Chełmiec, Waligóra z Mikim KGP po raz 5
kwiecień 7, 2025 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Czy można wejść na Chełmiec inaczej niż zawsze? Czy może to być ciekawe? Cóż zbliżało się załamanie pogody i mieliśmy to zrobić szybko, na skróty i inaczej. Po dłuższej przerwie z Mikim, jego Rodziną i oczywiście Pańcią. Znaleźliśmy wariant, który wydawał się ciekawy. Dojechaliśmy do Sobięcina, dzielnicy Wałbrzycha i tam zaparkowaliśmy nasze auta. Miki jak tylko wysiadł od razu zaczął mówić o pociągach, on to lubi najbardziej, a tutaj “pachniało” starymi nasypami kolejowymi z daleka. Janek od razu witał się ze wszystkimi…by móc mieć Pańcię dla siebie, choć na chwilkę. Znaczy było dobrze.
Janek tylko czekał na ten moment. Pańcia go ciągnęła do przodu, a on z chęcią szedł za nią. Miki za to ze mną konferował, w końcu tyle czasu się nie widzieliśmy. Nasz skrót, trochę nas zaskoczył. Zaczęliśmy po dawnym nasypie kolejowym, to prawda. Jednak po chwili pojawił się taki kolorowy szlak i nawet Kamil za bardzo nie wiedział, co z tym fantem zrobić.
Do pewnego momentu szliśmy jak na Chełmiec, szeroką aleją. Nawet pojawiły się kałuże, które tej zimy i tej wiosny są niezwykłym wydarzeniem. Chłopcy mogli zatem poćwiczyć przechodzenie…ale to szybko się skończyło. Nasz skrót na Kopisko, na którym Asia nie była z nami poprzedni razem, nagle okazał się niemalże “trałowaniem” przez “sudecką dżunglę bukową” :) Panowie leśnicy zarządzili podcinanie młodnika bukowego i to był tor przeszkód. Na szczęście ta atrakcja nie przeszkadzała nikomu.
Weszliśmy na grań Kopiska i wszystko się odmieniło. Miki biegał z radości, Janek gonił za Pańcią, jedynie reszta ekipy powoli wchodziła na miejsce, gdzie kiedyś była wieża. Kopisko okazało się świetną górką do zbiegania, co skrzętnie wykorzystała ekipa.
Długo nie zbiegało się, bo czekała na nas kolejna atrakcja, na której nigdy nie byliśmy: Paluch nasz 878 szczyt, na którym jest ambona widokowa z doskonałym widokiem na Kopisko, Góry Suche o których zaczęliśmy rozmawiać. Jednak chmury nad nami były ciężkie i wiało.
Weszliśmy na żółty szlak, skrótowy na Chełmiec i atrakcje były. Pierwsza: latające wiewiórki między drzewami. Były tak szybkie że ledwo nadążaliśmy za nimi. Najważniejsze jednak były tablice informacyjne, bo Janek czytał oraz Pańcia z Mikim. Chłopcy sobie pogadali, Pańcia narzuciła tempo i nie było co marudzić. Wiosna była już obok, a niebo nagle się rozpogodziło.
Na podejściu pod szczyt Janek spotkał Panie z którymi musiał się przywitać. Te odwzajemniły się i uśmiech był od ucha do ucha. Jednak zaskoczenie było przy pieczątce. Wieża, która zazwyczaj jest zamknięta, tym razem po raz pierwszy dla nas, była otwarta. Oj Janek nie odpuścił tym razem, a wieża była dość trudna w podejściu. Miki Mistrz Wspinaczki, perfekcyjnie sobie poradził. Janek walczył.
O ile wejście było trudne, to zejście już wymagające. Schody prawie pionowe, wymagały odpowiedniego zejścia. Miki świetnie poradził sobie tyłem, Janek walczył przodem. Po tym wydarzeniu musiała być przerwa, dobre śniadanko jak to na Chełmcu bywa.
Powrót w dół był żółtym szlakiem aż do skrzyżowania pod Cichawą. Ostatnim razem podobała nam się bardzo z tą krową, więc nie było wyjścia i chcieliśmy tam pójść. “Krowa” się podobała, ale to był tylko punkt, z którego się najlepiej spadało w dół. Tutaj znów leśnicy zrobili nam niespodziankę wycinając młodniki bukowe. Janek świetnie sobie poradził, niosąc Pańcię. W końcu nauczył się chronić pieska.
Potem już było tylko lepiej. Skrót się udał znakomicie, a pogoda stawała się jeszcze lepsza. Gdy doszliśmy do parkingu, wiedzieliśmy że jedziemy na Waligórę, gdyż ekipa nie zmęczyła się, a pogoda tylko zachęcała.
Po 15 km jazdy, byliśmy pod Andrzejówką. Nad nią Waligóra. Atrakcji dzisiaj mieliśmy już sporo, ale czekała nas kolejna: wejście żółtym szlakiem. Do tej pory schodziliśmy nim raz i takie zostawił wrażenie, że mieliśmy problem, by odważyć się wejść. W końcu przyszedł ten dzień i już możemy potwierdzić:
NAJOSTRZEJSZE PODEJŚCIE SZLAKOWE W GÓRACH SUCHYCH JEST NA WALIGÓRZE, ŻÓŁTYM SZLAKIEM OD ANDRZEJÓWKI.
Na drugim miejscu, jednak Szpiczak, a Włostowa na trzecim z Bukowcem ex aequo. Poza szlakiem wciąż dla nas numerem jeden zostanie Krzywucha.
Na tą Waligórę postanowiliśmy wejść i od razu robiła wrażenie…uwaga lepiej wchodzić niż schodzić :)
Początek już straszył kruszyną i ostrością. Pańcia, dzielny pies górski, ciągnęła Janka do góry. Miki testował swoje umiejętności, a było gdzie. Gdy wydawało się, że jest już źle, Kamil zniknął gdzieś w górze. Oj nikt nie myślał by go gonić, gdyż pojawiła się ścianka, która była jeszcze bardziej stroma, niż to co wydawało się być strome. Ponad 120 metrów przewyższenia na dystansie prawie 290 metrów robiło różnicę (na Szpiczak jest tyle samo do góry, ale ponad 100 dalej).
Nie było stękania. Chłopcy świetnie podchodzili. Janek umiał wspomagać Pańcię, która zdobywała kolejny szczyt do Korony, razem z nami. Zdobyliśmy ją…bez zmęczenia. Byłem zaskoczony. Ekipa jest coraz lepsza kondycyjnie i technicznie!
Zejście to była już pestka. Pańcia krzyczała, że się ociągamy, gdy Kamil znów “uciekał”. Humory dopisywały. Marek przypomniał “pajacyki”…tylko synchronizacji nam trochę zabrakło, ale wszyscy fruwali jak trzeba!
Kolejne dwa szczyty do Korony zdobyte. W Sudetach zostają jeszcze do zdobycia: Rudawiec, Wysoka Kopa, Szczeliniec, Orlica i będziemy mieli ich 16, czyli już ponad połowę zdobytą. Nieźle nam idzie. Brak zmęczenia po takiej wyprawie to dobry prognostyk na kolejne zdobywanie, oby szło nam tak dobrze jak teraz.