Bukowiec, Włostowa
sierpień 16, 2021 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Trening przed jesiennymi zdobyczami trwa. Tatry z ich najdłuższymi przejściami są wyzwaniem, ale nie trzeba jechać tam, by się się przygotować do takich wędrówek. Góry Suche pod każdym względem są najlepsze. Tym razem po raz pierwszy testujemy czerwony szlak na Bukowiec, taki był plan…i nie tylko.
Nigdy nie wchodziliśmy na Bukowiec w ten sposób. Po prostu był zawsze na tyle wymagający dla nas, że woleliśmy raz jedyny nim zejść. Tym razem w ramach “zetki” po Górach Suchych Bukowiec miał być naszym pierwszym wyzwaniem, tak samo jak bardzo zły nastrój Kamila.
Janek wciąż tańczy na obozie. Kamil zatem popatrzył na nas i po prostu poszedł. Przejście przez Sokołowsko to zapoznanie się z historię tego miasteczka. Każdy budynek pamiętający czasy tworzenia tutaj sanatorium ma swój opis…ale można też tutaj zrobić sobie ścieżkę przyrodniczą z takimi mocno pomarańczowymi gąsienicami. Było to z każdej strony intrygujące.
Pogoda nas zaskoczyła. W nocy musiała być burza, więc było fajnie wilgotno, ale z dużymi kałużami. Nie grzało słońce, choć dobrze świeciło. Dla mnie idealne warunki by dojść do Bukowca. …a po drodze kolejny świadek historii – cmentarz. Jedyna płyta jaka była widoczna, to młodego chłopaka, który dokładnie 87 lat temu 14 sierpnia zmarł.
Od tego momentu zaczyna się też podejście i do tego momentu nasze koszulki były suche.
Podejście składa się z dwóch części: w pierwszej widzi się Kamila gdzieś nad sobą, mocno “złożonego” w pół, bo kąt nachylenia zbocza jest bardzo mocny, a druga to Kamila nie widać bo są maliny. Różnica jest też taka, że jak wejdzie się na “granicę” to ten pierwszy kawałek miał wyraźne ostrzeżenia UWAGA!!!!, a ten drugi miał maliny. Ja już po pierwszych metrach mogłem wykręcać koszulkę. Asi nie widziałem, Kamila nawet nie słyszałem…ale na koniec każdy z nas miał coś do wykręcania…a nie było gorąco!!!
Zapomniałem dodać, że jak zwykle Kamil czekał na nas na kamieniach, drzewach i dobrze, że nikt nie widział tej jego miny! Za to ja patrzyłem na Włostową i Kostrzynę, Garbatkę, Miłosza które z tego miejsca WYGLĄDAŁY.
Bukowiec ma 3 szczyty. Ten pierwszy, na który w końcu doczłapaliśmy ma 860 m. Tam padliśmy. Wydawało się, że upał jest ogromny, “woda” z nas ściekała…a wszystko było chwilę po burzy, gdy trawy były w rosie, a chmurki nad nami….i dobrze, że nie było Janka z nami, bo jakby ten zaczął się ścigać z Kamilem…to widziałem oczami jeszcze inne zakończenie.
…a na górze płasko, miło i zaskakująco. To żaba tak się przyglądała nam, że można było się wystraszyć. To pojawiło się kolejne oznaczenie najwyższego wierzchołka autorstwa Pani Basi, a na koniec w dół. Skoro się było na górze to oczywiście trzeba zejść w dół.
Wszystkie smutki i stresy Kamila zniknęły. Takie są góry, które leczą napięcie, zły nastrój . Zaczęliśmy od Bukowca, by dotrzeć do schroniska. Jakoś zauważyliśmy, że jesteśmy w tych górach stale, a brakuje w naszych książeczkach pieczątek. Asia z KGP, polecała koniecznie byśmy poszli tam, no i nie było wyjścia.
No i schodziliśmy trawersem, granią, w dół jak puszcza…i do góry, bo tak też można schodzić. Na krawędzi w końcu pojawiły się maliny, no i z dala Waligóra. Byliśmy na miejscu i przyszedł czas na odpoczynek po rozgrzewce.
No i Asia z KGP miała rację. Zaskoczyło nas to, że nie ma turystów. Zaskoczyły nas kampery. Najbardziej jednak zaskoczyły nas JAGODZIANKI. Były super i Andrzejówka się zmienia, co nas cieszy. Odpoczywaliśmy z jagodzianką, ja się zastanawiałem nad jej drugim kawałkiem. Musieliśmy nabrać sił by ODKRYĆ OSTATNIĄ 3 TAJEMNICĘ GRANI WKS czyli Włostowej, Kostrzyni, Suchawy. Najpierw musieliśmy dojść pod Włostową. No i trzeba było się przeprawiać, potem przestać oglądać motyle i jeść maliny, by dojść do “ściany”.
Dzięki przypadkowi odkryliśmy tajemnicę Suchawy i jej Czerwone Skałki. Dzięki Tomkowi umieliśmy dojść do Małpiej Skały będących tajemnicą Kostrzyny. Teraz znów dzięki Tomkowi mieliśmy odkryć Tatry w Górach Suchych.
https://www.zespoldowna.info/cuda-gor-suchych.html
Od Andrzejówki wybraliśmy drogę, która jest najpierw żółtym szlakiem, potem rowerowym, a potem “naszym”. Jak się nią szło, to widać było wejście na Czerwone Skałki, do żlebu na Małpią Skałę. Z każdym krokiem byliśmy oczarowani magią ściany gór po naszej lewej stronie. Tego nigdzie nie widać, ale od północnej strony cała grań WKS, to ściana niemalże pionowa. Idąc górą, niebieskim szlakiem też tego nie czujemy. My to widzieliśmy i to była różnica.
Od Tomka dostaliśmy wskazówkę: “Idźcie na Grań Muflona!”. Ok szukaliśmy i oczywiście coś znaleźliśmy. Weszliśmy ostro pod górkę, ścieżynką, która mogła należeć do muflonów. Im wchodziliśmy wyżej, tym bardziej byliśmy zaskoczeni. Moje pierwsze skojarzenie…gdyby nie ten las, to mamy grań przez Suche Czuby w Tatrach. My na skalnym “wale”, a z lewej ściana, a z prawej też ściana.
Podejście i przejście, choć nie jest trudne, wymaga kondycji. Nie da się pokazać tego miejsca lepiej, niż widzą to nasze oczy , ale to są piękne góry, które mają swoje ścieżki na czubkach drzew.
Wchodząc tak odważnie, doszliśmy do końca skał, ale wciąż ścieżka była widoczna. My dalej nią szliśmy, bo zgodnie z tym co Tomek podpowiadał, mieliśmy dojść na szczyt Włostowej.
Wejście na szczyt dało nam dużo radości, bo weszliśmy w “nasz” maliniak z ubiegłego tygodnia, z drugiej strony Pani która siedziała przy tabliczce wykazywała wyraźnie panikę, bo weszliśmy cicho i tak, jak nikt nie powinien tego zrobić. Usłyszeliśmy tylko:”Ufff, to nie niedźwiedź!”
Tajemnica Włostowej odkryta dzięki Tomkowi, więc znamy wszystkie 3 tajemnice. Trzeba było jakoś wrócić, ale nie tak zwyczajnie. Więc wybraliśmy sobie skrót do czarnego szlaku i potem w dół trochę rowerowym, by dojść do Skałki Joli, no bo chyba tam nas jeszcze nie było.
Mogliśmy dzięki temu znów popatrzeć na Włostową, Kostrzynę i Suchawę w inny sposób.
Kamilowi tak to odpowiadało, że nawet postanowił zbiec, ale się zdziwił, że na końcu jest zakręt drogi tak mocny, że trzeba poczekać na rodziców…na pewno zabłądzą.
Szybki wiraż, po odpoczynku…i były znów maliny, setki malin i tylko my…a przy okazji kilka skał, w tym na pewno jedna z nich to Skałka Jola.
Już widzę te pytania: Dlaczego znów w Góry Suche? Dlaczego znów na Włostową? Odpowiedź jest banalna: potrafią zaskoczyć, zmęczyć, wypędzić złego ducha z naszych synów i dzięki temu jest dobrze…a jak przy okazji przygotujemy się dobrze by móc wejść na Rohacze w Tatrach, to sama przyjemność. To przejście, choć nie było tak wymagające jak to z przed tygodnia zostawiło istotny ślad wykończenia w nas…nastąpił spokój i cisza.