Chochoł, Drogosz, Róg, Zielonka
czerwiec 14, 2021 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Zawsze przychodzi czas na zakończenie wędrówek po jakimś paśmie. Tym razem przyszedł czas, by powiedzieć, że już znamy Zawory “góry dla koneserów” jak to określiła moja żona dzisiaj. Na koniec pobraliśmy wskazówki od Dawida Ducha Gór Suchych …i wpadliśmy w pewną turbulencję.
Wtopiliśmy na Czartowskich Skałach 10 maja, gdyż weszliśmy tylko na jedną skałę, a tam jest ich trochę więcej.
https://www.zespoldowna.info/czartowskie-skaly-dziob-rogal-mieroszowskie-sciany.html
Wiedzieliśmy zatem, że tam musimy wrócić. Dawid wskazał, że stamtąd to rzut beretem na Chochoła…ale my chyba już na nim byliśmy, tak nam się wydawało. Jednak Pani Basia z Mieroszowskiego Centrum Kultury robi wspaniałe tabliczki i zrobiła już Chochoła, a Pan Tomek je umiejscawia i to należało uszanować i sprawdzić. Dziękuję Pani Basi i Panu Tomkowi za to z góry.
https://db2010.pl/2021/05/24/znakuja-szczyty/
No to dzięki trójce ludzi mieliśmy poznać coś, czego jeszcze nie znaliśmy, a wydawało nam się, że już znamy . Pogoda w domu do bani, a w górach jak zwykle gra z nami w jednej drużynie i te piękne kwiaty, łąki….
Wystartowaliśmy, szybko ominęliśmy wcześniej zdobyte skałki i od razu do góry. Ścieżka wydawała się ta zła, ale szliśmy z Jankiem marudzącym z tyłu.
…ale jak to z Jankiem bywa, im trudniej tym łatwiej…no bo wspinamy się na skałkę…a skały różowe były wspaniałe i zaskakujące.
I jak to w Zaworach bywa: z jednej strony ściana w dół na 30-50 metrów, po drugiej da się iść.
Opuściliśmy Czartowskie Skały i obraliśmy kierunek bez szlaku oczywiście, na Chochoła…skąd ja tą górę znam. Musieliśmy mocno podejść do góry, bo byliśmy po tej stromej stronie. Tam na górze, za to “stół” i piękna pogoda. Długo nie szliśmy, ale za to kilka saren przestraszyliśmy, by szybko być na górze Chochoł, na której jednak nie byliśmy. Tam praca Pani Basi i Pana Tomka z dala widoczna, ale nie z dołu , a nasz Chochoł okazał się być po drugiej stronie drogi obok Dzioba.
Dlaczego nie z dołu? Bo z dołu trzeba mieć tonę sił by wejść. Nam się ciężko schodziło. Tym razem na skróty do niebieskiego szlaku.
Zygzaki i trawersik był zacny, ale w końcu dotarliśmy w dół. Takiej rozgrzewki Jankowi trzeba było. Nagle pobudzony dyrygował ruchem i to w trybie zaskakującym. Przejście na niebieski szlak po prostu nie istniało, zatem inwencja twórcza była w pełnej skali. To przez las, to przez łąkę, a dzień wcześniej oglądaliśmy filmy o wspaniałych polskich wężach w takich łąkach. Nie było do śmiechu.
Szczęście dla Janka trwało krótko, bo na tak świetnym-“autostradowym” szlaku zatrzymać Kamila jest tematem z serii mission impossible. Janek miał inny plan, ale szybko go zmodyfikował na marchewkowanie brata. No właśnie, chłopcy niesamowicie sobie poczynali i żartowali z siebie tak mocno, że trudno było w to ingerować było.
No i w Zaworach po raz pierwszy spodobało mi się to, że nie było drzew, bo widać było piękne góry z każdej strony. Był jednak też minus tej sytuacji: wiało, diabelnie wiało, więc my w bok na Drogosza. Okazja jest niesamowita, bo wycinka przeszła praktycznie przez szczyt, tudzież do szczytu! Zatem aby tam dojść był znów skrót by odpocząć, zjeść śniadanie i popatrzyć w dół: znów z 40 metrów ostrej skarpy, a my na “stole”.
Takiej okazji Janek nie marnuje. Kamil trochę dłużej schodził, wiec Janek szybciej uciekał, a skrót od Drogosza do niebieskiego szlaku był rewelacyjny aż po Róg! No właśnie, szło się taką szeroką drogą leśną, że nawet nie próbowaliśmy z niego schodzić.
I jak to w górach bywa. Zawsze coś Ciebie zaskoczy…tym razem kwiatki. Janek sunął, Kamil za nim, a my z Asią kompletnie zaskoczeni tymi kwiatkami, próbowaliśmy zgadnąć co to zaś…ale za trudne, choć piękne.
W taki sposób na Rogu byliśmy po chwili. Nawet nie zatrzymywaliśmy się na nim, bo celem była Zielonka, często nazywana z czeskiego Strażnicą.
Schodząc z Rogu widzieliśmy Chełmsko Śląskie i wszystko aż po Góry Krucze, bo Zawory tak mają. Są wybitne ponad doliny.
Oczywiście skrótami zeszliśmy nad przełęcz a tam resztki szlakoznaków. Daliśmy radę i bez nich, bo do Zielonki prowadzić może tylko zielony szlak.
Góra zaskoczyła nas kompletnie. Najpierw było pierwsze podejście, potem drugie i na koniec trzecie. Jak to w Zaworach szło się zmęczyć, choć wysokość 700 m npm nie powala.
Zejście po odpoczynku było jeszcze lepsze, bo zbiegane w zieleń, a potem na przełęczy Strażnicze Naroże dalej zielonym w dół do dzikich mniej lub bardziej łąk.
Humory dopisywały. Pogoda, czyli wiatr wiał nad nami a na dole było cicho i fajnie jak w Beskidzie Niskim wśród tych wspaniałych łąk jak w Izbach.
Tego nie da się opisać, to tylko można było czuć. Łąki, kwiaty, sarny, lisy i coś czego nie ma nigdzie indziej. Ja zaskoczony, bo zawsze byłem fanem Izb i Domu Na Łąkach. Tutaj pod domem było niemalże to samo i tak samo dziko. Wstrzymywałem oddech by trwało dłużej, ale Kamil nie pozwolił. Był za szybki.
Na koniec jednak musieliśmy skorzystać z drogi, bo tak szlak prowadził. Przeszliśmy ten kawałek szybko mijając ZOO w Łącznej przy którym zaskoczyły nas lamy, kozice, zebry pod lasem na wielkim wybiegu i nawet nie przeszkadzało nam, że idziemy drogą.
Warto było zdobyć “góry dla koneserów”.