Biskupia Kopa 2!
grudzień 4, 2018 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Zaskoczeni? Co może oznaczać ta 2 przy Biskupiej? Sprawa jest dość prosta…nam mało, książeczki są świetnym motywatorem dla chłopaków, a mamy je na drugą turę Korony Gór Polski! Okazuje się, że tak nam spodobały się szczyty Korony, całe 28, że postanowiliśmy zdobywać je po raz kolejny, ale innymi szlakami, trudniejszymi, dłuższymi, korzystając z wiedzy jaką mamy…czyli nie na skróty
http://www.zespoldowna.info/korona-gor-polski-jaska-i-kamila.html
http://www.zespoldowna.info/janek-i-kamo-zdobywcami-zweryfikowanymi-korony-gor-polski.html
http://www.zespoldowna.info/czy-to-oznacza-ze-janek-wszedl-na-wszystkie-gory-w-polsce.html
http://www.zespoldowna.info/rysy.html
Inny mały problem, który pchnął nas w tym kierunku, to brak książeczek typu Tysięczniki, idealnych na zimę. No właśnie ta druga tura Korony, będzie zdecydowanie bardziej zimowa i to też nas nakręca…a przy okazji jak przyjdą pozostałe książeczki, to będziemy je też realizować.
http://www.zespoldowna.info/biskupia-kopa.html
Zatem Biskupia Kopa rozpoczęła nasze nowe “zdobywanie”. Dlaczego?
https://pl.wikipedia.org/wiki/Góry_Opawskie
https://pl.wikipedia.org/wiki/Biskupia_Kopa
Po pierwsze była na początku naszej pierwszej tury i nie znaliśmy naszych możliwości, tudzież mieliśmy ich mniej niż dziś. Ostatnio za każdym razem mijając ją wiedziałem, że musimy tam wrócić i wybrać taki szlak, by nikt nie mówił, że poszliśmy na łatwiznę.
Po drugie chciałem zobaczyć jak wyglądają lasy Gór Opawskich, bo w 2016 wyglądały bardzo źle.
Po trzecie chłopcy, Jasiek chciał zobaczyć wieżę, która miała być “naprawiona”.
Góry Opawskie nie są dużym pasmem w Polsce, ale bardzo zróżnicowanym, dynamicznym bym powiedział, że warto o nim pomyśleć, to ostatni powód.
My zaczęliśmy od Pokrzywnej przebijając się przez lokalny smog.
Na starcie zaskoczyło mnie to, że pojawiły się ścieżki edukacyjne, punkty wypoczynkowe, a my szliśmy wzdłuż strumienia w fajnej dolince. Start bez zaskoczenia: Janek pierwszy, Kamo drugi i ja na końcu. Janek był bardzo aktywny. Czytał każdą napotkaną tablicę, a jak była mapa to nawet ją omawiał ze mną i muszę przyznać, że się wciągał.
Temperatura nie była idealna bo –3C co powodowało, że odczuwało się bardzo wilgoć, ale nie było śniegu, który potem nas “napadł”.
Janek miał zajęcie. Dodatkowo wykazał się improwizacją, która kosztowała nas sporo wysiłku i od razu nam wszystko się poprawiło.
Wziął skrót do góry i wyglądało to na coś łatwego i spokojnego do wejścia…gdy było daleko.
Jednak jak już wchodziliśmy to pot się lał, bo poziom nachylenia był bardzo mocny. Te 20 metrów do góry zmieniły poziom naszego rozgrzania w sposób istotny. I tutaj ciekawostka. Jak wracaliśmy to szliśmy dołem obok tego “Jasiowego skrótu”. Okazało się, że wchodziliśmy na Drogę Saperów naturalną skocznią narciarską, którą pewien Norweg mieszkający przed wojną w tej okolicy, pozwolił sobie zbudować
Podejście, podejściem, ale na równym trzeba trochę pobiegać, takie było przesłanie Janka, testując historyczną Drogę Saperów, świeżo poprawioną w ubiegłym roku.
Pierwszy błąd jaki wtedy nam się przydarzył to zły wybór drogi… na Zamkową Górę, a mieliśmy iść w inną stronę, tą po prawej. Drugi, że zlekceważyliśmy informację od Jaśka, że pada śnieg, a widać było że nie pada i nawet było widać nasz pierwszy cel Srebrną Kopę o wysokości 785 m npm, drugi najwyższy szczyt polskich Gór Opawskich.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Srebrna_Kopa
Janek tak czytał, że zamiast pójść w prawo, poszliśmy w lewo na skrzyżowaniu niżej. Musieliśmy wrócić i jeszcze raz poczytać ze zrozumieniem
Od tej pory szliśmy już nie po Drodze Saperów, ale po regularnej ścieżce górskiej, kierując się czerwonym szlakiem do szczytu Srebrnej Kopy. I muszę powiedzieć, że z przyrodniczego punktu widzenia jest to dramat….nie ma drzew, lasu o którym ludzie pisali że jest najwspanialszym, najcenniejszym walorem tego pasma. Po przejściu kilku metrów, mieliśmy obraz Mordoru, gdzie wiatr hula i …śnieg wali z każdego kierunku!!! Bo w końcu nas przysypał.
Przygotowując ten wpis postanowiłem znaleźć relację fotograficzną pokazującą jak w tym miejscu kiedyś było. Polecam zobaczcie i porównajcie:
http://fotosudety.pl/gory-opawskie-pokrzywna-zamkowa-gora-biskupia-kopa
…a my międzyczasie pobłądziliśmy, bo śnieg zaczął przycinać, wiatr wiać, a szlaku nie było widać. W końcu Kamil wyprowadził nas na prostą
…ale to tylko pogorszyło naszą sytuację. Z turystycznego punktu widzenia, brak drzew na szczycie Srebrnej Kopy to szansa dla tych gór…gdy jest piękna pogoda. Widoki muszą być wspaniałe!!! My trafiliśmy na wiejący silny wiatr, tak że Jasiek stwierdził, że lepiej trzymać kaptur bo lubił “uciekać”.
Patrzyliśmy na Biskupią Kopę, skryta w chmurze i śniegu…i nie powiem, że byłem odważny patrząc na to wszystko…ale my nie przegrywamy. Kamil pierwszy szedł, my z Jaśkiem za nim.
Po prostu Mordor.
I nagle wszystko się zmieniło, gdy doszliśmy do przełęczy pod Kopą. Brak wiatru, fajny śnieżek…tylko ta informacja, że na Kopę nasz cel, trzeba jeszcze iść 47 minut
Chłopcy poszli, a ja patrzyłem jak ten śnieg zasypuje nam szlak. Z daleka patrzyliśmy też na Srebrną.
Nie licząc jednego fragmentu trudnego, bo śliskiego, wejście było szybkie i łatwe…na pewno nie trwające 40 minut
Pod wieżą zrobiliśmy zdjęcie i natychmiast zaczęliśmy uciekać w dół, bo śnieg walił z każdej strony…ale to miało też swoje dobre strony. Janek czuł, że jest ślisko…nie uciekał i wzorcowo boczkiem schodził uważając na kamienie i nie musieliśmy tym razem biec za nim z góry…uff!
…a śniegu było więcej i więcej, ale nie byliśmy sami na szlaku, tylko z tym, że my jako jedyni już schodziliśmy, gdy podobni do nas turyści dopiero wchodzili.
Srebrna Kopa tonęła w chmurze i śniegu, my obok schroniska w dół, żółtym szlakiem byle szybciej do lasu i z dala od mokrego śniegu.
Schronisko po Kopą jest charakterystyczne, bo te rzeźby. Nie do skopiowania gdzie indziej, w każdym miejscu na szlaku wskazywały jak do niego dojść. I gdy się wydawało, że nasze zejście będzie w jakimś sensie już standardowe…Góry Opawskie zafundowały nam niespodziankę dnia
Tu mijaliśmy Srebrną Kopę, a poniżej zeszliśmy żółtym szlakiem by dojść do niebieskiego.
Niespodzianka zaczęła się od dziwnego napisu: uwaga uskok. Tak sobie pomyślałem, jaki może to być uskok w tak niskich górach. Podszedłem do Janka i zdziwiło mnie, że w istocie jest całkiem ostro w dół, a jest ślisko. Powoli, boczkiem i nagle szok: perć jak w Tatrach!!! Drabina, jakiej nawet w Tatrach i Sudetach nie widziałem!!!!
Kamil miał schodzić w dół pierwszy. Bał się, ale pięknie sobie poradził.
Potem Ja i Jasiek. Jak wysoka to drabina popatrzcie sami.
Janek z dużym szacunkiem do drabiny i wysokości, stawiał nogę za nogą i zrobił na mnie tak samo duże wrażenie, jak i Kamil.
Gdy już zeszliśmy na dół, nie wiedziałem co powiedzieć: czy to naturalna grań, czy stworzona dla turystów…ale dała smaczku naszej wyprawie i będę o tej drabinie pamiętać długo! Potem trafiliśmy na tablicę informacyjną (znów fajną i czytelną), mówiącą, że właśnie przeszliśmy przez Gwarkową Perć.
Stąd już nie było daleko, więc Janek testował nas na biegi…aż do parkingu, ale nie daliśmy się mu.
No mam nadzieję, że tym razem nikt nie wytknie nam łatwizny, choć wciąż pozostaje znacznie krótsze, ale być może ostrzejsze, bezpośrednie podejście od strony północnej. Biskupia Kopa, Srebrna Kopa zdobyta, odwiedziliśmy Góry Opawskie i zaczęliśmy naszą drugą turę Korony Gór Polski…tym razem my (Asia i ja) do tego też dołączamy.
Dla mnie Góry Opawskie w tym wydaniu stały się godne poznania, odwiedzin i poleceń. Fantastyczne przygody, trudna pogoda i my dzielnie idący bez marudzenia!!! do przodu. Było warto.