Tatry Bielskie, Szalona Kazalnica.
październik 4, 2021 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
“Pogoda wczoraj zepsuta, padał deszcz. Dziś działa”. Zdanie-klucz Kamila. Próbowaliśmy w piątek wyjść w góry i prognozy były ODPOWIEDNIE, ale rzeczywistość dużo gorsza. W sobotę było już lepiej. Postanowiliśmy zatem sprawdzić “słoweńskie góry” w słowackich Tatrach. Tatry Bielskie leżące na wschód od Tatr Wysokich zawsze nas kusiły i przyszedł na nie czas.
Kuba zapowiedział tylko: “Pamiętajcie, że jest to szlak wybitny, idzie się zmęczyć. Dobry dla przygotowanych kondycyjnie”. Trochę nas postraszył, ale bardziej baliśmy się “ścisłego rezerwatu”, który słynny jest z występowania dużej ilości niedźwiedzi. Ale jesienią są one albo bardzo wysoko, albo w odstępach szukając borówek by zbudować zapas na zimę i to ostatecznie nas zmotywowało.
Podjechaliśmy do Strednicy i zobaczyliśmy to:
Od razu padło rozsądne pytanie od Janka:”Gdzie są góry?” Po drugiej stronie jakby już się poprawiało, ale motywacja u Janka była “idę na końcu, zostaw!”. Kamil miał iść to szedł, ale bez przekonania.
Powiem szczerze, ja przeżyłem kompletne zaskoczenie, jak i nasi chłopcy. O tym, że będziemy wchodzić na górę, schodząc w dół wiedzieliśmy, ale że wraz z każdym krokiem mgły będzie mniej, to nas kompletnie zaskoczyło. Kamila “pogoda włącza się” nabrało innego wymiaru.
Pogoda się włączyła, jesienne kolory jeszcze bardziej, tylko ten Janek dalej szedł w systemie zaciągniętego hamulca ręcznego: “Idę na końcu, zostawcie mnie!”. Dolina Monkova jednak nie pozwala na takie fanaberie a Bielski Potok zmienia wszystko. Zaczęło się od poszukiwania śladów zwierząt, poprzez przegląd tablic edukacyjnych na zielonym edukacyjnym szlaku i Janek załapał…a turystów brak, to tych niedźwiedzi szukaliśmy i ich śladów. Na szczęście nie było.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Dolina_M%C4%85kowa
Polecam to miejsce na spacer, polecam to miejsce jesienią, bo daje moc. Janka tak wzmocniło, że już nie za bardzo chciał czekać, tylko dopytywał się, gdzie te szczyty co on ma dzisiaj zdobyć, a wyglądały one zacnie. Na pierwszym planie była wielka, biała skała o nazwie Hlasna Skała, a tuż obok Opalena Skała, były tak białe, że od razu skojarzyło się nam to ze Słowenią. I to był błąd! Skoro wygląda to jak w Słowenii, to nawet nie wyłapaliśmy tego typowego dla wapiennych Alp w Słowenii wyniesienia, a byłoby to wspomagające w myśleniu o przejściu, a tak czekała nas niespodzianka.Wymagająca.
https://www.zespoldowna.info/ogradi-2-087-m-npm.html
Janek pokazał kierunek i poszliśmy w kraj piękna przez strumyki i mosty.
Chłopcy szli zgodnie do przodu, aż do tego mostku. Przejście było super na tym odcinku i jakoś nie wyglądało, przed czym ostrzegał Kuba. Byliśmy uśpieni, bo szliśmy na przełęcz o słowackiej nazwie: Vyšné Kopské sedlo (Szalony Przechód).
https://pl.wikipedia.org/wiki/Szalony_Przech%C3%B3d
Od mostku jednak “słoweńskie” wspomnienia stały się realnością. Dla Janka odjazd.
Tona kamieni. Tona śliskich kamieni…i do tego łańcuchy. Lepiej być nie mogło…dla Janka. Instrukcje: “Kamil uważaj, ostrożnie, nie tak nogę!”. Jak u sierżanta na musztrze w armii było słychać. Im trudniej, tym dla Janka lepiej, a Kamil…ostrożny, nawet przerażony, cichutki i słuchający dobrych rad…ale najlepiej Asi.
W oczach chłopaków pojawił się TEN BŁYSK, choć u każdego może oznaczać coś innego…a to w barwach jesieni!
Kamil znów wrzucił “szóstkę” bo te korzenie i kamyczki to na jeden jego krok. Trzeba było gonić, a jak gonić jak tutaj wodospad ze strumieniem na tle kolorów jesieni spadający z “sufitu”. Nawet Janek krzyczał wodospad! No to oglądaliśmy.
Tak kończyła się Dolina Monkova. To był początek wymagającego podejścia, po skałach w błocie.
Rękawiczki to kluczowe wyposażenie na taki etap. Bez tego Kamil by nie przeszedł, myłby stale ręce, a Janek rozwaliłby sobie z pasji ręce, bo dla niego szaleństwo skał, to najważniejsze co może go spotkać!
Najpierw były skałki.
…a potem skałki z błotem, choć miejsce wyglądało obłędnie! Dla Kamila wyprawa mogła już się skończyć i był gotowy wracać.
Dał się przekonać, gdy po zygzakach wyszliśmy na “prostą”. Jednak bez Asi nie byłoby tego przejścia. Kamil tak potrzebuje jej instrukcji, że stoi często przed drogą i czeka na tą podpowiedź, nawet gdy jest to w miarę proste dla jego długich nóg. Jak nie my, musieliśmy odpocząć. Wszyscy czuliśmy zmęczenie i wymagania tego szlaku. Szybko zyskiwało się wysokość, ale było to ciągle uważne stawianie nogi.
Ćwiczenia, skłony, czworaki też były. Janek jednak bardziej wyprostowany, a Kamil nawet wolał pobrudzić rękawiczki i spodnie schylając się mocno, niż korzystać ze swoich nóg. Było za ślisko. Zaskoczyłem się przy tym oglądając mapę, gdyż w tym miejscu wskazuje ona na trudny punkt do przejścia, a wcześniej jakoś tego nie widziałem…a było to trudne technicznie miejsce, wymagające dużego wysiłku i ostrożności. Gdy już wychodziliśmy z lasu i już “dotykaliśmy” wzrokiem szczytu nad nami Hlupy (Szalony Wierch) dwutysięcznika, myśleliśmy że to koniec. Niestety w takich górach nigdy nie ma końca, tylko błoto może się skończyć, a wyślizgane skały nigdy. Cały czas powoli do góry i dobrze, że Jankowi “włączył” się lider bo wyraźnie przyspieszyliśmy.
Jednak im wyżej, tym więcej u Janka było pytań, typu “Daleko jeszcze?”, “Na który szczyt idziemy?” i tutaj pokazywał wszystkie okoliczne, a ojciec znał nazwę może dwóch…wstyd. Zaczęliśmy zatem wlec się, a Asia z Kamilem do przodu.
Zniknęły skałki, Kamil dostał drugie życie. Uśmiech, żarty i luz w gotowości. Dopiero tutaj na progu Doliny Szerokiej widzieliśmy jak mocno podeszliśmy do góry. Patrząc do tyłu widzieliśmy krajobraz jak w Pieninach, ale i same Pieniny. Z nich oglądaliśmy te Tatry, dzisiaj na odwrót.
Szliśmy dalej do przodu i musieliśmy się szybko uczyć nazw szczytów, bo młodsze dziecko koniecznie chciało to wiedzieć. Albo odpowiedź, albo męczarnie za pomocą pytań.
Zatem koniec Szerokiej Doliny to Przełęcz Szeroka, która jest miejscem między szczytem Hlupy (Szalonym Wierchem) a Ždiarska vidla (Płaczliwą Skałą) a za nim Hawraniem. Trzeba było to szybko opanowywać, bo pytania zyskiwały na intensywności…dziecko opanowywało Hawrań…i jakoś tylko ten Hawrań.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Szeroka_Prze%C5%82%C4%99cz_Bielska
Miejsce było piękne. Nawet Kamil patrzył i spoglądał wokół, co nie jest typowe dla niego. Był tym miejscem zainteresowany.
Janek w tym momencie “zahamował”. Jakby odcięło mu siły. To się zdarza, ale rzadko. Zatem trzeba było zwolnić, Janek był wyraźnie zmęczony. Kamil odwrotnie był wyraźnie pobudzony i jak to Asia kondycyjnie wytrzymała, to jej tajemnica.
Ja byłem zaskoczony Szalonym Wierchem i jego błyszczącymi ścianami.
Janek nie. Nie wiem czy to brak dodatkowych utrudnień, czy też końcówka podejścia, ale człapaliśmy niemiłosiernie, choć z pytaniami: “Daleko jeszcze ten szczyt?”
W popłochu musieliśmy cos wymyśleć. Janek bez wskazania na szczyt wyglądał na takiego, co nie pójdzie dalej. Przełęcz nie robiła na nim wrażenia. Odczytanie z mapy wszystkich nazw w okolicy też, a tutaj ciągle: “Czy to ten szczyt?”…w końcu wpadłem: “Ten za przełęczą”. Podziałało i goniliśmy Asię i Kamila.
Weszliśmy na Szeroką Przełęcz a tam cała “kopa” szczytów. No i było inaczej od razu, tylko znów padały pytania o nazwy. Ojciec nie przygotowany, więc “Idziemy dalej”. Synuś znów: “Na jaki szczyt?”. Wymiękłem, ale syn zainteresował się trawersem i pogonił do przodu….gdzie pojawił się Jagnięcy. My tam byliśmy i od razu stało się łatwiej.
To był trawers z serii wow! Janek gonił tak że nie było szans by go zatrzymać, a szliśmy nad Szalonym Wierchem, za nami Płaczliwa Skała i Hawrań, a obok Tatry Wysokie i ten Jagnięcy.
https://www.zespoldowna.info/jagniecy-szczyt.html
https://www.zespoldowna.info/rakuska-czuba.html
Janek tylko stwierdził, że widzi szczyt (jaki?) i poszedł. O ile na początku trawersu jeszcze sprawdzał czy jesteśmy, to teraz już tylko gonił. Dobrze, że Kamil postanowił poczekać, a to spowodowało że odkryliśmy szczyt do zdobycia
Szalona Kazalnica Hlúpa kazateľnica 1945 m “stojąca” tuż za Kamilem stała się naszym szczytem i czy to wystarczy Jankowi?…a ten dalej gonił i gonił!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Szalona_Kazalnica
Doszliśmy i Janek zaakceptował “szczyt”…a Kuba miał rację. Ten szlak jeden z trzech po Tatrach Bielski okazał się wymagając, trudny technicznie…ale My daliśmy radę! …i był czas na odpoczynek w takim miejscu jakich mało. Szalona Kazalnica daje widok na “szalone” widoki, ja nie znam miejsca takiego jak to z tymi górami, z tymi kolorami. Nie ma!
Nastrój miejsca potęgowała przyroda. Chmury grały nad Płaczliwą Skałą, pod nami biegały kozice, a humory chłopaków wyraźnie poprawione po odpoczynku.
Janek przeczytał nam wszystkie kierunki jakie były dostępne i oczywiście stwierdził, że idzie w innym kierunku niż my, jemu chmury już nie przeszkadzały, a nam tak. Chcieliśmy jak najszybciej się uwijać, bo już wiało, już było chłodno i Jagnięcy znikał w chmurach, a my raczej wolniej schodzimy niż wchodzimy.
Pożegnaliśmy szczyty i przyspieszyliśmy mocno w dół. Zapowiadała się zmiana pogody…albo zmyłka w tym kierunku. Lider był jeden…on sam, skacząc z kamienia na kamień, bo było emocji za mało na wejściu.
Szybko się dowiedzieliśmy do czego “ON SAM” tak gonił: błotko i skały. Nowe przejścia to jego wyzwanie.
Nie wiem jak to się robi, ale wchodząc wydawało nam się, że te kamienie to dramat, ale szliśmy. Schodząc nie poznawaliśmy ich w ogóle, bo na nich pojawiło się dodatkowe błoto. Zejście było bardziej wymagające od wejścia.
ON SAM dawał radę trzymając się mojego plecaka, ale wciąż kłócąc się, którędy ma iść. Kamil bez Asi nie szedł. Była to bardzo trudna część naszej wyprawy. Zaczęliśmy wyszukiwać wzrokiem Opalonej Skały, bo wiedzieliśmy, że tam będzie koniec skał i błota.
Dojście do niej to była euforia…w końcu ich nie ma!!! Było to widać od razu po Kamilu, który szedł z uśmiechem do przodu i nie oglądał się za siebie. Janek się wygłupiał i nawet o niedźwiedziach zaczął rozmawiać i dobrze, że ich nie było
Ostatnie zdjęcia, pożegnalne z Tatrami Bielskimi i świadomość, że kilometrów mało, a wysiłek był znaczny, powaliła. Kuba miał rację. My znów schodziliśmy dłużej niż wchodziliśmy, ale to jest taka nasza uroda.
Jednak będziemy mogli już teraz zawsze Jankowi powiedzieć, że tam był , jak będziemy jechać w słowackie Tatry Wysokie. Zawsze to go interesowało, teraz będzie mniej. Szczyty zapamięta i będzie opowiadał, to jest najważniejsze.
Tatry Bielskie polecam i wiem, że to nie jest nasza ostatnia wizyta tutaj, przypominając o tym co Kuba mówił:”Szlak wymagający” choć nie idzie się wysoko, to krótko i intensywnie.