Czupel 3
luty 3, 2020 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Zaczynam uwielbiać ideę zdobywania szczytów z Korony Gór Polskich w naszej 3 turze inaczej, gdyż przez przypadek może się okazać, że jest szlak na górę rewelacyjny, inny niż się spodziewasz. Dzisiaj zatem o najfajniejszym szlaku na Czupel najwyższą górę Beskidu Małego.
Zdobywaliśmy go już od Magury. Była to długa i szczerze mówiąc, bardziej spacerowa trasa niż górska. I jeszcze było upalnie.
http://www.zespoldowna.info/czupel-i-skrzyczne.html
W drugim podejściu braliśmy go zimą od Międzybrodzia Bialskiego i to było już to, choć tej zimy były jak na lekarstwo.
http://www.zespoldowna.info/czupel-2.html
Wtedy także zastanawialiśmy się nad drogą od Łodygowic, od zachodniej strony i ten wariant przegrał…by być wygranym tym razem. Pogoda miała być kiepska z wyjątkiem 4 h okienka, więc musieliśmy pięknie trafić i oczywiście się udało!!!
…ale co to za zima…gdy nawet styczeń bardziej podobny jest do listopada…a wiatr wiał i chwila do chwili nie była podobna. Wyszliśmy na szlak i Czupel był piękny w błękicie nieba…i była to zmyłka.
Drugą było wejście do lasu po błocie i nagle “betonka” w pełnej krasie. Komfort nieznany z innych szlaków i tak się zastanawialiśmy dokąd to prowadzi. Tak szybko jak się zaczęła, tak szybko się skończyła pod domem z piękną polaną i widokiem na Skrzyczne po drugiej stronie doliny.
Ja już odpoczywałem, a Janek, a za nim Kamil jak zwykle mocno do przodu. Byle by nie odeszli tak sobie pomyślałem, gdyż tutaj co kawałek to ścieżka w bok. Jest w tym coś pozytywnego, gdyż każdy może wytyczyć swoje podejście na Czupel, ale o tym później.
Szlak był już w tym momencie mocno urozmaicony. Błoto tylko dodawało uroku. Janek ścigał się z Kamilem. Jednakże jak znalazł jakąś fajną zabawę to od razu wciągał brata. Tak jak tutaj w przeskakiwanie nad strumyczkiem.
Do Przełęczy Pod Przysłopem szło się rewelacyjnie i ciekawie, ale wtedy słońce zniknęło, ciężkie chmury pojawiły się nad nami i nawet zaczęło kropić. Na szczęście tylko do Diablego Kamienia.
Najważniejsze było jednak to, że humor chłopaki mieli superaśny. Wciąż się cieszyli i gonili do przodu. Jak zwykle, gdy im się powiedziało, że góra nad nami, to przyspieszali jeszcze bardziej. Czupel na górnym zdjęciu po prawej nam się objawił i chłopcy przyspieszyli oczywiście!
Szlak zrobił się też bardziej górski. Kamienie i podejście, dało uroku. Czupel przestał być łatwy, a Kamil to jednoznacznie podkreślał!
…a ja go wkurzyłem jeszcze bardziej. Tak jak wspominałem Czupel ma swoje ścieżki. Jedna z nich prowadziła centralnie na szczyt. Nazwałem to sarnią ścieżką. Było już trudniej, a miało stać się bardzo trudno, ale jak mamy podchodzić pod trudne góry to trzeba się tego uczyć i już.
Pojawiły się pierwsze łaty śniegu. Zrobiło to na nas wrażenie, w końcu to luty, nieprawdaż? Jankowi spodobała się ścieżka, gdyż wymagała gimnastyki. Co rusz Janek testował górę na czworakach niemalże. W końcu dał mi szansę poprowadzić.
Kamil nie mógł zrozumieć, że można się zmęczyć pod górkę i się wściekł, ale usiadł i zaczął od razu przepraszać. Janek wykorzystał to i uciekał pod Czuplem sam…ale Kamil był już w formie i poszedł za nim na luzie do góry.
Pod samym szczytem oczywiście znaleźliśmy drogę trawersującą szczyt. Jak to na Czuplu. Tam Janek już nie odpuścił i poszedł pierwszy do charakterystycznej jodły na szczycie.
No i dopiero tam mieliśmy przyjemność spotkać śnieg…a raczej zmarzlinę.
Zdobyliśmy w ten sposób na skróty Czupel, a wiało i chmury były tak ciężkie jakby za chwilę miało spaść na nas całe wiadro wody. Zdziwiliśmy się przy tym, gdyż przeniesiono szczyt trochę w “naszym” kierunku o jakieś 20 metrów, ale tak jest lepiej z tymi ławkami i widokiem na Skrzyczne, Pilsko i Babią między drzewami. Szkoda, że nie ma tam pieczątki!
Szybkie drugie śniadanie i nawet nie odpoczywaliśmy tylko w dół i to nawet bez skrótów! Muszę przyznać się jak zobaczyłem, że drogowskaz mówi o 2 h zejściu to się uśmiechnąłem. Przecież nie z moimi chłopakami. Oni jak zwykle biegli w dół i jak tutaj nadążyć!?
Schodziliśmy niebieskim do Rozdroża pod Czuplem, gdzie był też nasz czerwony. Już nie wiało, ale deszcz wciąż wisiał nad nami.
Humor chłopaków był tak fantastyczny, że nie mogłem narzekać, ba z Kamilem już zaczęliśmy planować co za tydzień.
Patrząc na Skrzyczne widzieliśmy kolejną falę deszczowych chmur. Nie trzeba było chłopaków hamować, tylko biec za nimi w dół. To nie było łatwe.
Czasami Janek się litował i czekał podając rękę pod górkę, ale preferował uciekać w dół, no bo obiad przecież!
Udało się. Doszliśmy do auta bez deszczu spotykając turystkę idącą do góry, coś niezwykłego tego dnia. Dla nas trasa była extra, jak i cały dzień. To nic, że błoto, ważne że było ciekawie i bardzo zmiennie, a ten skrót na Czupel rewelka! Polecam.