2010.06.20 – dlaczego nie ma postępu edukacyjnego na Podhalu?
czerwiec 20, 2010 by Jarek
Kategoria: Wydarzenia
Olga Szpunar
800 osób podpisało się pod apelem o stworzenie klasy integracyjnej w powiecie tatrzańskim. Czy się uda? Gminy powiatu przerzucają temat między sobą jak gorący kartofel .
O Klimku Ziębie pisaliśmy w marcu. Ma sześć lat i zespół Downa. We wrześniu powinien pójść do szkoły. Według psychologa najlepsza byłaby podstawówka z klasami integracyjnymi, ale takiej nie ma w całym powiecie tatrzańskim, gdzie mieszka Klimek. Upośledzone dzieci z powiatu albo siedzą w domu i czekają na nauczyciela, który kilka razy w tygodniu przyjdzie do nich na lekcje, albo próbują odnaleźć się w klasach ogólnodostępnych. Ale nauka w nich zazwyczaj kończy się fiaskiem. Siedzą na uboczu, nikt się nimi nie zajmuje i zamiast się rozwijać, idą w dół.
Tymczasem poradnia psychologiczno-pedagogiczna w Zakopanem co roku wystawia kilkanaście zaświadczeń o upośledzeniu dzieci w stopniu lekkim lub umiarkowanym. Jej pracownicy nie mają wątpliwości, że dzieci te powinny trafiać do klas integracyjnych (są tam uczniowie niepełnosprawni z pełnosprawnymi; tymi pierwszymi opiekuje się dodatkowo tzw. nauczyciel wspomagający).
800 podpisów
Tyle że żadna z gmin powiatu nie chce takich klas. Naczelniczka wydziału edukacji zakopiańskiego magistratu Zofia Kiełpińska tłumaczyła nam, że nikt nigdy nie zgłosił takiej potrzeby. – Nie wierzę, że w 30-tys. mieście nie ma upośledzonych dzieci w tym samym wieku, których rodzice nie byliby zainteresowani integracją. Trzeba tylko im powiedzieć, że jest taka możliwość. Brak zainteresowania, którym zasłania się miasto, wynika z braku oferty – uważa mama Klimka, Zofia Michniak.
O klasach integracyjnych w Zakopanem marzy także Ewa Kain, mama sześcioletniego Kuby z autyzmem. – Nie wierzę, że w całym mieście jestem jedyną taką osobą – mówi.
Po naszym tekście Zofia Michniak razem z kilkoma rodzicami dzieci niepełnosprawnych napisała apel o utworzenie klas integracyjnych w powiecie tatrzańskim. Podpisało go 800 osób, w tym rodzice dzieci zdrowych. Apel trafił do burmistrza Zakopanego. – Z naszego rozeznania wynika, że nie ma potrzeby założenia tego typu klasy akurat w Zakopanem – powtarza Ewa Matuszewska, rzeczniczka urzędu miasta. Podkreśla, że Klimek mieszka w Kościelisku i to Kościelisko powinno zająć się problemem.
Plama na honorze
W Kościelisku mieszka też mały Antek, który ma zespół Downa i poważną wadę wzroku. Jego mama chętnie zapisałaby go do integracyjnej klasy razem z Klimkiem. W maju radni Kościeliska uznali, że jej stworzenie jest konieczne. Jednak wójt Bogdan Pitoń poinformował nas kilka dni temu, że klasa nie powstanie wcześniej niż za rok. Dlaczego? – Muszę na coś takiego przygotować środowisko. Jak otworzę klasę integracyjną, zjadą mi się tu dzieci niepełnosprawne z całego powiatu. Mogą być niebezpieczne i rodzice zdrowych uczniów zaczną protestować.
Wójt zastanawia się, czy tatrzańskie gminy nie mogłyby się podzielić obowiązkiem. W jaki sposób? – Mogę przyjmować dzieci do klas integracyjnych przez trzy lata. Niech one u mnie kończą szkołę, ale przez kolejne trzy lata niech nowych uczniów przyjmuje już inna gmina – tłumaczy.
Wojewoda Stanisław Kracik: – Dla mnie to sygnał o braku dostatecznej wyobraźni ze strony samorządowców. Obiecuję zająć się sprawą na tyle skutecznie, by zmyć tę plamę na honorze Podhala.
W czwartek wójt Pitoń zmienił zdanie: nie wyklucza stworzenia klasy integracyjnej już we wrześniu.
Komentarz
Stworzenie klasy integracyjnej to koszt zatrudnienia jednego dodatkowego nauczyciela. W Krakowie wynosi rocznie około 40 tys. zł. 80 proc. tej sumy pokrywają pieniądze z rządu, resztę musi dać gmina. Powiat tatrzański jest bogaty i nie ma wątpliwości, że na taki wydatek go stać. Tyle że żadna gmina nie chce wziąć go na swoje barki. "To nie nasze dziecko. Niech martwi się Kościelisko" – słyszymy w Zakopanem. "Jak otworzę klasy integracyjne u siebie, zaraz zjadą mi tu dzieci z całego powiatu" – odpowiada Kościelisko. Do tego i tu, i tu trzeba liczyć się z protestami rodziców pełnosprawnych uczniów. To ostatnie przeraża urzędników jeszcze bardziej niż koszt utrzymywania nauczyciela. Wpadają na karkołomne pomysły otwierania tych klas co kilka lat w innej gminie. Żeby było sprawiedliwie.
Z niepełnosprawnymi dziećmi los nie obszedł się sprawiedliwie. Zamiast uczyć się żyć w normalnym świecie, siedzą zamknięte w domach. Wstyd.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków