Dolina Białej Łaby, najpiękniejsza w Karkonoszach.
lipiec 1, 2024 by Jarek
Kategoria: Nasze Góry
Kamil wrócił zmieniony z wyprawy w Tatry z Bonitum. Spokojniejszy, komunikujący, fajny. To był piątek, a już wiedzieliśmy że w sobotę będą musiały być góry. Kamil pięknie to zakomunikował. Tylko był ten jeden problem: z Kamilem się biega po górach i do tego trzeba wybrać trasę :) Asia przekonana przez Jordana, zgodziła się na Kozie Grzbiety po czeskiej stronie Karkonoszy i szczyt
https://www.zespoldowna.info/od-krakono-po-odrodzenie.html
Tak jak się spodziewaliśmy, Kamil wystartował. Asia za nim i nawet nie zauważyli padalca pod ich nogami. Wyglądał jak korzeń drzewa. Była to mała sensacja, jak to że w jednym miejscu rosło tak dużo, różnokolorowych naparstnic. Piękne!
Żarty się na tym skończyły. Próbowaliśmy na podejściu, przepięknym widokowo, dotrzymać kroku Kamilowi. Nie było aż tak źle, bo pogoda była z nami. Nie było tutaj nawet 20 C i wiaterek świetnie nas wentylował na tym niezwykłym trawersie. Wysłałem zdjęcie Darkowi, który zaczyna chodzić po górach i tutaj zong! “Jaki to szlak w Tatrach? Nie znam go!”
No właśnie. Szlak jak w Tatrach i Kamil jak w Tatrach. Na trawersach, co jakiś czas zatrzymywał się i kontrolował, gdzie my jesteśmy, bo oprócz nas nie było nikogo. Pojawiło się coś nowego, czyli zaglądanie przez ramię jak daleko jesteśmy, a my dzielnie byliśmy tylko z 30 metrów za nim. Postęp po naszej stronie :)
Jak patrzyło się wokół, to szlak przypominał ten na Brestową w Tatrach Zachodnich. Kamil już sapał, niezwykłe jak na niego. Jednak różnica wysokości na podejściu była zacna.
Do tego doszły schodki i już można by powiedzieć, że prawie jak na podejściu w Tatrach na Rysy. Na szczęście to była końcówka. Kamil wyraźnie zmęczony chciał odpoczywać…razem chcieliśmy patrzeć na Kozie Grzbiety, coś jak w Tatrach.
To nie był nasz “koniec”. Odpoczywaliśmy, wiaterek wiał i Śnieżka kusiła. Poszliśmy dalej. Zmienił się koncept przejścia, zatem postanowiliśmy dojść do źródeł Białej Łaby, czyli do schroniska/hotelu Luční bouda.
Kamilowi nie trzeba było powtarzać, w końcu tutaj był już kilka razy. Było cicho, wietrznie i bez upału. Przejście bajka po prostu. Patrzyliśmy na naszą lewą stronę cały czas. Tam co jakiś czas pojawiał się “dół”. Zaintrygował nas. Odpoczywaliśmy z widokiem na Śnieżkę, kombinując jak tutaj wrócić. Padło na niebieski szlak i Dolinę Białej Łaby, bo ten “dół” intrygował, a nas tam nie było do tej pory…szkoda.
Krok w “dół” i od razu było wow. Dlaczego nas tutaj nie było wcześniej? Widok jak z doliny walnej w Tatrach. Długa, głęboka, na dole z kaskadami płynąca Biała Łaba. Wyglądało wspaniale.
Szło się znakomicie, osłonięci od słońca. Kamil narzucił tempo i wychowany chyba w Bonitum, zatrzymywał się za każdym razem, gdy tracił nas na widoku. Żartował i cieszył się. Był to odpoczynek. W ten sposób dotarliśmy do Boudy Bílé Labe, u której nie byliśmy nigdy. Znów zaskoczenie! Dlaczego nas tutaj jeszcze nie było!!! Odpoczywaliśmy i na powrót wybraliśmy żółty szlak. Oj podejście, choć małe wycisnęło z nas duużo potu. Zaczynało być mocno gorąco. Kamil też mówił auto i kierował się wspaniale.
Szlak trawersował Kozi Grzbiet a my mieliśmy Karkonosze u stóp z pięknymi widokami. Doszliśmy do parkingu nie wiadomo kiedy. Było tak dobrze, że nie czuliśmy zmęczenia…ale głód był. Kamil zasłużył na nagrodę i były lody, takie jak chciał. Dostał to co nazwał, to był jego dzień.
A my? Cóż zastanawialiśmy się, czy Dolina Białej Łaby jest rzeczywiście najwspanialsza doliną Karkonoszy? Takiej jak w Tatrach, drugiej w Karkonoszach po prostu nie ma. Zatem musi być najpiękniejsza. Szlak choć długi, nie był aż tak trudny. Dawał odczuć choć odrobinę co może nas spotkać w innych wyższych górach. Nam się to podobało, Kamilowi też, zatem polecamy Wam, bo warto.