Babia Góra przez Perć Akademików.
lipiec 22, 2019 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
To była niezwykła wyprawa. Nie dlatego, że Babia Góra jest nam niezmiernie przychylna, co pokazała na naszym zimowym podejściu, ale dlatego, że jest to góra, która uczy, tworzy historię. Pamiętam jak wchodziliśmy pierwszy raz na Babią. Gosia mówiła nam, nie idźcie tylko przez Perć Akademików, bo trudne. Przyszedł jednak ten moment, by się z tym miejscem zmierzyć i stanąć twarzą w twarz z historią i trudami tej wspaniałej góry.
http://www.zespoldowna.info/babia-gora-2.html
Jednak zacznę od innej magii. Popatrzcie na Jaśka i jego koszulkę. Troszeczkę czekała od późnej jesieni, by mógł ją ubrać w góry, ale jak ubrał to działo się. Ten wpis mógłby być właśnie o tym, o koszulce z napisem: KLUB ZDOBYWCÓW KORONY GÓR POLSKI, bo Janek ją zdobył za swoją pierwszą Koronę. W tą gorącą niedzielę 30 czerwca szokował ludzi mając ją na sobie.
http://www.zespoldowna.info/janek-i-kamo-zdobywcami-zweryfikowanymi-korony-gor-polski.html
http://www.zespoldowna.info/korona-gor-polski-jaska-i-kamila.html
http://www.zespoldowna.info/czy-to-oznacza-ze-janek-wszedl-na-wszystkie-gory-w-polsce.html
Startowaliśmy nie spodziewając się co dzień przyniesie. Ja miałem w głowie, te Gosi sugestie sprzed ponad 14 miesięcy, byśmy nie szli przez Perć Akademików bo trudne…a tym razem miał to być nasz cel. W końcu dojrzeliśmy do tego. Zaczęliśmy od Zawoi i Markowych.
Chłopcy zaczęli jak zawsze goniąc do przodu, Janek nie mogąc utrzymać tempa brata, manipulował Kamilem w taki sposób by ten nie był pierwszy. Każda metoda była dobra….zatem: “Kamil stój!”, “Kamil tato woła”, “Kamil przytul”…a na koniec Janek idzie pierwszy.
…do czasu gdy podejście zrobiło się wyczerpujące…bo schody. Wtedy wspaniałomyślnie Janek nakazał Kamilowi by ten szedł pierwszy. Ja jak tylko zobaczyłem te schody, to w głowie wróciły wspomnienia z Bieszczad i schodach do Mordoru. Czy te nogi to wytrzymają?
Szlak z Markowych po pierwszej części wyjątkowo łagodnej, przechodzi w te schody. Dla nieprzygotowanych mała zmora, ale jest to w lesie, zacienione i idzie się bardzo przyjemnie. Przy upale szlak idealny!
Schody należały do Kamila. Praktycznie całe podejście mimo starań Janka, Kamil prowadził, a schody ciągnęły się aż do Schroniska Markowe Szczawiany.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Schronisko_PTTK_Markowe_Szczawiny
Tam zobaczyliśmy “naszą Babią” po raz pierwszy. Tam też usiedliśmy by odpocząć przed nieznaną nam jeszcze Percią. Jedyne miejsce-stolik, choć było dość wcześnie, jakie znaleźliśmy w cieniu, było już w “połowie” zajęte przez młodych ludzi. My popijaliśmy sobie wodę, soki. Ludzie wymieniali między sobą różne informacje i okazało się, że właśnie zdobyli swoją kolejna pieczątkę do Korony Gór Polskich. Pozwoliłem sobie zasugerować, by zwrócili uwagę na …i wtedy dziewczyna popatrzyła na Jaśka i zaskoczona stwierdziła, że Janek ma koszulkę Zdobywcy Korony. Janek potwierdził, ja dodałem że idziemy dziś na Perć, bo byliśmy tutaj też w zimie…i ten podziw w oczach tych młodych ludzi mnie zaskoczył. Chłopak pogratulował Jaśkowi, ten podziękował…ja w pełni zaskoczony. Poszliśmy na Perć.
Załapaliśmy się z grupą Tomka na podejście. Od schroniska idzie się “prawdziwą” leśną “autostradą”. Szybko i sprawnie…czyli Janek z Kamilem z przodu bo wyprzedzili grupę, my za wolno by ich dogonić i wyprzedzić grupę. W końcu doszliśmy do szlaku. Od razu powiem tak: jak Asia analizowała w domu, relacje ze szlaku obawiała się, że może być za trudny. Ja wolałem nie myśleć. W końcu mamy spróbować i się uczyć samodzielnego przejścia trawersami i łańcuchami. Koniec wsparcia ze strony ojca.
I znów schody. Pierwsza część prowadząca przez las przypominała mi sceny z Jurasic Park. Piękna ścieżka, jednokierunkowa tylko pod górę, przez piękny zielony las, paprocie była tym razem wielką przyjemnością, choć mocno pod górkę. W najtrudniejszym momencie, podejście już było mocno “drabinowe” niech to tak nazwę.
Nagle patrząc się do tyłu zauważyliśmy jedno: jesteśmy już wysoko, bardzo wysoko i widać grzbiet, którym będziemy wracać.
“Schody” do góry stawały się upiorne…a my grupę Tomka hop wyminęliśmy, rodzinę ze Śląska też bo tym razem zdobywcą miał być Janek. Motywacja: trudne, ciekawe i będę pierwszy!…i doszliśmy do pierwszych łańcuchów. Takiej “zjebki”/instrukcji jak dostałem ja od syna to nie pamiętam. Tutaj łańcuchy a on chce sam i często bez łańcuchów, a ojciec się wtrąca.
To pierwsze przejście zrobił perfekcyjnie. Trochę mi odpuściło.
Kolejne podejście, kolejne łańcuchy i Janek robi wrażenie, swoimi umiejętnościami. Zawsze będę to pamiętał ten wyraz twarzy, gdy pokazywałem film z przejścia Janka osobie, która zna możliwości osób z ZD. Twarz skupiona, przerażona i nagle…”…czy on ma ZD? On sam poszedł po tych łańcuchach…czy mogę mieć ten film?”
Przyszedł drugi i podobnie instrukcja bym nie przesadzał. Świetnie, że Janek korzystał z łańcucha by się wesprzeć, a nie by się trzymać. Przy łańcuchach zawsze stabilizujemy postawę, tak aby mieć trzy punkty oparcia! Janek dawał radę.
To były Janka kompletnie pierwsze, bez zabezpieczeń łańcuchy w takiej sytuacji na takiej wysokości. Byłem zadowolony, jak stawiał nogę, jak precyzyjnie balansował ciałem i jak dobrze kondycyjnie dawał radę. Trzeba wziąć pod uwagę, że z takimi stopami (płaskostopiem), stawami (niestabilnymi) i napięciem (niskim) ten wysiłek jest dużym wyzwaniem. Ja byłem dumny jak sobie radził, jak CHCIAŁ SAM SOBIE PORADZIĆ!…a wszystko najgorsze było przed nami.
Doszliśmy po łańcuchach do ostatniej części podejścia. Ściana jak widać poniżej w pionie, ale z “półeczkami” na wysokości około 5 m. Konieczne wejście na klamry. Zdjęcia w internecie, z tego podejścia martwiły nas najbardziej. Ja postanowiłem tym razem Jaśka choć trochę ubezpieczyć, a Tomek miał go nagrywać, za co jeszcze raz dziękuję.
Jak widać…ja bardziej chyba się martwiłem, niż Jasiek…a potem wystrzelił do góry jak z procy.
Jak się okazało, to ta część podejścia była dla mnie problemem, bo ekspozycja, bo duże przewyższenie, bo tutaj trzeba było mieć kondycję. Chłopcy oczywiście radzili sobie wyśmienicie. Zatem mijaliśmy kolejnych siedzących na skałach turystów, zmęczonych i patrzących, że my idziemy. Pani Ewa pociągnęła za nami, gdy zobaczyła tempo Jaśka
W końcu się zmęczył i dał szansę mi, Kamilowi dojść do niego, a potem szliśmy wyżej i wyżej najpiękniejszym szlakiem na Babią Górę. Najlepszym, najbardziej dynamicznym i wcale nie tak trudnym, jak go pokazują.
Weszliśmy i szok. Pełno much, muszek i ludzi. Nie dało się odpoczywać długo, zatem w dół z powrotem.
Zejście po trudnych śliskich kamieniach…nie ma problemu.
Janek gnał, aż go złapaliśmy w tym miejscu (poniżej), by zrobić zdjęcie naszego podejścia.To jest to miejsce, które widzieliśmy na podejściu. Zrobiło wrażenie, gdy patrzy się na nie z innej strony. Na zdjęciu poniżej, mniej więcej po środku zobaczycie “wstążkę” naszego szlaku prowadzącą w górę. Prosto na górę. Teraz zrozumiałem, dlaczego tak się zmęczyłem.
Chłopcy jednak nie dawali szans na kompletacje i gnali w dół przez Przełęcz Bronę do schroniska.
Tam mieliśmy zrobić pieczątki do książeczki GOT i odpocząć. Usiedliśmy. Tym razem przyłączyła się do nas para z Gdańska. Rozmawiają o podejściu na Babią i pieczątce, gdy Jasiek się wtrącił, że tam właśnie był. Wyjaśniłem naszą trasę…kobieta popatrzyła na Jaśka i “zonk”: “Ty masz koszulkę Zdobywcy!”, “Byłeś na Rysach!”.
To trzeba kiedyś doświadczyć samemu. Ja rodzic patrzyłem, jak osoba nie patrzy na syna przez perspektywę ZD, ale przez to co osiągnął,… że był na górze na którą ktoś właśnie się wybiera i te RYSY, zimowa BABIA…było tylko wow, gratulacje i podziw, prawdziwy podziw…bez zespołu Downa…a chłopcy już gotowi poszli w dół.
Przyznam się do końca nie mogłem dojść do siebie. Te dwa spotkania z “koszulką” zrobiły na mnie wrażenie. To co zawsze opisywałem, teraz było szokujące. Ludzie widzieli w Jaśku, ale i Kamilu ludzi bez “czegokolwiek dodatkowego”, ale ZDOBYWCÓW czegoś co dla nich było/miało być trudne, gdy oni już to wielokrotnie zdobyli.
Byłem dumny z nich i nas, a wiedziałem że za 5 dni jedziemy w Tatry by wejść kolejny raz na ich szczyty. Chciałem być dumny jeszcze dłużej.
Wspaniale. Robi wrażenie. Chłopcy są niezwykli. Gratulacje!
Brawo dla Was wszystkich. A jak na lancuchach radzil sobie Kamil? My w niedziele jedziemy do Kiczor, takze i Nas Babia wzywa. :-)
Gosiu Kamo jest świetny w górach, precyzyjny, wytrzymały i chodzenie w górach jest w jego schemacie już zapisane. To sukces. Tytułem wzrostu ma łatwiej. Tytułem autyzmu ma pewne zachowania które zaskakują. Te najtrudniejsze to lęki. I są góry których się boi choć są małe i niepozorne. Tutaj woli odpoczywać.
Ciesze sie waszymi sukcesami. Jak sie wdrapiemy na Babia to przesle pare fotek. :-)
Super. Radość ogromna z Waszych sukcesów. Wasze sukcesy na pewno otworzą oczy do sukcesów innych :-)
czad! daleko w tyle. nie wiem czy dałbym radę za wami nadążyć :}