Biskupia Kopa po raz 4 do Korony Gór Polski, po raz 2 do Diademu, po raz 2 do Korony Sudetów, nasz siedemnasty szczyt do Korony Sudetów Polskich i na dodatek 820 nasz szczyt Krwawa Góra
luty 9, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
To jest skocznia. Tu jest ciągle pod górę. To jest po prostu Biskupia Kopa.
Tak ostatnio nam wychodzi, za każdym razem idziemy tym wariantem wejścia na naszą górę, którym nie szliśmy wcześniej, bo wszyscy tamtędy chodzą. Na zdjęciu ta skocznia po prawej stronie, to jest to miejsce, które wybierali od zawsze Ci, którzy startowali od Zlatej Hory. Przyszedł na nas czas by z tego wariantu też skorzystać.
Wszędzie miało wiać, nawet padać, a nam na Biskupiej Kopie pogodynka mówiła, że będzie dobrze. Przyjechaliśmy zatem na krótki spacerek, jak to Janek mówi, bo miało wiać i być zimno. Na starcie wiedzieliśmy, że Janka prognoza się nie sprawdza, tak samo jak to, że mieliśmy iść najbardziej uczęszczanym zielonym szlakiem.
Pierwsze metry szlaku i uśmiechy na twarzach. Wielu z Was się pyta czy chłopcy chętnie idą w góry? Odpowiedź jest dość prosta: początki bywają trudne, ale po chwili góry to też ich pasja, a jak można coś ciekawego zaliczyć, to super pasja. Janek na starcie stwierdził, że jego pasją będzie mapa i to go bawiło, łącznie z tym, że bardzo szybko zdobywaliśmy wysokość i Zlate Hory stawały się co raz ciekawsze z góry. Najważniejszym jednak okazało się podejście na Krwawą Górę nasz 820 szczyt. Mała góra a wybitna i zmęczenie dało asumpt by odpocząć. A tam na górze stary zabytek, pamiętający wojny śląskie i o dziwo zaintrygował Janka.
https://www.goryopawskie.eu/p/
Przy tej okazji polecam Wam stronę poświęconą tym górom. Jest tak fajna, że czytaliśmy ją wspólnie z Jankiem. Jak zwykle najfajniejsze było to z cyklu:”Byłeś, byłeś!”
https://www.goryopawskie.eu/p/
Ale na Krwawej Górze nie byłeś i tak samo na tych skałach powyżej. Wyglądały jak grzebienie koguta, robiły niesamowite wrażenie, tak że nie byliśmy w stanie oderwać od nich oczu, były tak nietypowe w tym miejscu.
Janek chciał patrzeć też, ale Kamil “odjechał”, bo my za długo staliśmy. Choć zielony szlak nie daje zbyt dużej ilości miejsca na “luz”, bo cały czas pod górę, Kamil jest w tak doskonałej formie, że jak stwierdzi, że “odhaczam” i zdobywam górę, to trzeba za nim gnać, bo można zostać w tyle. Zatem nie skorzystaliśmy z chwili wytchnienia przy skałach tylko za nim do przodu.
Byliśmy dzielni, gdyż udawało się. Janek rozwijał swój repertuar oceny sytuacji i jak zobaczył jak jest pod górkę, stwierdził:”Kurcze ciężko będzie!” Kamil na to już stał pod ławeczką Hoffmana i patrzył na nas z góry. On już wiedział, że to co było “ostro” pod górkę, było wciąż tylko i po prostu pod górkę. To co było potem było na ostro.
Za ławeczką było już mocno pod górkę. Biskupia Kopa przypomina z wielu powodów Ślężę. Przede wszystkim dominuje nad okolicą i im wyżej tym jest bardziej wymagająca. Kamil zgięty w pół, oznaka ciężkiego podejścia, był spocony na wylot. Janek jak zwykle, szukał sposobów by się nie na męczyć:”Mama chodź daj rękę!” I tak próbował holować się, ale z Asią to nie tak łatwo. W końcu Janek sam gonił za nami. Im byliśmy wyżej, tym jednak mocniej “urywało” głowy.
Pobyt na zdobytej Biskupiej Kopie był ekspresowy. Zdjęcie pod wieżą, pieczątki i w dół. Nie dziwiło nas to, że nie było tutaj ludzi. Chłopcy nawet nie chcieli jeść śniadania, ani rozkoszować się ławeczką na szczycie. Po prostu przewiewało nas i koniec.
Zejście w tej sytuacji było przyjemnością. Kilka kroków do lasu ze szczytu dało już możliwości, o jakich myślało się na górze na tej ławeczce.
Chłopcy jednak idą w góry po coś. Śniadanko z herbatą zieloną? Zdecydowanie! Zejście w dół, odpoczynek na ławeczce Hoffmana, było wspaniałą nagrodą za ten spacerek. A potem mogło się dziać już wszystko nawet śpiewanie angielskich piosenek…skąd on to wytrzasnął, to ja tego nie wiem!
Skały tym razem zostały oglądnięte. To drzewo wyrastające z nich to po prostu mistrzostwo przyrody, wyglądało niesamowicie…ale to był już koniec naszej wyprawy. Od nich było tylko mocno w dół i chłopcy tutaj nie hamowali. Gonili z radością i takie powinny być spacery w górach.
Całość wyprawy było takim spacerkiem. Nie zmęczył ich, choć było mocno pod górkę. Widać było, że takich gór to oni mogliby w tym dniu i z trzy zdobyć. Na nasze szczęście nie było takiego planu, by my moglibyśmy mieć inne odczucia na koniec dnia. Biskupa Kopa jest przez nas zdobyta z każdej strony i to nas cieszy, bo jest to góra którą warto zdobywać, nawet spacerkiem. Kolejny szczyt zdobyty i to się liczyło.