Borowa czas złośliwości.
sierpień 7, 2017 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Jasiek jest Mistrzem w dokuczaniu swojemu starszemu bratu autyście. Uwielbia to robić po prostu. Naszym ostatnim celem była Borowa, najwyższa góra Gór Czarnych, będących częścią Gór Wałbrzyskich. Z tego powodu jest włączona do Korony Sudetów. Był to czas takich małych złośliwości ze strony Jaśka, ale i samych gór.
Odkąd pamiętam zawsze uważałem, że gdyby nie węgiel, to Wałbrzych byłby jednym z najważniejszych turystycznie miejsc w Polsce. Lokalizacja wśród pięknych gór o bardzo dużej różnicy bezwzględnej wysokości, powodującej że człowiek ma wrażenie, że jest w bardzo wysokich górach, gdy nie jest. Trasy do uprawiania turystyki pieszej, rowerowej, narciarskiej czy zbocza pod paralotnie. W jednym miejscu to jest niebywałe bogactwo. My postanowiliśmy wejść na górę, która w istocie leży w granicach miasta Wałbrzycha…od drugiej strony z Jedliny Zdrój.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Borowa_(g%C3%B3ra)
Borowa Góra ma tylko 853 m n.p.m ale wybitność to już 223 m. Wybraliśmy żółty szlak prowadzący z Jedliny Zdrój, bo po prostu nigdy tam nie byliśmy i w ten sposób załapaliśmy się na pierwszą małą złośliwość góry. Okazało się, że od początku musieliśmy “mocno” wchodzić pod górę, a to nie każdy lubi. Chłopcy jak zwykle dobrze zaczęli ucieczką do przodu, z tym że Jasiek postanowił “marchewkować” Kamila. Ten się mocno wkurzył.
Powyżej już widać jak wyraźna jest przewaga Kamila dzięki złośliwości…i tak było aż pod przełęcz pod Borową.
Jasiek gonił, a Kamil uciekał do przodu denerwując się samą jego bliskością…aż Jaśkowi wyłączyły się bateryjki i powiedział, że się zmęczył. Mina, protest i …koniec nie wchodzi pod górkę bo się zmęczył. Oprócz min, znów poza Kamila i podkreślenie, że jest zmęczony…czyli zgięty w pół.
Nawet gdy dogoniliśmy Kamila, ten na wszelki wypadek się odwrócił…i wtedy Jasiek zaczął Kamila znów drażnić, wymyślając rzeczy, które Kamil nie lubi, a on go w nie wkręcał…zaburzając jego rytm dnia np. wmawiając mu że basen będzie jutro…gdy miał być jeszcze w tym samym dniu. Postęp w tym zakresie Jaśka przerósł moje oczekiwania to muszę powiedzieć szczerze.
Jak on potrafi wykorzystać słabości Kamila, to przerasta wszystko, co do tej pory było.
Ledwo odpoczęliśmy…Kamil przezornie uciekł, jednak z daleka “kierownik Jan” kierował Kamilem jak ten ma iść. Tutaj nakaz odpowiedniego kierunku trasy, czyli w prawo ze zdecydowanym ruchem ręki.
W ten sposób, po fajnej niezbyt trudnej drodze trafiliśmy pod “złośliwość” góry, tak typowej dla wszystkich gór w okolicy. Z jednej strony są to szczyty nie do wejścia, gdy z innej “spokojnie”. Chłopcy zatrzymali się w istocie pod niemalże “pionową”, “nie do wejścia”, pełną kamieni, ścianką. Janek bez namysłu wystartował, ciągnąc za sobą Kamila…
…ten przezornie się jednak wycofał, gdy Janek wszedł do połowy i …. czekał na mnie…gdy cała rodzinka znalazła obejście, nie tak męczące jak te kamienie. Skończyło się to kolejnym buntem na górze…”zmęczyłem się i koniec”, dziecko “padło.”
Po chwili jednak kwestie ambicjonalne dały znać i Jasiek pogonił za Kamilem…i tam kolejna złośliwość góry. Znów podejście…ale ostatnie. I tak zdobyliśmy, kompletnie rozkopaną Borową Górę….gdzie informacja, że to ona nietypowo była na kawałku szkła zbrojonego. W istocie nawet nie było za bardzo gdzie usiąść, gdyż postanowiono zbudować w tym miejscu wieżę widokową…i super…ale spowodowało to małe problemy, więc korzystając z tego, że były świeżo wytyczone jakieś trasy przez ciężki sprzęt ruszyliśmy w dół. Jasiek oczywiście dokuczając Kamilowi, że obiadu nie będzie.
Tym razem Jasiek wystrzelił do przodu szybkim krokiem ku świetnej przełęczy z pięknymi widokami na Góry Suche.
…i wtedy koniecznie chcieliśmy sprawdzić, gdzie jesteśmy na mapie w komórce i wyszło nam świetne selfie.
…a potem skręciliśmy na drogę z centralnym widokiem na Wielką Sowę.
…i Borową Górę z jej całą okazałością.
… a dziecku “włączył się” przyrodnik i to złośliwy, który na wszystkie spotkane drzewa mówił klon, albo klon. Dobrze, że ślimaków i chrząszczy nie dało się nazwać klonem, bo tego to ja bym już nie zdzierżył.
Zrobiliśmy 6,7 km fajnego spaceru w 2:17 h. Podejście zajęło nam 1:04 h i było w szczególności na końcu męczące, natomiast powrót skrótem 1:12 h i był bardzo przyjemny, ożywczy i fantastyczny. Polecam.
Asiu WOłowiec zostanie uwzględniony. W planach mamy jeszcze Chełmiec do Korony Polski…i chyba resztę przeszliśmy :)