Opalone, Krucza Kopa, Rogowa Kopa
sierpień 1, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Co niektórzy już 3 tygodnie nie człapali po górach, a czekają nas tatrzańskie wyprawy. Pomysł był jedyny słuszny: Góry Stołowe na rozchodzenie…i poległem, bo tam byliśmy chyba już w każdym zakątku. Jednak skoro trzeba i podoba się, to kierunek Dańczów, a reszta się uda.
Szydło wyszło z worka już na pierwszym podejściu. Kamil na luzaku odjechał w siną dal, a co niektórzy robili kroki w powietrzu, że tak się wyrażę.
Na Kamila można było liczyć. Znów czekał, a Janek znów mielił pod góreczkę, jak dla niego, w miejscu. Widać, że pizza i makaroni na kolonii zrobiły swoje. Na pierwszy cel Krucza Kopa miała być niedaleko. Jednak las stawał się kompletnym zaskoczeniem. Świerki “padały” jak nie tytułem kornika, to upałów. Przez taki las jeszcze nie szliśmy.
Gdy weszliśmy w buki, wiedzieliśmy że to pierwotny, tutejszy las, przepiękny i słońcem malowany. Nudno jednak tak człapało się i człapało. Okazało się, że jest okazja…droga na Opaloną 680 m npm. Pierwszą wysoką górę na naszym szlaku. Zdobyliśmy z rozkoszą, bo nie wydawał się wybitna, a była idealna do naszej dyspozycji. Jak schodziliśmy z niej to byliśmy zaskoczeni, jak ostro spadało się w dół, takie pierwsze zaskoczenie dzisiejszego dnia.
Dla mnie najgorsze było to, że ten las, lasu nie przypominał. Dziwnie pusto. Szybko “złapaliśmy” zielony, a tym szybko pod górkę na śniadanie na Kruczych Skałach, pod Kruczą Kopą. Na skałach świetnie smakowało śniadanie. Oj chyba wszyscy faceci na wakacjach się zaokrąglili, tak jakoś mi przyszło do głowy. Za dobrze mieli
https://pl.wikipedia.org/wiki/Krucza_Kopa_(G%C3%B3ry_Sto%C5%82owe)
…a Krucza Kopa niby nie za duża, jakieś 721 m npm, ale zaskoczyła. W dół najpierw była “amazonka”. Myślałem, że bez maczety nie przejdziemy przez ten bór bukowy. Potem mocno w dół. Asia tylko powtarzała:”…nie wracamy tędy, nie wracamy, coś wybitna ta góra…” a tylko 721 m i to w tym momencie tylko w dół. Już robiła wrażenie na rozleniwionych wędrowcach
Jednak po chwili przerażała: las świerkowy wyglądał strasznie.
Zeszliśmy do znanego nam Darnkowa. Tam “odkopaliśmy”, “starożytny” drogowskaz, a tego nam brakowało do kolekcji. Tutaj mieliśmy pójść inaczej niż wszyscy. Jednak jak się okazało, problemem było iść jak Kamil. Na szczęście czekał jak zwykle w najlepszym do tego miejscu. Skręcaliśmy w bok za “traktorami”.
Byliśmy zaskoczeni, bo znów było “wybitnie”. Kamil zgiął się i uciekał, my nawet nie próbowaliśmy. Droga się skończyła na łące z widokiem na piękną górkę…której nie było na żadnej mapie!!!
Czy to Rogowa Kopa? Nic na to nie wskazywało. Byliśmy kompletnie zaskoczeni, ale poszliśmy za śladami kół. W ten sposób podeszliśmy do podejścia, jak nie pod górę, ale pod jakiś mega wielgachny stożek. Wywyższenie…niczym podejście na półkę skalną, ale taką “uczciwą”. Co to było?
Nie było łatwo. Kamil wyhamował, było za trudno. Janek boczkiem i zygzakami za Asią. Było ciężko…gdzie my jesteśmy? Kołatało mi w głowie. Szło się zmęczyć, a miało być lekko. Wyszliśmy i było wow! To Sawanna!
https://www.zespoldowna.info/lech-czech-i-rus.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%81%C4%99%C5%BCyckie_Ska%C5%82ki
Nie mogliśmy lepiej trafić. Tylko gdzie ta Kopa?!…i sprawdzaliśmy skałki, które wyższe
Była Sawanna, był zasłużony odpoczynek. Tego nam trzeba było po 8 km człapania i do tego na Rogowej Kopie..
Jednych “ściana” Sawanny wykończyła, innych rozluźniła, a innym przypomniała o obiedzie. Wracaliśmy do Kociołka znanym nam zielonym szlakiem, skąd chcieliśmy przejść do niebieskiego, którym jeszcze nie wędrowaliśmy. Pospieszę: zaskoczył nas i to bardzo!
Próbowaliśmy zgadnąć skąd go znamy, ale to była mieszanka Bieszczad, Karkonoszy, Gór Orlickich i oczywiście Stołowych. Było pysznie, bo w końcu maliny były pod ręką.
“Weszliśmy” w ten sposób w naszą Kruczą Kopę, która nie wyglądała wcale łagodnie, ale jej świerkowy las był w opłakanym stanie. Janek wykorzystał dyskusję na jej temat i miał swoje 5 minut. Pognał w dół, że aż miło. Był już głodny.
Nawet nie wiem kiedy dotarliśmy na parking. Widać dawno nie chodziliśmy, bo “te już wyszukane skróty” po Górach Stołowych, dały mocno popalić. Cóż lepiej teraz niż “paść “ potem na jakimś diabelskim podejściu.
Dla Janka rozleniwionego, był to dobry trening. Im było bliżej końca to nawet nogi mu przyspieszały, a jak wspominał o obiedzie…to próbował nawet podbiegać. Proste: jak chcesz jeść biegnij do obiadu, bo on do Ciebie nie przytupta. Nam się to potwierdziło!