El Cedro czyli jak Komarča w Słowenii
marzec 8, 2023 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Chodzenie po górach to też czas wspomnień. Kiedyś dawno temu, postanowiliśmy wejść na ścianę, jaka była obok naszego domu w Słowenii. Było w tym dużo szaleństwa, jak się okazało. Był to szlak trudny, tak samo jak ściana, którą trawersował. Komarča została w naszych głowach mocno. Na Gomerze postanowiliśmy sobie wejść od tak na El Cedro. Nie wiedzieliśmy, że to taka Komarča…jak zwykle udało się zdobyć, choć nie było to łatwe.
https://www.zespoldowna.info/najtrudniejsze-wejscie-komarcai-nic-tam-15-km-10-godzin-w-gorach.html
Nasze podejście na El Cedro zaczęło się w najfajniejszej do życia miejscowości o nazwie Hermigua. Znaleźliśmy zielony szlak i poszliśmy. Jakoś nas nie zastanawiało, że jest zielony, tylko patrzyliśmy na wspaniałe banany rosnące przy szlaku. To była duża atrakcja dla chłopaków, tak samo jak szlak…dżungla!
Od razu Kamil nam zginął. Szedł, szedł i po prostu zniknął w tej “dżungli”. Hermigua przez kilka lat z rzędu była określana najlepszym miejscem klimatycznym do życia. Temperatura przez cały rok jest stabilna między 17-25 C. Nikt nam jednak nie powiedział, że tutaj jest dżungla i …inne atrakcje o których za chwilę. W każdym razie paniki było trochę i Kamil się znalazł. Po tym stresie, Asia prowadziła ekipę a my za nią. Po co się stresować!
Atrakcja była już w tym momencie duża. Stale się szło obok rur różnej wielkości, które żyły swoim życiem. Jedna tak “zaatakowała” Janka, że nie odważył się iść już sam. Pilnował się , by woda z nich już go nie zaskakiwała!
Szliśmy z Jankiem i zastanawialiśmy się co to za rośliny są obok nas. Uwierzcie ogród botaniczny, ale tak inne rośliny, że nie umieliśmy sobie z nimi poradzić. Pojawiło się też coś niepokojącego, to ta niespodzianka o której nikt nie mówił. Chmura. Janek do mnie Tata deszcz, ale jak ma być deszcz jak nie pada!?
Szliśmy wyżej i wyżej zygzaczkami. Chmura też szła do nas trochę zygzaczkami. Niby nie padało, a kurtki ubieraliśmy. Janek znów, że pada, ale nie było kropli to jak mogło padać? Szliśmy zafascynowani tym trawersem, kanionem, Janek pytał i pytał…a na koniec było:”Pada?”
No kurtki były mokre, ale nie padało. Nagle przy zygzakach skończyły się rury i pojawił się basen z wodą. Kamil popatrzył i stwierdził, że “kąpać nie” i poszliśmy dalej. Chłopcy rwali się do przodu, ale to że kurtki były już mokre im nie przeszkadzało. Szliśmy dalej do góry.
W basenie Kamil wypatrzył pływającą kaczkę i na wszelki wypadek przyspieszył. Do tej pory szło się niesamowicie świetnym trawersem przez wąwóz stale do góry, ale doszliśmy w końcu do ściany. “Tato gdzie koniec?”…nie było. Nad nami była ściana i chmury. Na szczęście nie wchodziliśmy pionowo do góry, ale wciąż trawersem i to szybkim, bo kaczka przecież była i nie szło ich przez tą kaczkę złapać.
Jednak w końcu trzeba było wejść na tą ścianę. Zaskoczenie było nad głowami: przecież to wrzosy…drzewa wrzosy….las wrzosowy. Zaskoczenie i to duże. Janek kłócił się ze mną, że to nie wrzosy bo one są malutkie…tylko tutaj były duże i w dodatku całe omszałe. Odpuścił gdy okazało się, że obok dużych, są średnie i są małe…ale zaczęło “prysznicować” mgłą wilgoci i temat wrzosów u Janka zszedł z priorytetów. “Tato uważaj!” było teraz priorytetem i ciągłą lekcją. Skończyło się tym, że ojciec poślizgnął się po skałach, dzięki synowi i był “strup”.
Rodzina się przejęła, ale Janek ze swoim typowym podejściem, tylko rzucił: “Tato chodź, przecież pada!”. Już kropiło, ale było bardzo ciepło. Chcieliśmy być już na górze by uciec dalej w las od tej wilgoci. Nie udało się jednak.
Kamil na swojej drodze spotkał najpierw koguta, potem kury, potem kaczki i zamurowało go. Kogut zapiał, podszedł i Kamil od razu za rękę do Asi.
Uciekliśmy od “ptaków”. Usiedliśmy na El Cedro i już wydawało się, że chmury zostały poniżej nas. Zjedliśmy śniadanie, przygotowaliśmy się do wyjścia dalej, odtrąbiliśmy sukces w końcu El Cedro było nasze…zaczęło lać. Nikt nam nie mówił, że tutaj może lać…w szczególności prognozy pogody! Postanowiliśmy schodzić już przemoczeni na amen…chłopcy nie narzekali!
Zejście po mokrym było na tyle trudne, że Janek nie krzyczał już do mnie, bo sam się pilnował. Teraz było czuć tą ścianę, jak się patrzyło w dół.
I nagle chmura zniknęła, przestało padać, a my i tak byliśmy mokrzy. Kamil od razu ściągał wszystko z siebie, a Janek przezornie wciąż nie…bo pada!…chyba kapie na nos z kurtki ale nie było to argumentem.
W końcu ściągnął kaptur, czapkę bo byliśmy w ogrodzie z rurami.
Jak zobaczyliśmy koniec nie mogliśmy uwierzyć, ale przestało padać i nie było mokro. Takie było nasze El Cedro…mokre do ciała.
Trasa nas wykończyła. Po powrocie padliśmy. Wydawało się to być proste, łatwe. Skończyło się na tym, że przypomnieliśmy sobie Słowenię i wiedzieliśmy, że na następny dzień będziemy zwiedzać po prostu wspaniałe lasy, największe bogactwo Gomery.