Czupel po raz 4 do Korony Gór Polski, po raz 2 do Diademu.
marzec 7, 2024 by Jarek
Kategoria: Korona i Diadem
Pamiętamy, że Janek, jak każdy człowiek, ma swoje specyficzne uwarunkowania dobrego funkcjonowania w górach, czyli w pierwszy dzień w górach człapie jak …po prostu człapie. W drugi to goni za to i nie można się nacieszyć, że tak mu świetnie idzie. Wiedząc to przygotowaliśmy “edycję specjalną” naszego górskiego weekendu. Od razu potwierdzam: zadziałało! Na rozgrzewkę miał być Czupel, najwyższy szczyt Beskidu Małego, a tak naprawdę szykowaliśmy się na Babią Górę, ale już kolejnego dnia.
Janek szczęśliwy po wyprawie powyżej, to tylko potwierdzenie, że to zadziałało.
A jak było? Cóż, deszczowo to raz, dwa: góra przed nami i nieznana ścieżka. To wystarczyło…a Czupel zawsze jest w czołówce opinii, że góra łatwa i nudna. Tym razem potwierdził, że może być wymagającą “skocznią” bez chwili na odpoczynek, gdy idzie się centralnie na jego wierzchołek.
Wystartowaliśmy jak zwykle, czyli Kamil daleko z przodu, my daleko z tyłu. Jednak tym razem nie mógł się rozpędzić, bo nie wiedzieliśmy, jak iść. Musiał być czujny i był. Jak zwykle zatrzymywał się przy podejrzanym skrzyżowaniu ścieżek.
Po chwili jednak co innego stało się świetnym hamulcem dla niego. Po prostu zaczęliśmy iść mocno pod górę. Zdziwiliśmy się od razu. Zazwyczaj po stu metrach jest chociaż mały odcinek wypłaszczenia na odpoczynek, a tu nic!
Janek człapał po swojemu i o dziwo, nie odstawaliśmy znacząco od Kamila, ten pod górę tez nieźle się spocił, a deszcz nie ułatwiał: tutaj gorąco, bo pod górę, jak się rozepniesz, to zimno, bo deszcz chłodził .
Już chłopcy witali się z gąską…Janek widział koniec podejścia. Tak, to był koniec szerszej ścieżki i wejście na węższą ścieżkę, która była w ten sposób trochę myląca. Jednak im była węższa, tym bardziej stroma.
Janek nie poddawał się i człapał. Byliśmy przygotowani na taką sytuację, więc był moment na gadanie, poznawanie drzew w rytmie człapania. Kamila z Asią już nie było widać…a było mocno jesiennie i Janek bał się, że Asia z Kamilem są już w chmurach. Na szczęście trochę się rozstąpiły.
Czupel zaskoczył. Po chwili przeszliśmy przez świerki i okazało się, że doszliśmy na sam szczyt…a tam kilka osób, przybijających pieczątki i to było miłe zaskoczenie…a deszcz padał, a nasi chłopcy uśmiechnięci i to było najważniejsze. Jak trudne było to podejście wystarczy popatrzyć na fakty. Niecałe 2 km pod górę, które zajęło nam ponad 1:30 h. Taki okazał się Czupel…prosto do nieba.
Janek okazał się wspaniałym bratem. Na górze przybijaliśmy pieczątki, zatem uczył Kamila jak to zrobić i wychodziło mu świetnie! Nawet Kamil to zaakceptował.
Nagrodą był oczywiście odpoczynek ze śniadaniem i herbatą. Jednak deszcz nie odpuszczał i trzeba było schodzić. Dopiero wtedy można było potwierdzić, jak wybitną skocznią jest ta góra, a mówią że łatwa. Wymagająca na pewno.
Na zejściu Kamil był wyraźnie zaskoczony. Tutaj mamy początek marca, a pogoda jak w listopadzie, trzeba było mu trochę wytłumaczyć, że kalendarz się nie zmienił…choć chmury, deszcz, kolory były jak listopadowe.
Tym bardziej trzeba było schodzić, a raczej szybko zbiegać. Było to tym, co chłopcy lubią najbardziej. Było szybkie i fantastyczne. Janek był tak rozruszany, że widzieliśmy już po jego minie, że w kolejnym dniu na Babią Górę będzie tylko lepiej po takiej rozgrzewce.
A Czupel? Cóż, podobnie jak ze Ślężą, Jagodną chociażby, jeżeli chcesz wejść spacerowo, to od przełęczy prosta i spokojna droga. Jak chcesz znaleźć wyzwanie, to go znajdziesz, tylko poszukaj. Tutaj okazało się, że najlepszy szlak na jego szczyt wiedzie cały czas prosto i cały czas pod górę. Wyzwanie przednie, nogi to potwierdzały! Polecam.