra łagodną, jednak jak chce się ją zdobyć skrótem, tak jak my to czekają zawsze niespodzianki, typu ścieżka prawie w pionie i jak na to wejść. Janek już na starcie odpuścił. Musiał być zmęczony i może nie kilometrami ale duchotą jaka panowała przed burzą.
Na krótkim odcinku musieliśmy podejść 120 metrów do góry i był to wysiłek, a na górze nagroda: mała wieża. Z niej widok na Jezioro Czorsztyńskie i Gorce.
Długo nie byliśmy, ani nie odpoczywaliśmy. Czuć było zbliżającą się burzę. Nie chcąc schodzić po tak stromym zboczu musieliśmy przejść ponad 300 metrów granią, bardzo miłym czerwonym szlakiem, by dojść do skrótu łagodnego w dół.
Potem kolejna piękna polana, skrót do tej pierwszej i widok Tatr, ale już wyraźnie burzowych.
Janek nawet chwilkę się zainteresował burzą, nawet chwilkę redykiem…ale miał już wyraźnie dość tego dnia.
Janek już człapał w tym ukropie. 13, 6 km tego dnia nie było mało, był dzielny. Pieniny zrobiły nam fajną niespodziankę, bardzo się podobały i na pewno wrócimy tutaj jeszcze. Tego dnia jednak już uciekaliśmy bo szła burza. Po 15 minutach świat odpoczął pod wpływem deszczu i my też po tych dwóch bardzo ciepłych dniach.
Piękna opowieść, piękne góry, mocarne chłopaki :). O tym jakie to jest osiągnięcie fizyczno psychiczne, nie ma co nawet wspominać. Mam marzenie, też tak kiedyś z chłopakami powędrować, choć ja to, przyznam, rikszą większość drogi musiałabym pokonać :). Ściskam. D.