Śnieżnik 3
styczeń 28, 2020 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Ten wpis powinienem zacząć inaczej: jak fajnie być na Stromej naszej ulubionej górze w Sudetach Wschodnich…jak fajnie było z niej zejść i wejść na Śnieżnik. To z pewnością coś co lubimy najbardziej.
http://www.zespoldowna.info/stroma-sadzonki-snieznik-sredniak.html
Dzięki Tysięcznikom Ziemi Kłodzkiej poznaliśmy w tamtym roku Stromą, górę w której wnętrzu znajduje się Jaskinia Niedźwiedzia. Przechodziliśmy obok niej na Śnieżnik wiele razy i dopiero teraz udało się ją odkryć.
Nie mogło być inaczej i tym razem. W naszej 3 turze Korony Gór Polski chcieliśmy zdobyć Śnieżnik w inny sposób niż zazwyczaj…ale przez Stromą. Wystartowaliśmy z parkingu w Kletnie i od razu w śnieg, w bok z dala od wszystkich szlaków.
To jest Stroma i to jest śnieg. Wyjątkowa sytuacja w zimie ostatnio nieprawdaż? Stroma jest dla mnie niczym Lackowa. Niby nieduża, niby łatwa a dziwnie niedostępna. My mieliśmy wejść tym razem na skróty od jak zwykle tej najtrudniejszej północno-wschodniej strony (ta z lewej).
Z nami jak zwykle ostatnio postanowił przejść z nami mój siostrzeniec, więc na starcie Janek jemu dokuczał jak się dało, ale potem Kamil odjechał, za nim nasz Gość, a my na końcu i Janek w kryzysie, a to był dopiero początek.
Doszliśmy do Porębka i skrót. To co wolno w zimie, jest zabronione w innych porach roku. Śnieg zakrywa wszystko, ale są ścieżki i my taką wykorzystaliśmy. Janek odżył, wreszcie coś się zaczęło dziać…zwalone drzewa, strumyki, dziury w śniegu i trochę śladów saren.
Przejście nie było łatwe, a w końcu rozpoczęliśmy też podejście pod samą Stromą…no właśnie nazwa zobowiązuje…ale wysiłek daje bezcenne możliwości. Wystarczy popatrzeć do tyłu
Zapowiadano paskudną pogodę. Mówiono o chmurach i mgłach, a my to wszystko zostawiliśmy na dole. Świat pod pierzynką to widok który lubię najbardziej, a my na opalaniu . Na dole było –6C a tutaj jak nic plusowa temperatura i trzeba było się już rozbierać. Dla takiej sytuacji warto pojechać w góry!
Gdy już dojdzie do przełęczki pod Stromą, to można zachwycać się urokami miejsca, którego nie da się skopiować, ale to był początek najlepszego.
Janek jak usłyszał, że Stroma to nagle oczywiście przyspieszył, miał być pierwszy to i był. Pokazał na Śnieżnik, który od północnej strony zupełnie inaczej wygląda i wszedł by odpocząć.
Stroma zdobyta!
Od tego miejsca skończyły się skróty, a zaczęła się ścieżka przez las. Tak jak na wiosnę musieliśmy dojść do podstaw Śnieżnika pod rezerwat. O ile do tej pory było trochę śniegu to stąd było już go więcej. Trzeba było trałować przejście. Kamil to już miał tego tak dość, że był gotowy zejść w dół…ale wytrwał.
Za Jaśkiem na zdjęciu powyżej to jest Śnieżnik, królestwo kozic alpejskich. Z tej strony nie wygląda tak imponująco. Wydaje się, że jest na wyciągnięcie ręki. Obok idzie szlak niebieski do schroniska pod Śnieżnikiem, ale my nim jak zwykle nie poszliśmy.
Janek z Kamilem nawet nie czekali na nas od razu skręcili w prawo by obejść Śnieżnik przez leje do Sadzonek. Janek świetnie pamiętał nazwy i drogę i że będzie domek, stary opuszczony dom wopistów.
O ile na wiosnę było to miejsce “bezludne” to tym razem gromada mężczyzn w turystycznym stanie szła w odwrotnym kierunku i dzięki temu ścieżka była świetnie wydeptana ze świetnymi widokami w szczególności nad lejami.
…a nie było to łatwe przejście. Janek znów miał kryzys, Kamil ciągle powtarzał, że wraca i że za tydzień w góry nie…ale szli do góry. Wiedzieli, że przed nami Śnieżnik.
Janek jednak był wykończony. Soki nie pomagały, zatem mama musiała.
Dla mnie po operacji także było to bardzo wymagające. Zielony szlak po polskiej stronie, stawiał wymogi i to mocne. Z Jaśkiem powoli goniliśmy Kamila z przodu i rodzinę po środku. Janek wiedział, że to Śnieżnik i chyba tylko dlatego szedł swoim tempem pod górę…a ja zostawałem delektując się tym co zawsze nam na Śnieżniku zimą się zdarza: świat kolorami chmur i słońca malowany! Piękna zima.
I tutaj uwaga: styczniowa zima w tym roku, to jak kwiecień z ubiegłego. Podejście choć malownicze było bardzo trudne. Śnieg z góry wydawał się zbity i zmarznięty, a co któryś krok zapadaliśmy się w śniegu.
Janek to przystawał patrząc na oddalającą się czołówkę, to zatrzymywał się by przyspieszyć mnie. Ja jednak tym razem nie dałem rady, za to on jak widać sam szedł tam gdzie wszyscy powinniśmy dojść.
Zatem nowa trasa z sukcesem została wytyczona. Na Śnieżniku Janek oczywiście wiedział skąd wziąć pieczątkę czeską, a Kamil jak zwykle ustawił się do zdjęcia tak, że z czapki zrobił się mu “daszek”.
Weszliśmy oczywiście na ruinki by odpocząć. Pierwszy raz odkąd pamiętam na Śnieżniku nie było zimnego wiatru. Odpoczywaliśmy i jak zwykle chłopcy od razu zregenerowali się…a Ty człowieku chciałbyś poleżeć, podumać…nie ma takiej opcji…choć widoki niesamowite były!
My do zejścia, a tu słońce schowało się już w chmurach. Janek krótko: “Słońce zgasło” i oczywiście po zmęczeniu ani śladu zatem ze Śnieżnika w dół pod Mały Śnieżnik prawie można biec.
Ledwo się zatrzymał przy Jaskółczych Skałach, ale szybko wrócił na zielony prosto do schroniska.
W schronisku nie trzeba było robić pieczątek, więc znów szybki wypad do przodu bo żółty czeka!!!
Przez całe przejście walczyliśmy z lodem i śniegiem. Każdy z nas wywrócił się lub zapadł przynajmniej raz. Gdy myśleliśmy, że najgorsze za nami, najgorsze było przed nami. Chłopcy jakoś przeszli, nawet nie zauważyliśmy jak.
Natomiast my na tym lodzie przewróciliśmy się, nawet nie próbując myśleć o jego przejściu. I to było na samym końcu naszego przejścia!
Wyczerpani doszliśmy do parkingu. Nie było osoby, która nie miałaby dość…do czasu obiadu oczywiście. Było to piękne przejście i wspaniałe widoki, ze wspaniałą pogodą!!! Na takie wędrówki można chodzić oczywiście prawie codziennie. Kamil nawet zapomniał, że jeszcze chwilę temu planował odpoczynek za tydzień. Po obiedzie było: “Góry Tak!”