Asertywnie w domu

lipiec 25, 2009 by
Kategoria: Po prostu życie

Rodziców trzeba szanować, a rodzinie pomagać. Tak nas zawsze uczono. Ale zdarza się, że te dobre zasady są przez bliskich wykorzystywane. Kiedy i jak powiedzieć "nie" matce czy siostrze – wyjaśnia psychoterapeuta Mateusz Borowiec w rozmowie z Anitą Czupryn.
Anita Czupryn: Mój znajomy 36-letni ginekolog nadal mieszka z mamą, choć kilka razy myślał o ożenku. Ale dziewczyny, które przyprowadzał, do domu nie podobały się jego mamie.
Mateusz Borowiec: Skoro rezygnował, choć jemu się podobały, to zachowywał się ulegle, a nie z szacunkiem. Pojawia się też pytanie, czy jego celem był małżeństwo, założenie własnej rodziny, czy też zaspokojenie potrzeb matki. Jeżeli większą wagę przywiązuje do słuchania jej uwag, to nie żyje dla siebie, tylko dla niej. Przyczyny mogą być różne, m.in. brak wiary w siebie. Przekonanie: "Sam nie potrafię wybrać, muszę się zdać na to, co ona mi powie".

Trudno nie liczyć się ze zdaniem matki.
Zwłaszcza gdy to ona od dzieciństwa wybierała synkowi ubranka, przyjaciół, studia. Co można w takiej sytuacji zrobić? Zacząć od zmiany przekonań, czyli zastanowić się: czy rzeczywiście to, co myślę na temat świata, relacji z innymi lub o sobie samym, jest moje, czy ktoś mi powiedział, że tak trzeba myśleć? Można też zacząć od zmiany zachowań. W wypadku naszego ginekologa najważniejsze, by wyprowadził się od matki.

Jak ma to powiedzieć mamie i jej nie urazić? Jak poradzić sobie z poczuciem winy, gdy ona oskarży go o egoizm?
Po pierwsze, powinien zdać sobie sprawę, że cel: nie urazić mamy – jest poza jego zasięgiem. Jej uczucia są jej uczuciami i to ona je kontroluje. Jego realnym celem może być to, co odnosi się do spraw, które on kontroluje, a więc: usamodzielnienienie się, małżeństwo, wyprowadzenie z domu itd. Po drugie, kiedy już wie, czego chce, może wyjaśnić matce: "Ważne jest dla mnie to, aby się usamodzielnić. Ważniejsze nawet od twojego samopoczucia, bo to moje życie, a bez tego nie potrafię być szczęśliwy i dlatego się wyprowadzam". Jeśli rodzina: ojciec, bracia, siostry nas w tej walce nie wesprą, nie słuchajmy ich. Znajdźmy ludzi, którzy staną po naszej stronie. Może to być przyjaciel, ktoś z pracy. A może człowiek, którego poznamy na kursie angielskiego? Bo skoro nie spotykamy się już z rodziną, która nas "truje", mamy czas na hobby. W ostateczności możemy sobie sami dawać wsparcie i na przykład: zdania, które chcielibyśmy usłyszeć nagrać i odsłuchiwać.

Ale odciąć się od rodziny nie jest łatwo.
Bliskich można prosić, by nas wspierali, ale jeśli tego nie robią i – co gorsza – krytykują, trzeba ograniczyć kontakty, a w ostateczności zerwać, mówiąc np.: "Skoro wszystko, co masz mi do powiedzenia, to krytyka, nie zamierzam więcej tego słuchać. Do widzenia", albo: "Spotkajmy się, gdy będziesz miała mi do powiedzenia coś, co mnie wzmocni, bo bardzo teraz tego potrzebuję. Za krytykę dziękuję". Spotykajmy się z rodziną, ale na swoich warunkach, czyli wtedy gdy szanuje nasze decyzje, potrzeby, opinie. Jeśli nie, to kontakty z nią nam szkodzą. Gdy wzbudzają poczucie winy, po co nam ich towarzystwo?

30-letnia kobieta słyszy od rodziców, że jest nieudacznicą, bo nie ma męża, dzieci. Ona czuje, że rodzice są jej hamulcem, a nie wsparciem. Dlaczego tak ją traktują? Jak ona ma sobie z tym poradzić?
Przyczyny mogą być różne. Może sami byli motywowani przez swoich rodziców
w ten zły sposób i teraz bezrefleksyjnie go powielają.
A może – co jest najczęstsze – własne niezaspokojone ambicje umieszczają
w dziecku. To, co im się nie udało, przelewają na swoje dzieci i traktują je tak, jak samych siebie. Co robić? Można próbować zmienić rodziców, ale trzeba rozważyć, ile energii chcemy na to poświęcić. Lepiej zdać sobie sprawę z tego, że nie musimy z rodzicami przesiadywać i nie mamy obowiązku ich słuchać. Jeśli jesteśmy dorośli i ktoś nas krytykuje, a my go słuchamy, to sami jesteśmy za to odpowiedzialni. Można przecież wyjść. Można też powiedzieć: "Bardzo wam dziękuję za informacje, ale nie są mi one potrzebne". Przeświadczenie, że muszę mieć wsparcie rodziców, jest w tym wypadku autodestrukcyjne, obezwładniające. Lepiej poszukać kogoś, kto jest skłonny nas zaakceptować. Szczególnie pomocne są tu grupy zainteresowań, fora internetowe.

A jak uświadomić siostrze, która podrzuca nam dziecko, że nie mamy czasu się nim zajmować? Jak odmówić bratu alkoholikowi pożyczki pieniędzy?
Siostrę zaprosić na kawę i powiedzieć wprost: "Nie odpowiada mi ta sytuacja". Po czym ustalić wspólnie, jak byśmy chcieli, żeby było. Albo wyjść z domu wtedy, gdy ona przyjeżdża. Czasem to skuteczny sposób. Brata alkoholika najlepiej wyrzucić za drzwi. Zaproponować mu leczenie. Powiedzieć, że się go kocha i że wyrazem troski jest to, iż możemy mu nawet sfinansować leczenie, ale gotówki mu nie damy. Pożyczka w tej sytuacji jest jedynie przedłużaniem jego choroby, pomocą w dalszym piciu.

Jak się ustrzec przed manipulacją rodziny, gdy np. siostra mówi: "Nie pomożesz mi? Jesteś niewdzięczna, zapomniałaś, jak ja tobie pomogłam".
Powiedzieć: "Jestem ci wdzięczna za pomoc! Ale myślałam, że to z dobrego serca. Nie wiedziałam, że to transakcja". To uczciwe tylko wtedy, gdy otwarcie mówimy: "Ja pomogę ci teraz, ale liczę na to, że ty pomożesz mi …".

Jak wyrażać swoje potrzeby, by bliscy uznali, że są dla nas ważne?
Nie ma się co kierować tym, że inni pomyślą np.: "Egoista, nie liczy się z potrzebami innych". Należy otwarcie mówić, czego chcemy. Odmawiając, zawsze wyjaśniajmy, jak się czujemy: "Spójrz, jestem zmęczona, nie mam siły ci pomóc". Łatwiej wtedy drugiej osobie zrozumieć motywy naszego postępowania. Nie chodzi tutaj o tłumaczenie się, tylko o to, by inni mogli poznać nasze motywy. Ale czy je zaakceptują? Na to wpływu nie mamy. To zależy od ich wrażliwości, nastroju, stosunku do nas.
Jeśli jednak zrobimy, co możemy, by nas zrozumieli, i nic to nie da, trzeba asertywnie się odsunąć i poczekać. Dać im czas na refleksję. Jeśli to nic nie da – relacja powinna się skończyć.

W jaki sposób uczyć się asertywności?
Po prostu próbować. Nagradzać siebie za wszystkie próby, nawet jeśli są nieskuteczne. Treningiem jest też prowokowanie takich sytuacji. Zwykle nasz lęk jest oparty na błędnym kole: "Nie czuję się pewnie, odmawiając, więc na wszelki wypadek nie odmawiam". A im bardziej unikam, tym bardziej się boję. Dobrym treningiem jest przerwanie tego błędnego koła na początku w drobnych rzeczach.

A z jakimi przykładami braku asertywności w rodzinie pan się spotyka?
Problem pojawia się, gdy rodzice nie akceptują wyborów dzieci, czują się pokrzywdzeni i wzbudzają w nich poczucie winy. Np. gdy syn dzwoni do matki, a ta mówi z pretensją: "Czemu nie dzwonisz!?". A przecież dzwoni. Albo wita się tylko z synem: "O, synu, jak się cieszę, że przyjechałeś", ignorując synową. Ta nie powinna tłumić uczuć. Może powiedzieć, że jest jej przykro. Ale też zaproponować coś pozytywnego i np. odwiedzić ją bez męża.

Czy asertywność w rodzinie się opłaca?
To zależy, jakie kryterium opłacalności zastosujemy. Sympatia innych? Tu mamy problem, bo nasze interesy mogą być w konflikcie z ich interesami. Lepiej rozważyć, jak potoczą się losy rodziny, kiedy będziemy się zachowywać ulegle albo asertywnie. Za każdym razem, gdy ulegamy wbrew sobie, pozostaje w nas niesmak. Np. zgodziłem się, że podwiozę siostrę na pociąg, choć nie pasuje mi, że będę musiał wstać bardzo wcześniej. Czuję, że nie umiałem zawalczyć o swoje, moje poczucie wartości spada, myślę sobie: "Nie umiałem jej powiedzieć, co czuję, czego potrzebuję, bałem się. Jestem słaby". Gdy ulegamy ze strachu przed poczuciem winy, myślimy źle o osobie, która naszym zdaniem nas do tego zmusiła.

Stwierdzamy, że działa na naszą szkodę, podczas gdy tylko dąży do zaspokojenia swoich potrzeb. Gdy zachowujemy się ulegle, zaczynamy podejrzewać bliskich o to, że chcą nas wykorzystać. Poczucie krzywdy i wrogie myśli o innych, przypisywanie im wrogich intencji to najgorszy psychologiczny skutek uległości. Prowadzi do osamotnienia i zgorzknienia.

Jak rozpoznać, kiedy powiedzieć "nie"?
Strażnikiem naszych granic są emocje, wystarczy je wyrażać: "Nie podoba mi się, kiedy tak robisz", "Przykro mi, kiedy tak do mnie mówisz", "Złości mnie, gdy tak mnie traktujesz". To są instrukcje określające, jakich zachowań oczekuję, a jakich nie akceptuję. Jeśli inni je lekceważą, to trzeba uderzyć z grubej rury: "Jeśli będziesz na mnie krzyczeć, wyjdę", i trzeba wyjść. Pytajmy też: "Czy zechciałbyś…?", a nie mówmy: "Powinieneś…". Słowa takie jak "musisz to zrobić…", "powinieneś…" są agresywne i nie pomogą nam wyrazić swoich uczuć, a jedynie wzbudzają w innych poczucie winy.
Asertywność jest sztuką zjednywania sobie ludzi. Sposobem, by zaakceptowali nasze prawa i chcieli pomóc w zaspokojeniu potrzeb. I nie czuli się wykorzystani.

 

Źródło: Polska The Times

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...