Dwie wieże: Orlica, Feistuv kopec…a na koniec Pańska Góra.
marzec 28, 2022 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Zachciało nam się spaceru po chorobie. Padło na Orlicę przez/na dwie wieże. Oczywiście wyszło fantastycznie i już mam swojego faworyta na wejście na Orlicę od “samego dna”. Tylko nie był to spacerek.
Zacznę jednak od trudnego pytania: Gdzie na Dolnym Śląsku są “najbardziej bieszczadzkie klimaty”? Zazwyczaj powtarzałem, że Góry Bielskie…zmieniam jednak zdanie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/G%C3%B3ry_Orlickie
https://www.zespoldowna.info/velk-detn-orlica-czyli-maraton-przez-gory-orlickie.html
https://www.zespoldowna.info/orlica-2-zielony-garb.html
…ale od początku. Poszukiwaliśmy trasy, która nas nie zmęczy. Asia wypatrzyła dwie wieże, na których nas nie było na mapie i po konsultacjach z tymi, którzy już tam byli postanowiła: “Idziemy na Orlicę i Feistuv kopec, bo tam są wieże.” Nie było przestrzeni do dyskusji, bo pomysł wydawał się świetny. Góry Orlickie są łagodne, fajne i bez bardzo stromych podejść. Trzeba było tylko znaleźć takie szlaki jakimi nie szliśmy i oczywiście udało nam się takie znaleźć.
I tutaj zaczyna się historia o dolnośląskich Bieszczadach. Najpierw było wow w Lewinie Kłodzkim, świetnie wygląda, dawno tam nie byliśmy. Potem dojechaliśmy z zaskoczeniem do Jerzykowic Małych i od razu powiem, że tam są Bieszczady, jakie kiedyś dawno temu widziałem. Zatkało nas.
No i jednych zatkało bo widok, …a tych samych zatkało bo brakowało oddechu, by złapać tych, którzy ten oddech wciąż posiadali. W tym miejscu jeszcze nas nie było, tak samo jak wielu z Was. Droga polna, którą prowadził czarny szlak, była tylko używana przez traktory przy zwózce drewna. Nie widać by turyści tutaj chodzili.
Doszliśmy do skrzyżowania szlaków Pańska Góra Zachód. W tym momencie nic nam to nie mówiło, oprócz tego, że na prawo na pierwszą wieżę, która od pewnego czasu to pojawiała się to znikała. Po chwili sukces “odkrzyczany!” Wieża i od razu zrobiła duuuże wrażenie, że jest wielka.
Janek odważnie wystartował, nawet nie czekał na mnie…ale się zaciął w połowie. Stwierdził, że wraca. Zatem sam na górę i ten widok robił wrażenie: Szrek nie patrz w dół!!!
…a Orlica na nas czekała. Trasa zapowiadała się niesamowita, bo przez łąki aż po ten skrawek śniegu. W tym momencie jakoś ten śnieg do nas/do mnie jeszcze nie dochodził, bo było ciepło, fajnie i odpoczęliśmy.
Wzięliśmy skrót do czerwonego szlaku idąc tym oznaczeniem. Idealnie przeszliśmy obok domków letniskowych prosto na wyjście na łąki czerwonym szlakiem. Tam zaskoczyła nas wiosna!
Odpoczywaliśmy w takich warunkach i wydawało się, że nie można było niczego lepszego sobie wyobrazić. Jednak na górze, na końcu łąki pojawiła się niespodzianka: śnieg. Kamil od razu:” Góra nie!” i wiedział co mówi. Jednak trudno było dyskutować z argumentem, że to tylko cień tutaj i na pewno nie ma aż tyle śniegu wyżej…było więcej i więcej.
To był nasz błąd, bo trasa była łatwa, ale ten śnieg. Tutaj on w całych Sudetach jest najdłużej i jakoś zapomnieliśmy o tym. Rodzina się podzieliła na tych, co zapadali się w śniegu i ci, którzy ważyli odpowiednio by się nie zapadać. Oczywiście Ci pierwsi mieli tego śniegu po dziurki w nosie patrząc, gdy Ci drudzy idą ich śladami.
Brakowało tego widoku ostatnio: Kamil czekający na rodzinę! Ostrużnik wita można by powiedzieć! Kamil znalazł sobie idealne miejsce do oglądania i odpoczywania. To był też jednak znak, że w końcu podchodzimy pod sam szczyt. O ile do tej pory było “stabilnie” pod górę, teraz było “zdecydowanie” pod górę…w tym lodowym śniegu. Weszliśmy prosto na wieżę. Nie było czasu by dyskutować. Szeroka, wspaniała budowla i Janek tym razem pogonił pierwszy do samej góry, a tam czytał wszystkie szczyty z panoram…i na nich wszystkich byliśmy …w tle Wielka Desztna.
https://www.zespoldowna.info/wielka-desztna-koruna-jelenka.html
Wieża zrobiła wrażenie, a tylko dlatego że jest w otoczeniu drzew, nie widać było, że jest tak samo niemalże wysoka jak ta pierwsza!…a widać było nasz punkt startowy i końcowy…jasna łąka. Trochę jednak daleko się wydawało!
No i spacerek nie okazał się być spacerkiem. Śnieg mocno nas wypompował. Odpoczywaliśmy błogo z postanowieniem, że jak najmniej śniegu z powrotem. Uśmiech na twarzy i skróty postanowione.
Wiatr się zerwał, słońce grzało, nie wiadomo było jak iść, więc poszliśmy w dół zielonym, gdyż na to wyglądało, że będzie w dół najszybciej. Byle do tras narciarskich!
Gdy zielony szlak odbijał już do Dusznik, my skrótem wzdłuż granicy i doszliśmy tam gdzie chcieliśmy: trasa narciarska w zimie, rowerowa w lecie a teraz tylko dla nas. Oj jak fajnie się schodziło. To było to!
Do samego “dna” czyli Cihalki było troszkę śniegu, ale się szło! Zupełnie inaczej było na drugiej grani Pańskiej Góry. Po raz pierwszy spotkaliśmy ją na rozejściu szlaków na początku. Teraz mieliśmy ją trawersować i potem na nią wejść. Przejście przez las było miłym przerywnikiem bo bez śniegu, ale Pańska Góra czekała! To była atrakcja!
Zaczęła się dość zaskakująco, bo skrzyżowaniem szlaków Pańska Góra Wschód. Po chwili wyszliśmy z lasu i tam zobaczyliśmy najfajniejsze dolnośląskie Bieszczady. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć!
Szło się niesamowicie. Z dala widoczna Orlica na której przed chwilką byliśmy. Pańska Góra ma jednak swoje tajemnice. Kręgi kamienne, stawki kamienne. Wygląda to zaskakująco i “inaczej” niż wszystko czego można by się spodziewać.
Tam wrócimy na pewno!…a tymczasem kilometry robiły swoje. Co niektórzy już człapali “bliźniaczo”. Nie wiem co ich trzymało jeszcze w ruchu, ale to była jakaś silna, nieznana, no może trochę, determinacja.
Jak stwierdzono, że Pańszczycę minęliśmy i już widać auto, to oczywiście zbiegaliśmy w dół…bo obiad!
I tak “mały” spacerek się skończył. Wykończył.
Góry Orlickie, choć wszyscy znają Zieleniec, oferują dużo więcej niż tylko to miejsce i w dodatku zimą. Nasz wybór był perfekcyjny, a latem na pewno jeszcze czekałaby nas graniówka jak nic. Byliśmy zaskoczeni dzikością i wspaniałością tych gór. To ich zaleta, o którą tak trudno obecnie. Nic tylko iść. My już planujemy tam naszą wycieczkę, po raz kolejny.