Chełmiec po raz 4 do Korony Gór Polski, po raz 2 do Diademu, a potem na Cichawę i Kopisko .
grudzień 18, 2023 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Jakoś to tak wypada, że na Chełmiec wybieramy się albo po “szpitalach” albo w złej pogodzie, która w końcu się rozpogadza jak już schodzimy. Znaczy dobra góra. Tym razem to Iwo był “ograniczony” w swoich ruchach, ale poszedł i było to fantastyczne, że mieliśmy go znów z nami, że znów byliśmy razem.
Chełmiec to dla nas góra “parkowa”. Jeżeli chcesz możesz iść pięknym duktem leśnym aż na szczyt, spokojnym spacerkiem bez zmęczenia. Jeżeli chcesz się zmęczyć, to ta wybitna góra umie dać popalić! Wyjeżdżaliśmy z domu w deszczu, ale planowaliśmy nasz spacer już w dobrej pogodzie i prawie tak się stało. Inaczej, stało się tak jak zawsze: najpierw były chmury, a potem słońce.
Chełmiec należy do Korony Polski i Diademu, ale już nie do Korony Sudetów i Korony Sudetów Polskich. Małe zamieszanie z tym szczytem wynika z tego, że ktoś źle zmierzył szczyt i Chełmiec dzisiaj już jest zdecydowanie drugim pod względem wysokości w Górach Wałbrzyskich. Kiedyś był najwyższy, a teraz jest fajny, choć drugi. Nawet błotko ma fajne, bo nie było błotniste tym razem Zauważył to Janek, bo nawet jak nigdy przespał się jadąc w góry. Start przez to miał niezwykle senny. A Kamil? Iwo próbował iść za nim i odpuścił, nie da się biegać po górach, tak jak to lubi Kamil.
Kamil jednak zatrzymał się, bo ludzie, a byli tego dnia, skręcili gdzie indziej, gdzie mu się wydawało, że powinni. Nawet nie wiedzieliśmy w tym momencie, że my stamtąd wrócimy, po przejściu grzbietu który był właśnie za nami. Góry “zastawiają” pułapki i tutaj ona na nas czekała
Potem jednak wszystko wróciło do normy, czyli Kamil uciekł, Janek hamował, a my się cieszyliśmy, że Iwo jest z nami. Na Przełęczy Rosochatce przez chwilę byliśmy razem. Kamil znów czekał na nas, bo za dużo było szlaków. Jak dostał sygnał, że żółtym do góry, to nie czekał, tylko jak to on, gonił.
Iwo na chwilę go dogonił, ale potem trzeba było jednak Kamila “przyblokować”. Nie szedł on spacerowym krokiem i to zdecydowanie, co powodowało, że ekipa została za daleko z tyłu. Janek jeszcze próbował pod sam szczyt gonić Kamila, ale w tym dniu to tak nie działało. Kamil przy tabliczce był oczywiście pierwszy!
Głośne dzień dobry dla odpoczywających i szukaliśmy pieczątki. Nigdy tam jej nie było, ale tym razem miała być, dla nas po raz pierwszy. Znaleźliśmy przy wieży i było wielkie “podbijanie”
…a potem herbatka, śniadanko i zejście jak w parku, a przy okazji rodzinne zdjęcie w komplecie.
Iwa zmęczyło podejście i nie chcieliśmy wracać w ten sam sposób, bo mogło to być za trudne dla jego ręki, więc tym razem wybraliśmy zielony szlak, jeszcze bardziej parkowy od żółtego, którym podchodziliśmy. Pojawiła się atrakcja w postaci Małego Chełmca, wiec wykorzystaliśmy to i było kolejne zdjęcie, a potem Kamil uciekł.
Nie mogło tak być, postanowiliśmy trochę pobłądzić po Masywie. Kamil miał za dużo energii, Janek de facto się dopiero rozkręcał, trzeba było coś wymyślić. Wykorzystaliśmy rozejście dróg na Rosochatce i Asia z Iwem poszli zielonym, a my prosto przed siebie. I to była ta niespodzianka-zasadzka
Weszliśmy na szczyt Cichawa. Szczyt jak szczyt, ale jaka tabliczka. Janek nie mógł wyjść z podziwu dla tej krowy na tabliczce, a ja od tej pory miałem w głowie; czy Cichawa to krowa?
https://pl.wikipedia.org/wiki/Cichawa_(szczyt)
Widoki na Wałbrzych już punktowo w słońcu, Chełmiec były przednie, ale my mieliśmy iść teraz grzbietem masywu na Kopisko. Najpierw fajną ścieżką, choć z przeszkodami. Janek od razu się pobudził, bo przeszkody i zygzaki.
Potem było mocno w dół i znów, jakoś role się zmieniły. Janek szalał, Kamil ostrożnie za Jankiem. Wyszliśmy z lasu i pogórek był przed nami. Czy to Kopisko?
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kopisko
Z przełęczy nie wyglądał imponująco ten szczyt, ale zaskakiwało skalne rumowisko na podejściu. Jeszcze bardziej sam szczyt, tak jakby tam coś kiedyś było…a widoki przednie na Góry Suche i Masyw Dzikowca.
Dopiero jak się odwróciliśmy z Kamilem to okazało się, że jest tabliczka. I tam znów zaskoczenie: Wzgórze Bismarcka. Co jest do diaska. Najpierw była krowa na szczycie, a teraz Bismarck. Trochę tajemniczy ten masyw Chełmca
Nie dawało mi to spokoju i w domu szukałem i znalazłem. Tutaj stała wieża Bismarcka, wyglądała imponująco.
https://polska-org.pl/825892,foto.html
Słoneczko zaczęło nam świecić. Krajobrazy jak w “Bieszczadach”, a my zadowolenie, że znów udało nam się znaleźć inną drogę niż zawsze. Janek zaczął śpiewać i to po angielsku jingle bell, więc mieliśmy od razu świąteczny nastrój.
Wróciliśmy na zielony szlak. Asia zaniepokojona już sprawdzała gdzie jesteśmy, a my z Jankiem w słońcu, a Kamil gdzieś już przed parkingiem.
809 i 810 szczyt był jak się okazuje zupełnie nieplanowany. Świetna wycieczka, która dała odpocząć. Odkryliśmy znów coś zupełnie innego, a wydawało nam się, że znamy tutaj wszystko. Takie są góry, zawsze umieją zaskoczyć. Ja polecam.