Białe Skały i Zlaty Chlum w Górach Opawskich
styczeń 31, 2025 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Chciałoby się powiedzieć, że przeszliśmy całe Góry Opawskie w Polsce i Czechach. Niestety nie można było tak powiedzieć. Byliśmy zaskoczeni jak się okazało, że drugi najwyższy szczyt tych gór nas ominął. Bílé skály, czyli Białe Skały stały się naszym celem, tym bardziej że wszędzie miało być brzydko, tylko nie tam w tych Górach Opawskich. My to mamy szczęście!
https://pl.wikipedia.org/wiki/G%C3%B3ry_Opawskie
Zanim wyruszyliśmy popatrzyliśmy jeszcze na mapę. Okazało się, że jest góra Bleskovec na liście, prawie na trasie, na której też nie byliśmy. Połączyliśmy szczyty i wyszła nam trasa z Rejviz’a przez obie góry aż na Zlaty Chlum, na którym byliśmy już kiedyś i na wieży, która tam jest.
Start był zaskakujący: jedna wielka tafla lodu. Jakoś ją przeszliśmy i był śnieg. Ledwo go minęliśmy, pojawiła się wiosna na szlaku. Trochę lodu, trochę śniegu, ale tak to błotko, jak tylko na wiosnę. Pojawiła się Biskupia Kopa, całkiem w oddali, my jednak już wchodziliśmy na nasz pierwszy tego dnia, czyli 871 szczyt wśród zdobytych, Bleskovec.
Ścieżynka w bok od szlaku była ledwo widoczna. Szczyt nie wyglądał jakoś okazale. Jednak jak doszliśmy do niego, było fajne wow! Trzeba było się wspiąć jak na duży kopiec, a stamtąd widoki jak bajka.
Powrót na szlak to nie była już bajka. Znów lód, śnieg i nie było łatwo. Kamil oczywiście poradził sobie i zniknął, my, czyli reszta, powoli za nim. Kamil tak gonił, że jak zwykle wynalazł swój skrót. Zakodował sobie, że idzie na wieżę, nawet to powtarzał…ale generalnie byliśmy za słabi dla niego. Zatem skracał sobie jak mógł, gdyż tutaj szlak idzie inaczej niż droga…korzystał z tej drogi właśnie :)
Pojawienie się wielkich polan po wycince dało inną perspektywę na Kamila. On już podchodził pod Białą Skałę, czyli nasz 872 szczyt w ogóle i drugi tego dnia. Góry Opawskie niemalże nie mają lasów, przez co wyglądają niezwykle. Janek wiedział, że wchodzimy na Białą Skałę, ale dlaczego tak się ona nazywa to go intrygowało. Myślał, że będzie pomalowana na biało…a tutaj ani śniegu, ani bieli.
Asia dogoniła Kamila i poczekali na nas. By wejść na szczyt trzeba było wybrać “autostradę” na górę, a nie szlak. Ta była biała i Janek już zaczął się interesować Zlatym Chlumem i wieżą. Pamiętał je i koniecznie chciał mieć stamtąd magnes. Tylko o tym mówił.
Szczyt nas zaskoczył. Był wybitny ze wspaniałymi widokami…jednak bez tabliczki!!! Janek miał wątpliwości, ale chyba już się przyzwyczaił, że najlepsze szczyty mogą nie mieć tabliczki przecież!!!
Zeszliśmy z powrotem na szlak i tam znów inna bajka, jak tylko w Tatrach albo Bieszczadach możliwa. “Puste” góry, a na drugiej grani “fala” białych chmur. Wyglądało niezwykle. Znaliśmy powód: wiatr. Janka tak podwiało, że bez kaptura nie wyobrażał sobie by iść dalej.
Schodziliśmy do Myśliwskiego Źródła, Janek dopytywał się, gdzie wieża. Nie było jej widać, choć na mapie miała być już. Jedyne miejsce, gdzie jest las świerkowy, to wokół tej wieży. Świetnie ją ukrywa. Gdy z zaskoczenia prawie na nią weszliśmy, chłopcy od razu rzucili się jeden do jedzenia, drugi do pieczątki i magnesów. Odpoczynek w ten sposób był miły.
Zaskakujący był brak ludzi na tak atrakcyjnym szlaku, ale nam to nie przeszkadzało. Mieliśmy już wracać do auta. Znów na przełęczy nas wydmuchało na wszystkie strony, ale tylko po to by móc oglądać te wielkie chmury szalejące nad górami.
Znów mieliśmy szczęście do słońca i wspaniałych widoków.Kamilowi nie pozwoliliśmy na skróty, został zatrzymany. Janek w ciszy szedł za bratem i to było tez zaskoczeniem! Jednak obydwaj szli świetnym tempem, gdyż czekali na odpowiednią nagrodę. To jest motywacja! Skończyło się marudzenie (wiatr wieje), pytań (jak daleko), tylko szliśmy równym świetnym tempem. Było to zaskoczenie, gdyż dzień wcześniej, nocną porą przecież zdobywaliśmy Ślężę. Nie było tego widać ani przez chwilę, a bieg niemalże w dół, wręcz wskazywał, że zapas sił u chłopców jest znacznie większy niż u ich rodziców :)
Zejście w dół, nie było już ani lodowe, ani zimowe. 10C ciepła zrobiło swoje i śnieg już tylko płynął. My w świetnych nastrojach doszliśmy szybko na parking i wiedzieliśmy co chłopcy sobie życzą: “Tato kiedy będzie obiad?” To była odpowiednia motywacja! Nie można było z nią negocjować, tylko mogliśmy po takim spacerze ją zaakceptować. Były zrobione kilometry, odpoczęliśmy, więc przyszedł czas i na obiad. Tak skończyła się nasza wycieczka na najwyższą drugą góry w Górach Opawskich.