Śnieżnik od Międzygórza
kwiecień 19, 2021 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Jak pogoda wisielcza i pada deszcz. Jak już zdobyłeś wszystkie szczyty, o ile to możliwe, to warto wybrać się po raz kolejny na Śnieżnik…to nasza ulubiona góra.
Ja nie umiem powiedzieć, ile razy byliśmy na Śnieżniku, wiem jedno to nasza ulubiona góra….w szczególności na niepogodę. Zastanawialiśmy się jak ją zdobyć i przyszło objawienie: od Międzygórza, bo tam to tylko ja jeździłem na rowerze na Śnieżnik i z niego.
Jechaliśmy z domu i słabo niebo wyglądało, a jeszcze gorzej przednia szyba. Deszcz robił swoje. Podjechaliśmy do Międzygórza, widoczność może na 100 m i “tona” śniegu, a przed nie było nawet płatka. Taka pogoda pomaga…na parkingu. 2 auta i nasze, to przywilej. Przebrani gotowi do góry.
Szlak przygotowany na piątkę. Nawet świetnie opisany, że to był pierwszy i długo jedyny szlak na Śnieżnik. Chłopcy wystartowali i …można tak powiedzieć tylko o Kamilu. Janek po tygodniu siedzenia w domu BEZ SIŁ I CHĘCI. Na początku długa prosta i Kamil zniknął
Pooglądaliśmy barcie za to, człapiąc za nim. Nie ma w Polsce nigdzie takiego zwyczaju jak tutaj na “końcu” dolnośląskiej Polski. Barcie są wszędzie i jest to niesamowite!!! Wspaniałe!!!
Janek człapał, próbował gonić Kamila, ale widać było: nie ma iskry dzisiaj!!! Kamil za to ma i dobrze, że co jakiś czas “hamował”. Jankowe człapanie było koszmarne na tyle, że Asia wymiękła i pogoniła za Kamilem, a my próbowaliśmy….skrót?
Dało to efekt, ale na tyle że szliśmy w tempie, ale ich nie było…za to była już chmura.
Jeżeli ktoś mnie spyta, czy w połowie kwietnia miałem na tej górze tyle śniegu…nie odpowiem, bo nie miałem chyba nigdy….Dzisiaj blisko 30 cm mokrego, ciężkiego śniegu było i tak tym tłumaczyłem Janka. Poczekali na nas na końcu skrótu. Ale cóż z tego. Gdy weszliśmy na szlak, Kamil znikł i to w chmurze. Asia za nim, my razem człap do przodu. Jak było wcześniej.
Humor dopisywał, nogi nie, aż śnieg zaczął spadać na głowę z drzew…taki mokry jak kropla zimnej wody. Poruszenie było!!!…ale do momentu wyjścia z drzew. Janek był bez formy, bez motywacji…
Uratował nas trawers Średniaka ze skałami. Było zainteresowanie…ale “Kiedy będzie schronisko?” dominowało. Zdziwiliśmy się, gdy wychodząc z lasu dojrzeliśmy “duchy”…chmury były niezłe.
To nas uratowało. Janek zaskoczony, ale widział Asię i Kamila idących do góry, my za nimi. Chmura zaintrygowała go i było lepiej. Wypatrywał schroniska…a tego tutaj nie było!!!
W końcu. Widoczność była na 20-30 metrów, ale chyba o to chodziło. Była przygoda jak to mówi Jaromir. Napiliśmy się pod schroniskiem i o dziwo Janek był gotowy na szczyt, “tam za las szybko”.
A Kamil? Cóż podziwiam Asię, że umie dotrzymać jemu tempa. On w góry się wkręcił i idzie, swoim krokiem. Jeżeli się chce go “utrzymać” kosztuje to trochę zdrowia…a on tylko odrobinę spocony. Na Śnieżnik “trzymaliśmy” go różnymi sposobami, byleby nie zniknął. Nie zgubi się na pewno, ale zniknie i będzie konieczność podgonienia, a to już nie dla mnie.
Janek w końcu złapał “drive’a”. Czuł już miejsce i ciągle mówił, o filmie Nasze Góry, bo był tutaj kręcony. Wyszedł na przód i to był najlepszy regulator Kamila.
…do czasu.
Udało się go zatrzymać na “zdjęcie”, a potem jednak iść za nim. I znów słowo klucz “zdjęcie” przy Trójstyku zrobiło swoje.
…a potem był Śnieżnik…gdzie?
W końcu weszliśmy na turystów, ale nigdy nie było ich tak mało na szczycie, jak tym razem.
Jankowa zmiana nastroju natychmiastowa. Przecież pieczątka i on wie, gdzie jest!
No i czas na śniadanie…rozkosz.
Nie byliśmy zmęczeni, po Janku nie było tego widać. Szlak może jest dłuższy od tego z Kletna, ale chyba nie jest taki trudny jak o nim się mówi. Ja mam wrażenie, że jednak Janka znużył…ale Śnieżnik zadziałał cuda i byliśmy gotowi do zejścia.
Najlepsza potrójna piątka i …Janek prowadził w dół. Chciał tak samo jak na filmie, bokami ale jedna mała zaspa i posłusznie wrócił na szlak.
https://www.youtube.com/watch?v=iPhyUrIpHDo
Humor już był perfekcyjny, nawet “dziura” w niebie znalazła się ze słońcem przez chwilę….a potem było zbieganie, które miało wypadek przy pracy jak zwykle. Było już jednak dobrze.
Janek był nastawiony bojowo: “Idziemy skrótami, ja prowadzę!” i tak było. Szedł szybko i dobrze, kompletnie inaczej niż pod górkę. Poczytaliśmy mapę pod schroniskiem, Janek wiedział wszystko. Gadał o tym stale!
Przestał gadać, jak znów woda z drzew lejąca się już mocno, pogoniła go do przodu.
Na pierwszym skrócie Janek był fenomenalny. Góry trochę się oczyściły z chmur i było już widać gdzie jesteśmy. Janek nie miał czasu na podziwianie, no bo uważał, by nie wpaść w dziurę jak na podejściu, albo “Uwaga drzewa!” i “kierownik” szedł.
Na koniec pierwszego skrótu był pierwszy na “wzór” Kamila. Czekał i patrzył z dołu na nas. Zaskoczyliśmy go informując, że idziemy dalej w dół skrótem. Podjął wyzwanie!
Schodząc jednak patrzyliśmy na budki dla ptaków…nie ma takich nigdzie w żadnych górach w Polsce no i na barcie. Dzięki temu zejście było rekordowo szybkie, no i dzięki Jankowi na skrótach. Kamil nie zainteresowany tematem, odjechał nam jak zwykle na samym końcu…ale te barcie i te domki, były niezłe.
Co do trasy to…chyba nie jest trudna, chyba nie jest widowiskowa i intrygująca, jak inne, ale dość szybka w szczególności na zejściu. Czy poleciłbym ją? Chyba w połączeniu ze zdobywaniem Średniaka bo można, albo w połączeniu jeszcze z innymi skrótami, bo można.
Zadowoleni z wyprawy myślimy, że jedynie absolutne skróty w połączeniu z wyprawą na Smrekowiec zostały nam do eksploracji podczas zdobywania Śnieżnika. Nie jest to zmartwieniem, bo wciąż czeka na nas nasz szlak numer 1 w Masywie, jeszcze w całości nie zdobyty, od Kamienicy na Młyńsko i Stromą, potem na Śnieżnik i powrót niebieskim szlakiem. Może się uda w lecie, bo ta ilość śniegu jaka jest to na pewno do maja z nami zostanie.
Kiedy było to wejście?
Tydzień temu.