Czarnoch, Czerwona Góra
kwiecień 18, 2022 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Nasze najlepsze góry to Góry Suche. Jak nam źle, jak pogoda jest do kitu, to idziemy tam. Zeszliśmy je prawie całe, z wyjątkiem tej części poniżej Głuszycy w kierunku na Tłumaczów, która niby należy do nich i niby nie należy…my chcieliśmy potwierdzić, że jednak należy do nich. Chmura, zimno –5C, ni to to śnieg, ni mróz, my wystartowaliśmy z Głuszycy do góry na Czarnocha, nasz pierwszy szczyt.
Jak zacząć wędrówkę? “Morderstwem” Janka, który ma swój czas, swój algorytm działania i ma w nosie, że wszystko jest gotowe, wszyscy czekają tylko na niego. Zadziałał obiad, jak zwykle w takiej sytuacji. “Chcesz obiad? To idziemy!” I nagle wszystkie przeszkody zniknęły…z wyjątkiem chmur. Zapomniałem o jednym: po raz pierwszy jak chodzimy po górach musiałem się mocno zastanowić jak rozpocząć naszą wędrówkę…czegoś zabrakło…a wszyscy szukali tej właściwej drogi.
Pomysł na trasę wzięliśmy z mapy z przed…20 lat? Jakoś inaczej to wszystko wyglądało na mapie niż dzisiaj.
Ta mapa podpowiedziała jak iść. Kamil do końca nie wierzył, że dokonaliśmy odpowiedniego wyboru. Ten asfalt wyjątkowo mu nie pasował dopóki, nie stał się szutrem i wtedy wszystko było jak zawsze. Złapcie mnie jeżeli potraficie!
W końcu Asia go dogoniła, a Janek stwierdził, że on najlepiej “wygląda” na końcu. Robił wszystko by być z tyłu. Miał być spacerek, to postanowiliśmy mu dać szansę na ten “koniec”. Tutaj będzie królem, bo z przodu król jest zazwyczaj jeden, ten wyższy.
Dzisiaj była ważna pogoda. Podejście pod Górę Źródlaną było impresjonistyczne. Mgła, wilgoć, zimno i ten silny wiatr. Rysowali wszystko po swojemu, tylko można było się zastanawiać, co autorzy mieli na myśli. My oczywiście skrótem.
Zdobyliśmy ją, ale to był łatwe. Dużo trudniejsze było jak pójść dalej. Chmura była coraz większa no i każdy miał ochotę znów pójść w innym kierunku.
Skończyła się “autostrada”. Mogliśmy iść typowym dla Gór Suchych szlakiem i było naprawdę miło. Czarnoch kompletnie nas zaskoczył, bo “czuliśmy” go, że to już…i nagle się pojawiła tabliczka. Wszyscy w świetnych nastrojach, Kamil pierwszy, Janek ostatni…chyba tak już będzie. Zejście z Czarnocha zielonym szlakiem pyszne, idealne na spacerowanie. Wzbudziły w nas zainteresowanie te słupki w środku lasu. Zainteresowanie było niesamowite. Potem się wyjaśniło przy piątym chyba, że to nasi rajdowcy motorowi rozjeżdżają lasy nie tylko polskie, ale i czeskie stąd blokada przejazdu na ich typowych trasach.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Czarnoch
Jak nie ma skał, to są drzewa. Oj była gimnastyka. Moja Asia nazywa to PEDAGOGIKĄ PODRÓŻY. Była pedagogika i to trzy na raz.
…a szlak jak późno jesienny a nie jak wiosenny w swoim krajobrazie.
Na koniec niespodzianka. Idziesz szlakiem, oglądasz jesień, a tu na środku stoi kamień i to z 1732 roku. Kolejny trójstyk w naszej kolekcji. Trójpański Kamień, który rozdzielał Śląsk, od Ziemi Kłodzkiej i Czech. Państwa się zmieniały, właściciele też a on stoi.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Tr%C3%B3jpa%C5%84ski_Kamie%C5%84
Janek wciąż na końcu, ale w dobrym humorze. Naszym celem była Czerwona Góra (Cervena hora) 747 m npm, będąca niejako uwieńczeniem polskiego Leszczyńca. Trzeba było ją znaleźć, znów PEDAGOGIKA PRZYGODY.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Červená_hora_(Góry_Kamienne)
Skrót się udał. Pierwsza w prawo, do wieży myśliwskiej, pierwsza za, w lewo pod górkę i zdobyliśmy Czerwoną Górę.
Ależ mroziło!!! Nie szło zatrzymać się na śniadanko. Zatem w dół.
Poniżej wieży, pogoda się zmieniła. Ciepełko! Szukaliśmy tylko polanki, bo Janek domagał się herbaty, a Kamil śniadania. Jak zdobywasz szczyt, to to musi być! Odpoczęliśmy i wracaliśmy na skróty oczywiście. Nie było istotne gdzie idziemy, byle wrócić a kolejność była oczywista: Kamil pierwszy, Janek ostatni.
Dzień niespodzianek to był ewidentnie. Słoneczko wyszło. Byli sami do tej pory, ale jak tylko ono się pojawiło to nagle się okazało, że turyści z Czech też testowali nasze przejście, ale i ktoś szedł przed nami. Skrót pod Czarnoch był świetny, tylko on sam troszeczkę zmęczył. Nie czuło się tego wcześniej, ale trzeba było podchodzić.
Janek na szczycie błysnął . Przeczytał wszystkie informacje ze znaków i pokazał kierunek zejścia. Pomimo, iż był taki sam jak rano, to był inny…bez chmury.
W pewnym momencie czułem się jak pod Suchawą w tym słońcu.
Byliśmy z Jankiem kompletnie przez nie rozbici. Niebieski szlak z rana, to nie był ten szlak jakim szliśmy. Wycięto wszystkie drzewa i to słońce pokazało. Kamil też dziwnie pogubił się i nie wiedział jak iść. Patrząc na Góry Sowie i Włodzicką Górę udało się dojść do parkingu. Wiemy co nas jeszcze tutaj czeka, dzięki temu…ale to na następny raz, gdy będziemy mieli chandrę i będzie zła pogoda.
https://www.zespoldowna.info/wieza-na-wlodzickiej-gorze.html