Muflonowa Perć, Gomólnik Mały, Rogowiec, Jeleniec
grudzień 12, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Po przerwie miała wrócić do nas, na wędrówki, Asia. Jak w ubiegłym roku, zimą, miał też z nami wędrować Gutek z Tatą. Był problem, gdzie pójść. Nie było planu! Patrzyłem z Jankiem na mapę, we wszystkie strony Sudetów i nie mieliśmy, gdzie iść. Przepraszam, znalazło się coś w naszych Górach Suchych. Na ich samym początku tuż na końcu Grzmiącej.
Ekipa dotarła do Łomnicy za Głuszycą. Gotowa na fajny spacer. Fajny śnieg pod nogami i oczywiście pełno chmur. Start zgodnie z tradycją: Kamil gdzieś z przodu, Janek z Gutkiem mocno z tyłu.
Jak to w Górach Suchych trochę w dół, trochę w górę i tak ciągle. Tutaj jednak w pewnym momencie coś się zmieniło. Było tylko do góry. Janek z Gutkiem gadając człapali na końcu, a Kamil pojawiał się nam na każdym skrzyżowaniu ścieżek…jak zjawa.
Koledzy ze szkoły wykorzystywali czas na maksa. Było rozwalanie kałuży, rzucanie śnieżkami i wleczenie się na końcu. W pewnym momencie zaskoczył nas bruk na krótkim odcinku drogi, tak bruk taki jaki jest w miastach, ale ponieważ stale było pod górę, to było naszym zmartwieniem, a nie bruk…a “Zjawa” co pewien czas wychodziła do nas.
Kamil już odczuwał zmianę pogody. Był agresywny, wciąż powtarzał cały kalendarz i czuł się wyraźnie niepewny. Jak był sam był spokojny. Każde spotkanie z nami to była tona słów powtarzana wciąż i wciąż. Zrobiliśmy obejście powalonych drzew i na mapie wyglądało, że dochodzimy pod skały. Zdziwienie było duże, jak zaczęliśmy schodzić w dół i to ścieżką na “jednego człowieka”. Taka była ta “droga” w nieznane. Na mapie zaznaczona jako skałki pod Gomólnikiem Małym 809 m npm. W pewnym momencie doszliśmy do tabliczki, że doszliśmy do MUFLONOWEJ PERCI! Kompletne zaskoczenie. Patrzyliśmy pod nogi a tam ślady, być może muflona.
Popatrzyliśmy do góry i jak to w Górach Suchych wyrypa do góry, że od patrzenia nogi bolą! Nie było wyjścia konieczne były raki. Fajnie się zaczęło. Kilka kroków do góry jeszcze wiedzieliśmy jak, a potem…prawdziwi eksploratorzy.
Pojawiły się skały, czerwony melafir jak to w Górach Suchych, jak na Czerwonych Skałkach. Szlak był wyzwaniem, jak górskie i zimowe, zdobywanie Waligóry żółtym szlakiem od Andrzejówki. Do tego to my trałowaliśmy przejście i my je wybieraliśmy. Jak stanąłem przed litą skałą to nawet się przeraziłem, a Kamil idący za mną powiedział krótko i to jednoznacznie: “Tam nie!”. Też tak myślałem.
Szukaliśmy przejścia, no i ekipa stęknęła, bo owszem ścieżka się znalazła ale to była perć do góry i to zdecydowana.
Jak zobaczyłem tą czerwoną skałę to pomyślałem, że to taki Giewont z Gór Suchych, ale potem rozkoszowałem się widokiem na jaki dzisiaj w ogóle nie liczyliśmy. Ta Perć była świetną przygodą, nawet Gucio też to potwierdził, choć musiał mocno pracować rękami by wejść na górę, czego nie spodziewał się. Janek wsparł, “wzmocnił” i Gutek był gotowy iść dalej.
No właśnie. Do góry były lite skały i wąska przestrzeń między nimi. Nie było lżej.
Weszliśmy! Nic wokół nas nie było widać, a czuję że byliśmy na “widoku“, gdzie widać wszystko i wszędzie…ale nie w tej chmurze i nie przy tej pogodzie. Odpoczywaliśmy, było to potrzebne, bo wysiłek był znaczny. Dawno 3 km nie pokonywaliśmy w prawie 2 godziny!…ale to Góry Suche, one takie są.
Co dalej? Siedzieliśmy i myśleliśmy. Nasi Goście nie byli z nami w tej części Gór Suchych, więc padła propozycja zdobycia ruin Zamku Rogowiec na Rogowcu oczywiście oraz sąsiadującego obok Jeleńca 901 m npm, 5-tego co do wysokości szczytu Gór Suchych, po Waligórze 933 m npm, Suchawie 928 m npm, Kostrzynie 906 m npm i Włostowej 903 m npm.
https://www.zespoldowna.info/4×900-czyli-podroz-do-serca-sudetow.html
Jeszcze dobrze nie zeszliśmy z miejsca widokowego, a już zdobyliśmy Gomólnik Mały. Tam Gutek już zregenerowany popędził w dół
Kamil nie pozwolił na ucieczkę i od razu na prostej odjechał w …chmurę! W lesie jej nie było widać. Zejście na przełęcz zmieniło wszystko.
Janek który do tej pory raczej pilnował by nikt nie był na końcu tylko on, nagle dostał motywacji. Zrobiło się ciekawie, więc i on zaczął iść przez te “Himalaje”.
Przełęcz pod Gomólnikiem była wyzwaniem. Jak zwykle zasypane wszystko bo w takich miejscach zawsze wieje, a tam skrzyżowanie kilku dróg i ścieżek. Bez mapy musielibyśmy pomyśleć, a tak szybko przez …i do góry. Nie wiem, czy pewne rzeczy są zaraźliwe, ale w tym momencie tak sobie myślałem. Najpierw Janek:”Daleko jeszcze na ten Zamek?” Spokojnie odpowiedziałem. Potem to samo Gutek…i znów spokojnie odpowiedziałem, ale potem już miałem dość jak słyszałem: “Daleko jeszcze…?” Naoglądali się Shreka i nie szło z nimi wytrzymać. Dobrze, że Kamil szedł.
Dojście do Skalnej Bramy pod Zamkiem potraktowałem jako szansę na spokój. Podejście zimą wymagające, bo wąsko i ślisko. Ratowały nas raczki, o których Janek jakoś zapomniał, a oczywiście była walka, o to by je ubrał. Perć przeszedł, doszedł do Zamku i jakoś mu nie przeszkadzały….cicho, nie odzywałem się.
Na Zamku krótki odpoczynek, bo pod śniegiem go nie było widać. Szybko w dół i do góry na Jeleniec. Fajny wąski szlak i w pewnym momencie linka, bo wąsko i ślisko! Znów małe wyzwanie, ale one dają kolorów do tego zdobywania. Chłopcy przejęci, dzielnie walczyli…a u Kamila z powrotem wróciły nerwy. Zatem szybko na szczyt zasypany śniegiem i w dół.
https://www.zespoldowna.info/jeleniec-czerwone-skalki-radosno.html
Liczyliśmy mocno na jedno: chłopcy zgłodnieli to i złagodnieli.
Pod Skalną Bramą była mała dyskusja między chłopakami, gdzie iść…ale jak usłyszeli:”Idziemy na obiad!”, dyskusja się skończyła. “Ostatni” natychmiast stali się “Pierwszymi”. Wszystko zaczynało działać jak powinno.
Motywacja to jest słowo klucz. Janek nie czekał nawet na wskazówki jak iść. On to wiedział. Gutek nie był pewny, Kamil hamował na wszelki wypadek. Janek, oj nie, kiedy chodzi o obiad!…i nic tam chmury.
Powrót to były już skróty. Szło się super, a końcówka była “obciążająca” dla Taty Gucia, bo musiał dać radę im dwóm, głodnym. Dziękuję za wsparcie!
Gdy dotarliśmy na obiad robiło się już ciemno. Chłopcy nie mogli się doczekać…znaczy się, że wędrówka była wyzwaniem, bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Zaczynam być naprawdę, coraz bardziej pokorny wobec tego, co zostaje na końcu do zdobycia. Odkrywamy w ten sposób miejsca, które budzą podziw, są trudne i dają moc przygód. Muflonowa Perć jest dla nas odkryciem na pewno. Choć wymagająca, to godna polecenia, bo jest unikatowa. Tam wrócimy w piękną pogodę by patrzeć na to, co dzisiaj nie widzieliśmy.