Sołtysia Kopa, Ołtarz, Stołek, Ptasia Góra
kwiecień 24, 2023 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Nasza kondycja wciąż nie jest taka, jak byśmy chcieli, zatem postanowiliśmy kontynuować zdobywanie Gór Sowich…ale jak przyjechaliśmy to okazało się, że każda “najmniejsza furtka” w tych górach została zamknięta czerwoną taśmą. Wiedzieliśmy, że to efekt wciąż okiści, wiatrów i człowieka. Zatem wybraliśmy góry obok i Duszniki Zdrój. Przymierzaliśmy się od dłuższego czasu na przejście tego kawałka Gór Bystrzyckich wokół właśnie Dusznik. Przyszedł na to czas…a potem się okazało, że tam też są Góry Orlickie. Taka niespodzianka.
Do Gór Bystrzyckich nabrałem respektu po Wolarzu. Kiedyś wydawały mi się być bardzo łagodne. Teraz wciąż powtarzam: zależy gdzie jesteś i gdzie zaczynasz. My zaczynaliśmy od Dusznik Zdrój, czekało nas podejście i potem przejście ostrymi skarpami ukrytymi w lasach. Jednak my nie planowaliśmy tym razem naszej wycieczki. Wiedzieliśmy, gdzie mamy dojść i jak wrócić . Miała być radość ze wspólnego czasu i błądzenia. Najważniejsze: w końcu miała być wiosna i wędrowanie w słońcu.
Słońce było. Start też był, ale trudny. Tym razem Kamil był wkurzony, że idzie bez kurtki i że przyszła wiosna. On nie lubi zmian pór roku. Doprowadza go to do strachu, co się stanie jutro, a jutro to mogą być np. krótkie spodnie. To jest zmiana epokowa dla niego i stres. Stąd agresywnie domagał się potwierdzenia, że jednak jutro krótkie spodenki nie i będzie mógł ubrać grubą koszulkę. I tak było dopóki nie weszliśmy w las. Szukaliśmy ścieżki edukacyjnej na pierwszy nasz szczyt: Dwojaki. Nie znaleźliśmy, ale tutaj ścieżek jest na tyle dużo, że zawsze coś można wybrać.
Dwojaki znaleźliśmy pod wspaniałą jodłą. Szkoda, że nie było tabliczki, bo tym razem mogłaby zaprezentować te wspaniałe drzewo. Dla nas Dwojaki były tylko skrzyżowaniem do Ołtarza (kolejna fajna nazwa), który miał dominować nad blisko nam brzmiącą Doliną Strążycka. Ja wciąż bez okularów czytałem Strążyska i tak się zastanawiałem, co to za przypadek…a to był tylko brak okularów.
Janek miał tutaj swoje 5minut, na które bardzo czekał. Kamil się poprawił i trudno było iść przed nim, ale tym przejściem do szczytu to on prowadził, choć na końcu znów Kamil był pierwszy. Jednak się zdecydowanie poprawił.
Ołtarz zrobił wrażenie. Te 705 m npm wystarczało, by widzieć przepaść w dół do Doliny Strążyckiej. Zrobiło to na nas takie wrażenie, że zastanawialiśmy się, dlaczego tutaj nie ma szlaku, bo my ścieżynką na niego trafiliśmy w drodze na Stołek (też fajna nazwa) 761 m npm. Ten szczyt u “ślepego” funkcjonował jako Stożek, a jak wiemy, każdy Stożek w górach to wyzwanie i chcieliśmy koniecznie tam dojść i sprawdzić się, a na mapie wygląda jako ciekawy wariant.
Stołek okazał się trudny do zdobycia. Idąc drogą jak na mapie, nawet nie do przejścia. Rodzina czekała na mnie, gotowa do zdobywania, ale tutaj drogi już nie było! No i jak dojść? Doświadczenie podpowiedziało, że z najłagodniejszej strony i obeszliśmy go dookoła.
Musieliśmy się przedzierać ścieżką a jakże, gdyż na niej było mnóstwo ściętych brzóz. I tutaj Kamil sobie nie radził, a Janek na Stołku był pierwszy.Znów pojawiło się pytanie: szczyt świetny, jak stołek, dlaczego tutaj nie ma szlaku, choć jest świetna ścieżka? Patrząc w dół strach było się bać, takie urwisko.
To była nasza rozgrzewka. Celem tego dnia była góra o nazwie Sołtysia Kopa. Myśleliśmy, że to Góry Bystrzyckie, ale jak się okazało, to najczęściej zdobywana góra w Górach Orlickich! Chcieliśmy ją znów zdobyć skrótem, ale tym razem nie było tak prosto.
https://pl.wikipedia.org/wiki/So%C5%82tysia_Kopa
W dobrych humorach weszliśmy na leśny trakt i szliśmy wokół niej szukając najłatwiejszego wejścia,“od dołu”. Całą drogę towarzyszyła nam skarpa, która nie była ani przez chwilę przyjazna do wspinaczki. Była zarośnięta i stroma. Kamil to lubi, gdyż narzuca to trasę. Zatem odjechał jak zwykle i nie patrzył do tyłu, bo nie było żadnego skrzyżowania ścieżek.
Mogliśmy go goniąc patrząc na grań Gór Bystrzyckich, którymi mieliśmy wracać.
Janek się nie obijał i dzielnie gonił brata, a my powoli za nimi. Takiego szlaku na trzeba było . To co dobre szybko się kończy. Kamil zatrzymany, Jasiek skręcający. Wyglądało, że mamy skrót.
No i podejście, co nie mogę. Trzeba było trochę postękać, ale weszliśmy na polną drogę i Janek nie hamował, gdy Kamil na chwilę musiał się zatrzymać. Zaskoczyło to nas, tak samo jak Sołtysia Kopa. Fajne miejsce z piękną wierzbą i jarzębiną, tylko dlaczego tak dużo śmieci tutaj?
Odpowiedź jest dość prosta. Sołtysia Kopa jest najłatwiej dostępną w Górach Orlickich, zaledwie o 100 m od parkingu przy drodze. Z niego piękny widok na Duszniki. “Gdzie moje Duszniki?!” padło u Janka. Zatem duża łatwość by wejść na szczyt i pośmiecić, choć na parkingu kubły.
Nie chcieliśmy wracać tak jak przyszliśmy. Szukaliśmy ścieżki w dół. Bardzo szybko dowiedzieliśmy się, dlaczego znaleźliśmy tylko jedną. Spadek w dół był istotny. Janek ryzykant nawet zbiegał. Kamil:”Pomóż, Asia pomóż?” i bez wsparcia Asi nie szedł.
Na zboczu zaskoczył nas krzywy las. Kompletnie nie taki jak zawsze.
Ważne, że bez przebojów doszliśmy na dół. Wracaliśmy w Góry Bystrzyckie z Granicznej. Dopiero za Bystrzycą byliśmy w Górach Bystrzyckich, rzeka tworzy tutaj granicę między tymi dwoma górami. Taka niespodzianka.
No i znów szlak jakiego potrzebowaliśmy. Kamil zbiegł, a Janek wziął moje kije i szalał z lewej na prawą, szukając tego co oczywiście nie zgubił.
Przez cały dzień nie spotkaliśmy turystów. Tym razem od razu kilka osób, wszyscy z Dusznik szli do Dusznik…trochę jak my, ale my już mieliśmy cel precyzyjny: co to za przełęcz Spalona? Druga o tej samej nazwie w Górach Bystrzyckich. Wymagało to znów skrótów, więc z niebieskiego uciekliśmy na “drugi, wyższy poziom” i była to niezła zabawa, byle tylko trafić na Spaloną.
Dla Kamila znów idealna trasa, bez skrzyżowań. Szedł. Janek miał też idealną trasę: kombinował, komu dokuczyć. Znów padło na mnie. Jakoś zatem szliśmy, patrząc na grań, którą szliśmy przed chwilą ale po drugiej stronie Bystrzycy Dusznickiej.
Spalona zaskoczyła tym, że była Spaloną, ale nie taką jaką oczekiwaliśmy. Była polaną, z której szła prosta droga na Ptasią Górę. Poszliśmy nią, szukając fajnego szczęścia.
Ptasia Góra była oznaczona wspaniałą tabliczką, ale bardziej intrygowały nas krzyki dzieci. Okazało się, że bawiły się niżej w schronisku. To też był nasz cel. Tam nigdy nie byliśmy, a Schronisko Pod Muflonem, było poniżej skarpy… była ścieżynka w dół. Skorzystaliśmy.
Pieczątki zrobione, “popatrzone” było na muflona i przecież tam Duszniki były. Dla chłopaków był to sygnał, że czas na “spadanie” w dół. Nie trzeba było ich do tego namawiać, bo Pani Basia w Matteo czekała. Pozdrawiamy Pani Basiu.
Zrobiliśmy niezłe koło. Miało być po Górach Bystrzyckich, a było też po Górach Orlickich. Tak się człowiek zaskakuje, gdy nie patrzy gdzie idzie. Spacer był wytrawny. Czy powinienem go polecić? Zdecydowanie tak, tak samo jak grupie turystów, którzy o to się pytali na szlaku…ale jak nigdy pozostał “niesmaczek”. Ta Spalona. Nie ma wyjścia, trzeba będzie wrócić na Spaloną pod Jagodną i znaleźć to czego dzisiaj nie znaleźliśmy…choć zdobyliśmy 5 nowych szczytów do naszej kolekcji. Mamy zatem 797 w naszej kolekcji. Do 1 000 bliżej