Czarna Góra.
marzec 6, 2018 by Jarek
Kategoria: Włóczykij i Tysięczniki
Jest to dla mnie góra sentymentalna. 1 205 metrów wspomnień związanych z pierwszą Janka górą, na którą w dużej mierze wchodził sam. Pierwsza też chyba, którą opisałem tutaj na stronie. Dla tych co lubią się śmiać i dla tych co wspominać będzie to najlepszy wpis.
http://www.zespoldowna.info/czarna-gora-1-205-m-npm-zdobyta.html
Tak Janek wyglądał w październiku 2012 roku. A tak wystartował w niedzielę 4 marca 2018 roku w naszą drogę wokół Czarnej Góry.
To jak się okazało było nasze pożegnanie zimy w górach. Rano na dole –10C, koniec dnia to już z temperaturą 1C.
Była to najfajniejsza nasza wędrówka tej zimy, według mnie. Kolorowa i wesoła, ale też ciężka i trudna.
Tym razem start był wspólny. “Kierownik” złapał Kamila za rękę i zabrał go tam gdzie zaczyna się szlak…bo Kamil mógł nie wiedzieć. Słońce świeciło bardzo ciepło!
Chłopcy poszli do przodu. Mieliśmy nadzieję, że się zmęczą już na samym początku, gdyż 315 m w górę na 1km distansu, nie jest jakoś łatwe do wejścia. My uważaliśmy, że podejście pod Czarną Górę JEST MĘCZĄCE! Idzie się mocno pod górę i przez las i jak się okazało przez dużą DAWKĘ śniegu.
Po Włodarzu mylnie się nam wydawało, że chłopcy są zmęczeni. Pomyliliśmy się w kilku kwestiach. Po pierwsze Kamil zniknął już w pierwszych drzewach, więc nie był na pewno zmęczony, a Jasiek się zatrzymał bo śnieg z drzew pod wpływem słońca osunął się z góry bezpośrednio za kołnierz komina. Od tej pory kaptur stał się najlepszym przyjacielem Janka.
Sunął ostrożnie jak najdalej od drzew i fontanny śniegu, śpiewając od samego początku. Szedł przy tym na tyle dobrze, że dogonił Kamila w połowie podejścia.
On to rozpoczął podejście pod szczytem, zaskoczył nas tym faktem, Kamil się podporządkował…a potem był tylko śnieg.
Co to oznacza? Kamila straciliśmy z oczu. Jasiek czasami był widoczny w śniegu. Była piękna zima, w tym roku nigdzie nie spotkaliśmy tyle śniegu. Pamiętam nasze wejście z 2012 roku. W tym miejscu “straciliśmy płuca” a Janka trzeba było wnosić na górę. Tutaj…cóż nikt mi wcześniej nie mówił, że Janek będzie biegał w zimie, w śniegu dla niego po kolana i to pod górę, a ja go nie dogonię.
W pewnym momencie straciłem go z oczu, Kamila też i żonę też. Wchodzę w dobrym pędzie na górę, oddechu nie mam, a tutaj łapie mnie chłopak z pytaniem: “Czy znam tą niebieską dziewczynę, która tak sama dobre 10 minut siedzi i nic nie mówi?”
Popatrzyłem, a to Kamil…cóż on 10 minut nas odstawił, Jasiek 5 i był już gotowy do wejścia na wieżę.
Na górze był oczywiście pierwszy, widoki miał niezwykłe. Tutaj widok na Śnieżkę i najpiękniejszą zimę z tego sezonu.
A tutaj Góry Bystrzyckie i Jagodną.
I jak się podobają? Mnie bardzo. Musieliśmy tyle czasu spędzić w górach by zobaczyć takie niebo, taką zimę i takie góry. Teraz popatrzcie na jego sprawność. Schody prawie pion, oblodzone…oczywiście ma raczki i schodzi sam tak jak wchodził!
Ostatni rzut na piękną Czarną Górę i poszliśmy dalej. Janek wciąż pierwszy.
Zatrzymaliśmy go na tak trywialnym momencie jak sikanie. No właśnie niby to normalne, ale jak tutaj to zrobić. Każdy krok z poza szlaku to zaspa ponad 70 cm. Janek musiał mocno ryzykować, ale udało się.
Kolejne wyzwanie to jak przejść szlakiem przez zaspy. Janek nie miał takich doświadczeń wcześniej,więc nie miał wyjścia musiał to opanować. Od tego momentu można było zauważyć, że nie pchał nogi tam gdzie nikt wcześniej nie chodził, nawet z ochotą wysyłał do tego typu zadań starszego brata.
Świetnie się szło, było bardzo pięknie i ciepło to stwierdziliśmy, że skrótem dostaniemy się na Suchoń najwyższy szczyt Krowiarek 964 m npm.
Na początku był on blisko i “śpiewający”. Janek odtwarzał cały znany mu repertuar w kilku językach w tych hiszpańskim. Po wyjściu z lasu, stał się “poznawczy”, gdyż poznawaliśmy ile może być śniegu w drodze na Suchoń.
…a potem “powiedział”, że jest za wysoki i my zrezygnowaliśmy tytułem braku sił! Powrót na parking był opłacony dużym wysiłkiem przedzierania się przez śnieg, jakiego w tym roku nie doznaliśmy.
Gdy tak człapaliśmy powoli do pieczątek i do auta, nagle ktoś mnie zaczepia i woła: “Cześć Jarek! To Twoja Rodzina, o jak fajnie!” …a ja z wyczerpania nie wiedziałem co począć, tylko Jasiek szybko i odważnie przytulił syna-autystę naszej koleżanki i tak rozładował sytuację.
Było pięknie przez całą drogę,ale w samochodzie jak na zawołanie zaczęło się:
Kamil: “Tata maść, noga boli”
Janek: “Głodny jestem”
…dobrze, że do domu nie było daleko.