Czernica, Grodczyn, Wolarz cz.1
maj 1, 2018 by Jarek
Kategoria: Włóczykij i Tysięczniki
Czernica to po prostu Czarna Góra o wysokości 1 083 m npm w Górach Bialskich. Grodczyn to najwyższy szczyt Wzgórz Lewińskich o wysokości 803 m npm. Wolarz to z kolei 852 m npm i jest istotnym szczytem Gór Bystrzyckich. W niedzielę zdobyliśmy je wszystkie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Czernica_(g%C3%B3ra)
https://pl.wikipedia.org/wiki/P%C5%82oska_(g%C3%B3ra)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Grodczyn
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wolarz_(g%C3%B3ra)
Wszystkie trzy szczyty pochodzą z Włóczykija Sudeckiego i zawsze były jakoś omijane przez nas…ale tak na prawdę celem na ten dzień była tylko Czernica położona u stóp Bielic. Pobudka była o 5tej, bo to weekend. Przyjechaliśmy do Bielic tuż po ósmej, gdzie były tylko 2 samochody, brak ludzi i tylko góry. Start jak zwykle: chłopcy do przodu…ja z tyłu. Po wejściu na Vysoka hole był jeden dzień regeneracji, ale i tak myślałem, że będą chłopcy bez formy. Na tym etapie bez formy znów byłem ja a oni już po regeneracji szli znanymi im ścieżkami do żółtego szlaku.
Pierwsze “hamowanie” przy rozejściu szlaków, gdzie grupę udało się w miarę skonsolidować.
Pierwsze podejście i prawda wyszła na wierzch: Kamil zniknął, Jasiek wyhamował i szedł z nami pod niewielką górkę i zaczął uważnie obserwować przyrodę. Tu motyl, tu mrówka tu chrząszcz, było bardzo przyrodniczo.
Podejście się skończyło kierownik znów był na przodzie…aż do podejścia na Płoskę 1 035 m npm wtedy kierownik świetnie się sprawdzał dyrygując z “tylnego miejsca” kierunkiem ruchu Kamila…by w odpowiednim momencie znów być na przodzie lub kazać Kamilowi iść pierwszemu.
Wejście na Płoskę wykonaliśmy zgodnie z wytycznymi. Końcówka była troszeczkę trudniejsza, ale była to fajna wędrówka, niezbyt męcząca….ale w tym momencie Kamil znów nam zniknął. Trzeba było przyspieszyć by go złapać co się nam udało tuż przed Czernicą, na której zaskoczyła nas wieża podobna do tej, co już widzieliśmy w Górach Złotych na Jaworniku Wielkim, na Czarnej Górze i na Dzikowcu.
I oczywiście w rodzinie są osoby, które nie lubią wież i mogą poczekać na dole, gdy Ci którzy ich nie lubią muszą wejść za Jankiem na górę. Zdjęcie, krzyk:”Wiatr” i szybkie zejście. Zawsze mnie to jakoś męczy nie wiedzieć dlaczego, choć widoki gór jak zwykle fantastyczne.
Zaczynam już wierzyć w tabliczki kierunkowe w górach z czasem podawanym na nich, bo po raz kolejny zmieściliśmy się we wskazaniach, więc zaczyna być za dobrze
Postanowiliśmy troszeczkę zmodyfikować nasze zejście. Ponad 30 lat temu jeździłem po tych górach rowerem, stąd postanowiłem pokazać rodzinie te partie gór, do których rzadko się dochodzi po prostu. Naszym pierwszym celem było Wielkie Rozdroże. Janek postanowił pokierować wyprawą.
…przy okazji znów sprawdzając obecność chrząszczy, bo jaszczurki były za szybkie…i myjąc ręce w każdym źródle.
Z rozdroża zrobiliśmy “nasz” skrót do źródeł strumyka nad którym są fluoryty, schodząc koleinami wyznaczonymi przez traktory przy zwózce.
Przy strumieniu była nagroda, czyli przejście przez strumyk, to Jasiek ostatnio lubi najbardziej…a stamtąd szybko do auta z tym, że już bez plecaka bo było za ciepło.
Prawie 13 km wycieczki po łagodnych górach nie zmęczyło nas…powiem więcej zachęciło do zdobycia “wypierdka” jak to lubi określać moja żona, górę poniżej 1 000 m npm. Było wcześnie, więc postanowiliśmy pojechać na taki jeden szczyt o nazwie Grodczyn.