Dieta…same pytania.
Dlaczego kobiety wegetarianki mają problem z karmieniem swoich dzieci, gdy przechodzą z ich mleka na dietę typową dla dziecka powyżej 8 miesiąca? Dlaczego kobiety pijące herbatę zieloną, jedzące 4 jajka dziennie, jedzące ryby, warzywa zielone rodzą dzieci z zespołem Downa zdrowsze, bez wad?
Takich pytań mogę stawiać dzisiaj setki…dzięki Wam…i chciałbym znać więcej odpowiedzi na nie.
Pytania, które mnie nurtują:
Co się zmieniło w życiu naszej populacji wiejskiej, że rodzi się tam co raz więcej dzieci z zespołem Downa? Jak rozmawiam z mamami dzieci, to wydaje się że dieta jest stale taka sama…a jednak coś nie gra?
Dlaczego dzieci z ZD wegetarian mają statystycznie więcej problemów zdrowotnych, niż pozostałe dzieci?
Dlaczego dzieci z ZD z “natury” wolą bułkę, mięso a nie warzywa?
Dlaczego dieta pomaga utrzymać BMI w ryzach w sposób prostoliniowy, a nie przekłada się to w takich samych proporcjach na zdrowie?
Dlaczego my z automatu wprowadzamy dzieciom “naszą” dietę pomimo ich rozpaczliwej “obrony” przed nią?
Jak dobrać odpowiednią zbilansowaną, zindywidualizowaną dietę dla dzieci z ZD?
Jak różnicować dietę w zależności od wieku? Czy to jest w ogóle możliwe ze względu na styl życia jaki narzucamy naszym dzieciom od ich urodzenia?
Jakby dzieci z ZD jadły, gdyby same mogły od początku swojego życia kształtować i zaspakajać swoje potrzeby? Czy herbata zielona byłaby podstawą ich codziennej diety? Czy jajko byłoby dla nich strawne? Czy jadłyby ryby co drugi dzień? Czy robiłyby sobie sałatki suto pokropione olejem z oliwek albo lnianym? Czy nie jadłyby pieczywa i ziaren? Co jadłyby na obiad? Co na kolację?
…to wszystko wydaje się trywialne, dopóki nie staniesz z tym problemem twarzą w twarz, nie zrozumiesz genów, jelit jak działają, nie popatrzysz na naszą tradycję, która nie przystaje do nowych “zasobów” żywnościowych. A dieta jest ważna, bardzo ważna.
A propos “Co się zmieniło w życiu naszej populacji wiejskiej, że rodzi się tam co raz więcej dzieci z zespołem Downa?”
Pół swojego dzieciństwa spędziłam u dziadków na wsi. W latach 80 jadaliśmy głównie to, czym nas natura obdarowała. Czyli jak mięso to od wyhodowanych w gospodarstwie zwierząt (np.króliki w dużych ilościach),jajka od wolno chodzących kur zagrodowych, mleko i masło domowe, chleb pieczony w domu , warzywa i owoce głównie z własnych upraw i domowe przetwory z tychże, a do tego dziadek często łowił ryby w Wieprzu, który do tej pory jest dość dziką i czystą rzeką. Natomiast moje kilkanaście lat młodsze kuzynki, które na stałe mieszkały na wsi, wolały mleko z kartonu, masło i mięso ze sklepu, a najlepiej wszystkie wysoko przetworzone, coraz więcej półproduktów, coraz mniej warzyw i owoców z własnych upraw. Podsumowując: zauważyłam, że dieta wiejska wcale się tak bardzo nie różni od miejskiej. Może to jest przynajmniej częściowa odpowiedź na to pytanie.