Krzyżne, Kopa nad Krzyżnem
lipiec 10, 2023 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Dlaczego nie ma, w Turystycznej Koronie Tatr, Przełęczy Krzyżne tego nie wie nikt, a powinna być. Jest to przełęcz wybitna i najwspanialsza widokowo z wielu. Stąd widać wszystko, po prostu wszystko, to co największe i to co zaskakujące w Tatrach. Tam trzeba wejść!
Krzyżne odkładaliśmy na koniec. Dlaczego? Daleko, choć nie jest to trudny szlak. Przy okazji chcieliśmy przejść też te szlaki na których jeszcze nie byliśmy. W końcu przyszedł na to czas. Start w Brzezinach i to z małą ilością turystów, jak na tą porę roku.
Trzeba było dojść do Psiej Trawki, jak zwykle, ale potem niespodzianka: czerwonym do Równi Waksmundzkiej, czyli Waksmundzkiej Przełęczy. Tam nas nigdy nie było, a wyglądało, że powinniśmy tam w końcu być. Szlak nas zaskoczył, bo wózkiem dało by radę nim przejechać! Fajny spacerowy i na rozgrzewkę.
Niestety nie było jak zawsze. Janek miał focha i kosmicznie człapał. Kamil niestety nie lepiej, ale próbował. Asia była zadowolona ze szlaku, po pierwszej małej górce. Skomentowała, że to taka płaska, fajna ścieżka, a tu nagle pod górę i Janek miał problemy. Na szczęście potwierdzenie, że śniadanie skonsumujemy na przełęczy, zmotywowało go i szedł.
Obie polany były fantastyczne. Janek niestety nie. Był trudny ze swoim oporem i wolny, choć nie wyglądało na to, że nie ma sił. Tylko Kamil był gotowy wstać i zrobić zdjęcie, że jesteśmy tutaj! Janek nie ruszył.
Zmieniło się trochę dzięki zielonemu szlakowi. Do tej pory mieliśmy ścieżkę parkową, teraz pojawiła się puszcza i super ciekawy szlak, pełen kamieni, korzeni, kwiatów, paproci i krzewów. Tak to musiało kiedyś wyglądać!
Furorę zrobił tez Pańszczycki Potok. Jego przejścia były wyzwaniem dla wędrowcy i “oglądacza” kwiatków. Zrobił wrażenie. Jednak to, że go spotkaliśmy dało nam już do myślenia. Tutaj najczęściej mają gawry niedźwiedzie, tutaj też jest początek Doliny Pańszczyca. Udało się przyspieszyć.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pa%C5%84szczyca_(dolina)
Znaleźliśmy nasz czarny szlak do Zadniego Upłazu, odejścia Żółtej Turni i byliśmy gotowi na oglądanie. Było WOW!
W końcu natrafiliśmy na nasz żółty szlak. Zaskoczenie górami było oczywiste, ale postawą chłopaków jeszcze większe. Kamil aż usiadł, gdy popatrzył na góry i krótko: “TAM NIE!”. Pokazał niestety we wszystkie możliwe kierunki. Janek jak zobaczył nad nim, żółty szlak do Murowańca przez Zadni Upłaz, którym mieliśmy wracać, też odmówił współpracy. Tego jeszcze nie było. Cóż zasugerowaliśmy chłopakom, że powinniśmy popatrzeć na piękny Czerwony Staw. Nie pomogło, ale poszli na drugie śniadanie.
My z Asią patrząc na Czerwony Staw na tle Małej i Wielkiej Koszystej wzdychaliśmy z zachwytów. Chłopcy wzdychali z zachwytów nad drugim śniadaniem i sokiem. Najważniejsze, że odpoczęli i nabrali wigoru…bo Pan pozdrowił Zdobywcę Korony Gór Polski i Janek wystartował, a Kamil jak zwykle uciekał, co sił do przodu. Nie wiem co ich tak rozregulowało, ale jak nie oni. Nie liczyłem na to, że będzie lepiej i się nie przeliczyłem.
Dodatkowa motywacja: “Tato gdzie idziemy?”. Janek oczywiście pokazał na Buczynową Turnię, która wystawała na końcu doliny. Był przejęty. Jednak jak pokazałem na “pagórek”, który nazywał się Wielka Kopka to wyrwał do przodu i nawet podobały mu się schody. Nie zmęczył się, a było gdzie. Kamil na wszelki wypadek potwierdził, że wchodzi i schodzi tym samym szlakiem, i gonił do przodu.
Tylko jak mu wytłumaczyć, że się idzie stale, rytmicznym krokiem a nie biegiem. Oczywiście taki bieg, wykańczał go i nas, bo trzeba było Kamila jakoś hamować. A Janek…luzak, swoim ślimaczym krokiem upajał się widokami z Kopki…i ta ścieżka!
…wszystko skończyło się, gdy Kamil się zatrzymał. Janek spytał gdzie te Krzyżne, gdyż o niej też już rozmawialiśmy, a ja mu pokazałem przełęcz na końcu grani Waksmundzkiego Wierchu (od lewej), a zaraz za nią “małą, kopulastą górkę” czyli Kopę nad Krzyżnem 2 130 m npm nasz cel. Chłopcy od razu odczuli ciężar podejścia i trudno było ich przekonać, nawet tym że to nasz 789 zdobyty wspólnie szczyt!
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kopa_nad_Krzy%C5%BCnem
Pierwsze kroki podejścia, Janek jeszcze dawał radę. Zrobiło się trochę bardziej stromo, Janek został z Asią, a ja musiałem gonić Kamila, bo ten zamierzał wbiec na Krzyżne…a już dyszał.
Udało się. Ale Kamil już miał dość, tak “wbiegał”, że się wkurzał swoim zmęczeniem…nie rozumiał tego i to jeszcze bardziej potęgowało jego nerwy. Narastało to i słychać było, że on już wraca, ale wciąż trudno było go kontrolować.
Wydawało się, że “schody” nas wykończą. Jednak nie było to takie łatwe. Owszem wchodziliśmy i mijaliśmy turystów tak samo zmęczonych jak my, ale w pewnym momencie wykańczające schody się skończyły i były skały. Kamila przeraziły, Janka zmotywowały i tylko krzyczał:”Masz blok!”
Na skałach, Kamil zgodnie z wytycznymi Asi, Janek zgodnie z wolą zdobywcy, czyli jakby tutaj znaleźć najtrudniejsze przejście. Taki jest Janek, a przy tym ile nerwów!!!
Skały zrobiły “korek”. Przez niemal cały dzień, nie spotykaliśmy turystów, w tym momencie zobaczyliśmy jak nad nami idą powoli do już widocznej przełęczy…a Buczynowe wyglądały niesamowicie.
Kamil z Asią już był na przełęczy. Janek miał inne plany. Człapał i zastanawiał się, co wypije na górze. W końcu weszliśmy. Musieliśmy poczekać na naszą kolej do zdjęcia i od razu dalej, bo wielu chciało mieć zdjęcie z tego miejsca
My wzięliśmy ścieżkę za szlakowskazem prosto na Kopę nad Krzyżnem i tam było ach!!! Najpierw popatrzyliśmy z Kopy na nasze wejście. Niezłe!
Potem już patrzyliśmy tylko na Dolinę Pięciu Stawów Polskich, nie można było oderwać oczu.
…a oni widzieli świat z góry… potem ja patrzyłem na moją niebieską rodzinę z drugiej strony przełęczy. Robili super wrażenie, niczym na szklanej górze.
Oni odpoczywali, a ja oglądałem Wołoszyna. Na znak postanowiliśmy wracać, każdy ze swojej strony. Kamil po wybuchu złości, wyraźnie się zmienił i miał frajdę, że schodzi, a nie było to proste “widokowo”. Janek już testował skakanie. Wszystko nagle się zmieniło!
Nawet “skałki” które były wymagajcie na wejściu, na zejściu były po prostu skałkami do treningu przejść.
Jak już zeszliśmy…to nie było pytania czy jesteśmy zmęczeni, tylko co dzisiaj na obiad. Muszę to przyznać, że jedzenie czyni cuda!
Doszliśmy do Czerwonego Stawu. Obowiązkowa przerwa na odpoczynek z piciem. Miejsce inne niż wszystkie, ale ten Zadni Upłaz nie dał odpoczywać. Janek nie za bardzo chciał iść do góry. Za to Kamil przecież jest grzeczny, zatem gonił bez hamowania.
Z tego miejsca Orla Perć wygląda imponująco, monumentalnie.
Za to po drugiej stronie Kasprowy Wierch i Murowaniec. Od razu lepiej się szło, choć wciąż było to wymagające kondycyjnie. My właśnie zaczęliśmy opadać z sił, choć było w dół. Trzymało nas tylko to, że na obiad wrócimy.
Małe problemy techniczne, piękne widoki na Kościelec i Świnicę i w końcu dotarliśmy pod Murowaniec.
Dawno tak nie odpoczywaliśmy padnięci na szlaku przy Murowańcu. Szlak przepiękny, a i owszem. Wydawało się, że nawet łatwy bo z górki, nic z tych rzeczy. Dobił nas a przed nami było jeszcze 6,5 km w dół. No i co? Janek zaczął biec, bo obiad. Kamil się zgrał, bo obiad. My ledwo za z nimi, a wyprzedzaliśmy wszystkich jak leci. Brzmiało niewiarygodnie, ale drogę, którą pokonujemy w 2 h pokonaliśmy w 90 min. “Tato szybko, bo restaurację zamkną!” tłumaczyło wszystko. Zdążyliśmy, ekipa była odmieniona i szczęśliwa.
Pierwsza z długich tras przebyta. Dla mnie bomba! Dla Asi jeden z fajniejszych szlaków. Takich zmian, takiej różnorodności, nie mieliśmy chyba na żadnym przejściu. Planowaliśmy przejść go w 10godzin. Niestety 12 godzin też zaakceptowaliśmy. Na pewno będziemy lepiej przygotowani na kolejne przejścia: może Lodowa jeszcze raz, może Polski Grzebień jeszcze raz oba od Javoriny, a może Czerwona Ławka. Każdy z tych celów jest trudniejszy od tego co właśnie przeszliśmy. Mimo wszystko mam nadzieję, że jesteśmy mimo wszystko gotowi. Teraz dla nas będą tylko trudne szlaki, ale damy jakoś radę, jestem o tym przekonany!