Suszyca.
kwiecień 6, 2020 by Jarek
Kategoria: Włóczykij i Tysięczniki
My mamy duuużo szczęścia. Piątek z samego rana wiadomo było, że musimy być gdzieś w górach. Trzeba było wybrać najbardziej dzikie z możliwych…Góry Bialskie…tylko którą górę?
Zaparkowaliśmy na końcu wsi Młynowiec za Stroniem Śląskim, gdzie już nikogo na pewno nie ma. Dlaczego?
1.Wspomnienia. To było dawno, bardzo dawno temu. Jak “ujeżdżałem” mojego pierwszego górala, to tam było najlepiej nim jechać. Wszędzie daleko, na piechotę bez szans, chyba że komandos. W trakcie takiej jednej wyprawy ja robiłem pętle 60 km, a komandosi skrótami 20. Po całym dniu w tym samym momencie docieraliśmy do mety. Podziw dla nich i sentyment został
2.Tysięczniki. Jedno z ciekawszych przeżyć. Przejście wszerz i wzdłuż gór by zdobyć kilka szczytów. Cały dzień nie było nikogo i było bardzo dziko. Idealne zatem na tą wyprawę.
Suszyca była na końcu. Postanowiliśmy tym razem ją zdobyć idąc poza szlakami, duktami leśnymi, by było dziko i wyzywająco, co widać choć trochę na mapie poniżej.
Góry Bialskie to mnóstwo różnych ścieżek o różnej trudności. My wybraliśmy tą ze strumykiem, pełną błota i śliskich kamieni. Gdy tak przechodziliśmy z miejsca na miejsce nad nami pojawiła się osoba pracownika leśnictwa z dużym uśmiechem. “Proszę Państwa, lepiej “zachodzić” dzieci tą drogą do góry, polecam. Nie ma po co iść po tym błocie.”..no i wróciliśmy na chwilę na drogę polecaną przez leśnika.
Kamil oczywiście wykorzystał to i poszedł, aż do rozdroży. Janek w prawą, Kamil w lewą i jak tu pójść, jak nie ma szlaku?
Poszliśmy na czuja w prawo, za Jaśkiem, by było trudniej…ale tak było przez chwilę, bo znów Kamil wyszedł na przód i znów skręciliśmy w prawo.
Janek przechwycił brata. Do tej pory droga była świetna. Zmrożona bez błota lekko pod górkę. Kierowaliśmy się na górę o nazwie Ostręga 985 m npm, bo na niej nigdy nie byliśmy. Szukaliśmy podejścia lub trawersu na nią, bo na mapie takowego nie było. Janek zdążył zmanipulować brata i już był pierwszy.
Jednak tylko do pierwszego podejścia tego dnia. Tutaj Kamil “odjechał.”
Na samej górze okazało się, że jesteśmy na trawersie, “świeżym”, który prowadzi na przełęcz pod Suszycę, która pojawiła się nam na samej górze.
Kolejne podejście…puls nie zareagował schłodzony prószącym śnieżkiem
Kamil się zagapił i Janek przejął prowadzenie wchodząc na drogę na przełęczy. Tam mieliśmy zbadać jak pójść, bo znów musieliśmy pójść na “kompas”…Janek nie pozwolił na rozmyślanie i wybrał za “kompas” drogę.
Ścieżka, która na początku była całkiem precyzyjna, w pewnym momencie stała się ścieżynką i dobrze że było widać na śniegu, że to “autostrada” saren, bo nie wyglądało to zbyt dobrze.
Janek miał nosa. Doszliśmy do naszej ścieżki z pierwszego przejścia z pięknym widokiem na Śnieżnik w śniegu i w chmurach śniegowych! Z tego miejsca już nie trzeba było cokolwiek tłumaczyć Jankowi. On to czuł. Skręcił w prawo znów! i szukał tabliczki, bo tam była tabliczka przecież!
…a śnieżek pięknie prószył
Odpoczęliśmy. Chcieliśmy wrócić na Ostręgę, która tak dominowała nad doliną przez którą szliśmy. Jednak nie było nawet widać ścieżki, która miała być ale jej nie było. Bez Asi, byśmy nie znaleźli. “To tu!” pokazała. Trzeba było testować.
Po 3 świerkach, kilku buczkach okazało się, że Asia tym razem wykazała się iście traperskim nosem!
Wyszliśmy prosto na Czernicę, widoczną niemalże z każdego miejsca w Górach Bialskich, a ścieżka zaprowadziła nas prosto na Ostręgę. Gdy szliśmy trawersem, czy tez w dolinie skarpa tej góry była bardzo ostra, a tutaj okazało się, że przez przełączkę mieliśmy fajne, zgrabne wejście granią i nie było problemów dopóki głuszec nie zaczął terkotać. Pojawiło się pytanie czy to on, i czy można tutaj iść…ale Janek poszedł, więcej głosów nie słyszeliśmy i rozwiązał się problem.
Szczyt nas zaskoczył. Był wypłaszczony wyraźnie idealne miejsce do odpoczynku, tym bardziej że słoneczko zaczęło nam świecić. Postanowiliśmy wrócić granią bo nam tak się to spodobało.
Początek owszem był fajny, bo pełen śniegu i znów Czernica na naszej wysokości, ale stało się trochę stromo. Zejście i powrót świetnej ścieżki by przejść…ale podchwytliwej, gdyż co niektórzy leżeli
Szło się fantastycznie, tylko był jeden problem: kiedy będziemy “spadać” w dół? Trochę nas to niepokoiło, gdyż czuliśmy, że to już powinno być w tym momencie, a tu nie widać było żadnego zejścia. W końcu zaryzykowaliśmy zygzaki i udało się. Doszliśmy prosto do auta.
Wycieczka nas rozluźniła to jedno. Chłopcy byli zmęczeni to drugie, a potem okazało się, że była to ostatnia możliwość do wykorzystania. Mówiąc krótko Suszyca okazała się po raz drugi szczęśliwa dla nas i ja ją polecam z każdej strony!