Bonitum w Rudawach!
czerwiec 21, 2021 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
“Kto idzie w góry? BONITUM!” zabrzmiało drugi raz. Upał jak diabli, więc Rudawy ze skałami i lasami wydawały się być idealnym celem…w cieniu.
Jak zwykle korzystaliśmy z naszych doświadczeń: https://www.zespoldowna.info/wolek.html
Zakładaliśmy dwa warianty trasy. Łatwiejszy od Janowic Wielkich żółtym szlakiem do Pieca oraz od Strużnicy przez Lwią Górę do Pieca oczywiście ta mieliśmy się spotkać i pójść dalej.
https://www.zespoldowna.info/janek-i-kamil-zapraszaja-do-klubu-turystycznego-bonitum-2.html
Pierwsza grupa w dobrym nastroju poszła szybciej od nas, nawet nie domyślając sią jak duże wyzwanie jest przed nimi
My po naszym okrzyku “bojowym” poszliśmy szybkim, dobrym tempem ku skałom i lasowi, wzdłuż stawów i rzeki, wiedząc co nas czeka
Od samego początku lider “żółty” Gucio robił wszystko by przegonić wszystkich. Gucio nie reagował na nic, tylko na to że można być pierwszym…i dobrze to bieganie mu wychodziło. Gdy było już za ciężko, można było jak zwykle “załapać” się na wsparcie kogoś.
Gucio złapał się za Janka i tak szli dopóki, Janek nie przyspieszył, a Guciowi zachciało się pić. Janek kierował dzielnie wycieczką czarnym szlakiem. Zarówno Tomek, Łukasz i “duży” Janek dopasowali się do tempa i powstała dzielna grupa liderów. Kije jednym przeszkadzały, innym pomagały, ale przejście przez łąki było sympatyczne, bo jeszcze nie słońce nie dokuczało tak mocno. Kamil na długiej prostej postanowił dokooptować do prowadzącego brata. Jak Pani Sabina to wytłumaczyła: “został przygotowany, że nie lideruje, tylko idzie w grupie”. I tak było!
“Duży“ Janek bardzo zadowolony z pierwszej wycieczki, próbował trzymać się czoła z uśmiechem. Tomek, pierwszy raz w górach, był tak skupiony by być za Łukaszem, że nawet gęste krople potu go nie zatrzymywały…i wszyscy spieszyli się do lasu choć widać dzisiaj było Śnieżkę i całe Karkonosze, nie wspominając o sąsiadującym Skalniku.
Pierwsze podejście i pierwsze skały. Chłopaki dzielnie podeszli, choć tym razem ścieżka była twarda jak skała i przypominała raczej ślizgawkę, a nie szlak.
Odpoczynek przy Baszcie, skały z piaskowca w tle, był zasłużony. Ekipa się zmęczyła i to dzielnie. W pewnym momencie każdy miał tutaj swój mały kryzys, ale motywacja była ogromna. Gdy doszliśmy na trawers na Basztami, to Janek nawet zaczął pytać się o skały, o góry, choć jeszcze przed chwilką był mocno zmęczony podejściem. Uśmiech wrócił, a po chwili pojawiły się kolejne skały.
No i tutaj się działo. Ogrom skał zaskoczył. Co niektórzy nawet postanowili je podnieść do góry
Miejsce się spodobało, a co najważniejsze wiedzieliśmy od razu, że Lwia Góra to już na pewno się spodoba. Dochodziliśmy do niej przez skał i las i nie czuć było temperatury, w tym “lekkim cieniu” z wiaterkiem.
Doszliśmy do Lwiej Góry i Ci którzy tutaj już byli nie czekali tylko do góry!!!
Widok aż kapelusz zerwało z głowy, ale do Mamy walczącej w drugiej grupie to się nie udało dodzwonić by opowiedzieć, gdzie się jest. My tutaj skały zdobywaliśmy, gdy grupa pierwsza tak dzielnie sobie poradziła, że nawet inny szlak zdobyła niż powinna…ale wszystko skończyło się dobrze. Panowie Strażnicy Leśni na quadach wsparli naszych i ich przygoda wspaniale się skończyła dzięki Panom za co dziękuję.
My odpoczywaliśmy ale skoro ekipy się rozjechały, postanowiliśmy tytułem upału wracać w dół, ale innym szlakiem: najpierw niebieskim a potem żółtym do parkingu.
Była frajda i moc w tym zejściu. Patrzyłem na Łukasza który dzielnie narzucał tempo. Tomek pierwszy raz w górach, nie wykazywał zniechęcenia, a nawet “duży” Janek z głową w “uśmiechu” szedł dziarsko do przodu.
Pogoda skróciła naszą wycieczkę, ale ten cień sprawił że była ona zdecydowanie lepsza od siedzenia w domu. Ekipa gotuje się już na Tatry i zobaczymy jak tam da radę, w pierwszej swojej wycieczce za tydzień. Ja trzymam kciuki!