Biskupia Kopa 3.

styczeń 20, 2020 by
Kategoria: Korona i Diadem

Są takie góry, na które zawsze można liczyć. Biskupia Kopa nigdy nas nie zawiodła, zawsze potrafiła zaskoczyć czymś…a jest niby taka łatwa i niska.

Zawsze powtarzam, że górę należy oceniać po tym nie ile ma metrów, ale jakie jest podejście pod nią. Biskupia Kopa od północy z przełęczy to “parkowe podejście” na start ale od południa to może zmęczyć, każdego nieprzygotowanego do tego.

http://www.zespoldowna.info/biskupia-kopa-2.html

http://www.zespoldowna.info/biskupia-kopa.html

Ja uwielbiam ją w zimie, na nią zawsze można liczyć, że będzie super zimowo i zaskakująco. W Nysie deszcz, w Głuchołazach deszcz, a po przekroczeniu granicy w Zlatych Horach już śnieg.

Tym razem zgodnie z nasza regułą 3 tury zdobywania Korony Gór Polski, wybraliśmy sobie szlak, którym nigdy do tej pory nie szliśmy…właśnie od Zlatych Hor w Czechach. Niebieski szlak miał być naszym najlepszym w dniu dzisiejszym i prowadzić nas trawersem prosto na szczyt.

IMG_2585IMG_2586

Podjechaliśmy do miejsca o nazwie Na Varte. Tam weszliśmy na niebieski szlak. Pierwszy cel to zobaczyć ruiny zamku Leuchtenštejn.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Leuchten%C5%A1tejn

Śnieg sobie padał, a chłopcy poszli jak zwykle.

IMG_2587IMG_2589

Janek jak zwykle też, chciał być pierwszy i wkręcał Kamila jak tylko się da…a potem ten go dochodził…a potem ten go znów wyprzedzał dzięki każdemu z możliwych sposobów.

IMG_2590IMG_2592

IMG_2593

Doszliśmy do pierwszego skrzyżowania szlaków i okazało się, że od tej pory to my tylko w chmury idziemy. Oczywiście Biskupiej Kopy to nawet na “węch” nie dało się wskazać…ale chłopcy tym się nie przejmowali. Doszliśmy w pewnym momencie do szlaku żółtego i okazało się, że na mapie to jedno, a w rzeczywistości drugie i szlaki się nie zgadzały. Postanowiliśmy wejść jednak w młodnik, bo tak pokazywał niebieski szlak.

IMG_2594IMG_2595

…no i zgubiliśmy szlak. Pojawiły się maliny, ożyny, świerki …a szlak niby szedł do przodu…ale nie szedł, my próbowaliśmy iść po wydeptanym.

IMG_2596IMG_2597

“Mleko” było już tak gęste, że zdziwiliśmy się, gdy doszliśmy do skał. Najpierw pierwszych, a potem kolejnych…i nie podobało mi się, to, bo chłopcy w przodzie, ja z tyłu i w żaden sposób nie pasowało to do szlaku.

IMG_2598IMG_2600

Gdy go już z powrotem znaleźliśmy, to pojawiły się przeszkody. Nawet dla Janka trudne do pokonania.

IMG_2601IMG_2602

Gdy pokonaliśmy przeszkody, mieliśmy znaleźć ruiny…w “mleku” ich nie było, niestety.

IMG_2604IMG_2605

IMG_2607

IMG_2609

Ekipa się rozkręciła, a ja ich straciłem z widoku. To pojawiali się, to znikali, ale w końcu poczekali. Przejście pod górkę, po świeżym śniegu nie było łatwe.

IMG_2610IMG_2612

IMG_2614IMG_2615

Biskupia Kopa w tej części była rasową górą. Podejścia w pewnych miejscach były godne dużo wyższych gór. Dla chłopców to jednak nie był problem.

IMG_2617IMG_2619

W końcu udało się przejść śnieg, podejście i jak zwykle na górze spotykamy miłych ludzi i Pana z czeskiego punktu pocztowego (też). Tam można przybić najlepszą pieczątkę ze wszystkim jakie są do zdobycia…zresztą popatrzcie sami.

IMG_2622IMG_2631

IMG_2656

Zdobyliśmy naszą Kopę w bardzo “górski” sposób, a ona jak zwykle odwdzięczyła się oczywiście śniegiem i wiaterkiem…trzeba było szybko schodzić. Jednak jak zawsze na górze najpierw herbatka i ciastka w osłonie wieży.

IMG_2632IMG_2633

Wejść jest zawsze łatwiej…zejść zawsze trudniej i tak było tym razem. Świeży śnieg, dodatkowo mokry nie był wsparciem. Janek z “zającami” sobie poradził na zejściu. Kamil po pierwszym zbiegu i ratowaniu się…był tak ostrożny, że aż to zaskoczyło.

IMG_2635IMG_2639

IMG_2640

IMG_2641IMG_2644

…no i znaleźliśmy miejsce, gdzie popełniliśmy błąd przy podejściu. To te maleńkie zejście poniżej zmyliło nas i pobłądziliśmy.

IMG_2645IMG_2646

Udało się zejść…ale im byliśmy niżej tym więcej było deszczu, a mniej śniegu. Oj nie podobało się to nam.

IMG_2647IMG_2649

IMG_2651IMG_2652

IMG_2653

IMG_2654IMG_2655

Biskupia Kopa była tego dnia dla nas bardzo przyjazna i ciepła. Zdobyliśmy ją po jej grzbiecie ciągnącym się aż do Polski. Podchodziliśmy aż 2 godziny, co świadczy że nie było to takie proste jakby się wydawało…ale był śnieg, był uśmiech i znów naładowaliśmy baterie do następnego weekendu. Kończą się powoli “małe” górki i będziemy musieli zdobywać to co największe. Oczywiście nie wątpię, że się uda.

Wyraź swoją opinię

Powiedz nam co myślisz...