Czarna Kopa
luty 15, 2021 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Czarna Kopa po polsku, Svorova hora po czesku. Szczyt o wysokości 1 411 m npm najlepszy obok Śnieżki do zdobywania zimą w Karkonoszach!
Ponieważ w niedzielę miała być piękna pogoda, przyjechaliśmy do Karpacza w sobotę. Stwierdziliśmy, że będzie lepiej. Przygotowani na każde warunki wystartowaliśmy tempem jak zwykle. Kamil pierwszy a my za nim…nie próbując go gonić.
Weszliśmy na zielony szlak prowadzący do czarnego i jakoś gorącą nam było …z emocji. Patrząc do góry widzieliśmy chmury przykrywające cały masyw. Sypał drobny śnieżek a nie było zimniej niż –4C . Pod każdym względem idealne warunki do zdobywania zimą gór.
Kamil oczywiście narzucił takie tempo przejścia, że nie szło za nim iść. Trzeba było na punktach kluczowych, wybranych przez Kamila, gdzie czekał na nas, znosić to specyficzne spojrzenie. Niby poganiające, niby litościwe, ale on czekał by pójść.
Janek o dziwo próbował gonić, może to efekt nowych raczków, bo skoro noga nagle urosła, buty są nowe, to raczki też trzeba było kupić. Skoro Kamil znikał, Janek przyspieszał i bawił się z nami jak Kamil. Czekał i patrzył. Dobrze, że nie trwało to za długo.
Droga czarnym szlakiem na Sowią Przełęcz miała być substytutem naszej ulubionej trasy z Przełęczy Okraj. I trzeba przyznać, że była. Zgrzani podejściem, chłodziliśmy się oglądaniem strumyków, drzew, Krukowej.
To był najlepszy moment trasy. Śnieżek prószył jak w bajce i nie czuć było na tym podejściu zimy. Kamil w tym momencie na podejściu już odjechał. Widać było jak wyprzedzał i znikał. Liczyliśmy że poczeka na przełęczy.
Im było wyżej, tym bardziej zaskakiwała nas ilość śniegu. Poleży do końca kwietnia na pewno, dawno nie było jego aż tyle…ale to był dopiero początek.
Śnieg sypał i dziwnym trafem wszyscy skręcali na Stół. My jednak skręciliśmy z grupą idącą za nami w drugą stronę na Śnieżkę. Droga wyglądała tak…ale śnieżek sypał, było cicho i nie tak zimno.
Pierwsze ostrzeżenie przyszło przy pokonywaniu zasp. Były trochę większe niż zazwyczaj…ale ścieżka była wydeptana, choć wąska.
Minęliśmy pierwszych turystów wracających. Stwierdzili, że za trudno było dla nich…ale nie mieli raków, więc jakoś nie wzięliśmy ich uwag do siebie. Oni na nas patrzyli zaskoczeni za to, bo Janek jest charakterystyczny, tak samo Kamil…ale nie komentowali.
Doszliśmy do Jelenki, zamkniętego schroniska po czeskiej stronie szykując się na najważniejsze wyzwanie dzisiejszego dnia, podejścia na Svorovą horę, czyli Czarną Kopę. To tutaj traci się najwięcej sił, a nie na podejściu na Śnieżkę.
Zakładałem jedno: 13ty na nas nie działa, ale jak rozpoczęliśmy podejście to każdy z nas, z wyjątkiem oczywiście Kamila, czuł jakąś niemoc, a przecież dzisiaj chcieliśmy wejść na Śnieżkę! Bez sił na podejście na Czarną Kopę…nie było szans.
O ile przy schronisku było coś widać, o tyle na podejściu Kamil był już tylko cieniem. trzeba było go gonić i zatrzymać…pod górkę.
Zazwyczaj tak to wygląda, najpiękniejsze miejsce na szlaku! Jednak nie tym razem.
https://www.zespoldowna.info/sniezka-3.html
https://www.zespoldowna.info/sniezka-2.html
https://www.zespoldowna.info/po-prostu-sniezka.html
Pierwszym sygnałem, że nie wejdziemy na Śnieżkę, a to miał być cel naszej wyprawy był fakt, że prawie przeszliśmy Svorovą horę po polsku Czarną Kopę z jej charakterystycznym słupkiem.
Zdjęcie, popatrzyliśmy… szliśmy dalej.
Drugi sygnał…grupa idąca za nami odpuściła,bo nie widziała szlaku. Myśmy jakoś szliśmy dalej…ale wiatr jaki wiał przy tej wilgoci spowodował, że nawet grube rękawiczki Janka, Kamila było to za mało. Obydwaj mieli zmarznięte ręce. Poddaliśmy się, gdy na przełączce na Czarnym Grzbiecie po prostu nas wywiało…ale nie tylko nas.
To nie pierwszy raz jak Śnieżka dała nam nauczkę. Może dlatego mieliśmy więcej pokory i z szybkością śnieżnego skutera schodziliśmy w dół. To była wyprawa jak Antarktydę a nie w góry, nie na Śnieżkę.
https://www.zespoldowna.info/snieznik-zima.html
Wróciliśmy na Svorovą horę…i nie było widać naszych śladów. Znamy ten szlak, a tutaj niespodzianka. Dobrze, że Asia stwierdziła, że zawsze słupek widać na podejściu z tej strony, więc idziemy tam…miała rację!
To były już kompletnie inne warunki, niż na podejściu. Zmieniły się w tak krótkim czasie.
Nowe doświadczenie: zjazd na tyłku bo nie było jak się zatrzymać.
Z radością powitaliśmy drzewa, które osłoniły nas od wiatru. Jeszcze fajniej było, gdy doszliśmy do Jelenki, w końcu było coś widać. Janek w końcu mógł zbiegać i być w tym najlepszy, i pierwszy.
Jeszcze czekało nas zejście do przełęczy przez zaspy…i być może nie będzie już wiatru.
Udało się! Wreszcie było miejsce bez wiatru, gdzie mogliśmy zjeść śniadanie. Odpoczywaliśmy i zostaliśmy zaskoczeni tablicą. Kiedyś my uczyliśmy Czechów czym jest wolność, teraz oni nas. To jest koło historii!!!
Ludzie wchodzili, a my schodziliśmy. Cieszyliśmy się z tego, że idziemy w dół, gdyż wiatr zmieniał odczuwanie wszystkiego w tym miejscu.
Wystarczyło zejść do lasu i świat się zmienił. Przestało wiać to raz.
Robiło się ciepło nawet, wiec w dół bieganie. Schodzenie jest dużo łatwiejsze zatem niż wejście i już byliśmy poniżej chmur to dwa.
Pojawił się strumyk z mostkami to trzy, ale to nie była ta przygoda która nas zaskoczyła najbardziej.
Nagle dwóch potężnych policjantów ale nieprzygotowanych do wypraw górskich, z ratownikiem GOPR, przygotowanym do takiej wyprawy próbowali iść do góry. Janek od razu przywitał się z Panami, no i było zdjęcie na tle auta GOPR.
….a potem znów bieg na sam dół.
Można powiedzieć przegraliśmy. Można powiedzieć nie weszliśmy. Można tez powiedzieć mieliśmy świetną przygodę, która dzięki naszemu racjonalnemu myśleniu dobrze się skończyła i będzie dobrze wspominana. Śnieżka ma swoje humory, a my i tak na nią wejdziemy.